Serialowa alternatywa: "Wystawieni", czyli David Tennant, Michael Sheen i nietypowa próba teatralna
Małgorzata Major
8 maja 2021, 15:01
"Wystawieni" (Fot. BBC)
Serial "Wystawieni" to efekt pierwszych miesięcy pandemii i zamknięcia w domach pracowników branż artystycznych. Produkcja BBC trafiła do polskiej dystrybucji na Canal+.
Serial "Wystawieni" to efekt pierwszych miesięcy pandemii i zamknięcia w domach pracowników branż artystycznych. Produkcja BBC trafiła do polskiej dystrybucji na Canal+.
Od razu na wstępie przyznam, że nie jestem fanką dzieł powstałych w okresie pandemii i pandemii dotyczących. Na myśl o wszystkich dziennikach okresu pandemii, uaktywnieniu się celebrytów obecnych na Instagramie w formie licznych live'ów i koncertów z wanny albo salonu, o przemyśleniach znad mycia naczyń nie wspominając, przeszywa mnie dreszcz. Być może za dekadę albo dwie te materiały będą miłym retroakcentem i/lub źródłem historycznych dociekań, tak jak dzisiaj są dla nas "analogowe czasy" w filmach i serialach z lat 90., niemniej jednak nie jestem entuzjastką autotematycznej twórczości "pandemicznej".
Wystawieni to próba teatralna na Zoomie
Z tego też powodu "Wystawieni" nie są dla mnie tak wspaniałym źródłem rozrywki jak dla innych krytyków, rozpływających się nad zadziornym duetem Tennant/Sheen. Oczywiście doceniam ich talent i poczucie humoru, ale nie mam wrażenia, że dzięki tym — trwającym na ogół kwadrans — odcinkom dowiedziałam się czegoś więcej o sztuce aktorskiej. Są to bardzo przyjemnie zaaranżowane popisy dwójki utalentowanych osób posiadających talent aktorski. Tylko tyle — albo aż tyle.
Serial opowiada o przygotowaniach do premiery teatralnej, którą oddaliła w czasie pandemia. Jest zapisem rozmów na Zoomie dwójki aktorów, grających "podkręcone" wersje samych siebie. Dialogi są fikcyjne, nie są to rzeczywiste zapisy rozmów Davida Tennanta i Michaela Sheena — duetu znanego z "Dobrego omenu" — chociaż każdy z nich "gra" siebie. W tle pojawiają się rodziny aktorów i ich współpracownicy.
Wystawieni — wielki popis Tennanta i Sheena
Tennant i Sheen nie chcą tracić czasu i mimo że szybko okazuje się, iż próba teatralna w formie rozmowy na Zoomie to zdecydowanie porażka, starają się w jakiś kreatywny sposób spędzać dni, z których w okresie pandemii nic nie wynika. Przy tej okazji nie mogę, na marginesie, nie odnieść się do tych wszystkich osób zmęczonych home office, które walcząc z domową nudą, ćwiczyły jogę, piekły chleb, obejrzały wszystkie filmy z listy "setka klasyki filmowej", a nawet przeczytały "Czarodziejską górę" Tomasza Manna. Dla większości osób na rynku pracy ostatni rok nie był żadnym "lockdownem". Liczba profesji, które da się realizować zdalnie, to wciąż tylko ułamek zatrudnionych, więc nie udawajmy, że wszyscy mogliśmy uprawiać jogę restoratywną.
Tennant i Sheen pracują nad sztuką "Sześć postaci w poszukiwaniu autora" Luigiego Pirandellego. Oczywiście wybór sztuki nie jest przypadkowy. W końcu opowiada ona o tym, co dzieje się podczas próby sztuki "Gra ról" Luigiego Pirandellego. Mamy więc do czynienia z ciekawym zabiegiem autotematycznym.
Wystawieni jako kpina z prozy życia
Przy okazji rozważań o sztuce dowiadujemy się, że w branży filmowej ego gwiazd jest oczywiście kwestią priorytetową. W sposób bardzo uroczy i żartobliwy, Tennant i Sheen przekomarzają się odnośnie tego, czyje nazwisko powinno być pierwsze i stosują szereg zabiegów, żeby udowodnić najlogiczniejszy wybór, że to właśnie X albo Y powinien być numerem jeden. Przy okazji prób, które raczej kuleją przez spory personalne, wychodzi na jaw, że w tej branży, jak w każdej innej, hipokryzja to podstawa działania. Wielkim problemem okazuje się też bycie opcją numer dwa, czyli wybór do roli po tym, gdy ktoś inny ją odrzucił. Naczelnym tematem jest jednak sytuacja wrednej sąsiadki Sheena, która nagle znika i nie wiadomo, co się z nią stało.
Poza tym obserwujemy maraton picia wina, siedzenia na schodach, fotelach i przy stołach. Chciałoby się powiedzieć, że siedzenie to czynność, której w ciągu ostatniego roku poświęciliśmy bardzo dużo czasu, w końcu wideokonferencje wymagają tego, żeby siedzieć, siedzieć i jeszcze raz siedzieć. Związanej z tym nudy doświadczamy także w serialu. Obserwujemy rwące się wątki, postaci znikające z wideokonferencji i zyskujące status "zaginionych w codzienności". "Wystawieni" to zgrabne przypomnienie, że wszyscy nudzimy się tak samo.
Wystawieni jako serial o pandemii
Na szczęście w pierwszym sezonie "Wystawionych" tematu pandemii w serialu w zasadzie nie ma, dzięki czemu można oddać się lekkiej formie opowieści o dwójce, nieco ekscentrycznych, aktorów. W gruncie rzeczy David Tennant i Michael Sheen wypadają bardzo naturalnie i sympatycznie, ale jak wiemy, są świetnymi aktorami, więc równie dobrze mogą być w rzeczywistości wcieleniem zła. Ich przepychanki słowne są przyjemne dla ucha, a włosy Sheena, żyjące własnym życiem, także dla oka. Nie sposób też zignorować faktu, że Tennant, ukończywszy już pięćdziesiąty rok życia, wygląda na trzydzieści klika lat, więc niewykluczone, że podpisał jakiś cyrograf.
Serial zdecydowani trafi do wielbicieli talentów aktorskich tej dwójki i funkcjonować będzie jako niszowa rozrywka. Trudno też dziwić się początkowej niechęci widowni, jeśli nie należycie do fanów wspominanych już dzieł okresu pandemii. Nie każdy ma na to zdrowie, żeby przedzierać się przez wysypy twórczości, w którą zamieszane są chleby bananowe, leginsy do ćwiczeń i opowieści o porannej rutynie. W tej chwili obydwa sezony serialu dostępne są na Canal+. Niewykluczone, że gdyby trafiły do Polski wcześniej, serial spotkałby się z żywym zainteresowaniem. Teraz wydaje się odrobinę spóźniony. Jednak historia o "portrecie" ananasa i odpowiedź Sheena wciąż warta jest obejrzenia.