"Wąż" to trochę inna historia o seryjnym mordercy — recenzja serialu BBC z Jenną Coleman
Marta Wawrzyn
5 kwietnia 2021, 13:08
"Wąż" (Fot. BBC)
Kolejny ponury serial o seryjnym mordercy? Nie do końca. "Wąż" stawia na gorące azjatyckie klimaty, stylowe lata 70. i dość nietypowego zabójcę. Oceniamy serial BBC, dostępny na Netfliksie.
Kolejny ponury serial o seryjnym mordercy? Nie do końca. "Wąż" stawia na gorące azjatyckie klimaty, stylowe lata 70. i dość nietypowego zabójcę. Oceniamy serial BBC, dostępny na Netfliksie.
Tuż przed świętami na Netfliksie wylądował "Wąż" ("The Serpent"), serial BBC, który Brytyjczycy wciągali na początku roku. Przy czym słowo "wciągali" zostało użyte nieprzypadkowo, bo mowa o produkcji, którą ogląda się zadziwiająco łatwo, lekko i przyjemnie, jak na historię seryjnego mordercy. Tylko czy to faktycznie zaleta?
Wąż to historia mordercy Charlesa Sobhraja
Rzecz się dzieje w latach 70., w krajach azjatyckich, w tym Tajlandii, Indiach i Nepalu. Udający sprzedawcę biżuterii Charles Sobhraj (francuski aktor Tahar Rahim) pojawia się wraz ze swoją dziewczyną Marie-Andrée Leclerc (Jenna Coleman) w Bangkoku. Para wydaje się być spełnieniem marzeń o tym, jak może wyglądać życie, kiedy masz pieniądze, wolny czas i zero zobowiązań: podróże, imprezy, drinki przy basenie, stylowe ubrania. Przez ich mieszkanie wciąż przewijają się nowi goście, z których większość okazuje się dziwnie chorowita i już tego mieszkania nie opuszcza.
Oparty na prawdziwej historii serial opowiada o mordercy, którego ofiarą padło przynajmniej 12 osób. Wszystkie wybrane według podobnego klucza — młodzi podróżnicy, ciekawi świata, często bez grosza przy duszy, zagubieni albo przeciwnie, poszukujący wrażeń. Osiem odcinków serialu to — oprócz palm, słońca i fenomenalnych outfitów Jenny Coleman — niekończący się ciąg dręczenia ofiar Sobhraja, z pomocą coraz bardziej przerażonej Marie-Andrée i Ajaja (Amesh Edireweera), pomocnika, o którym w zasadzie niczego się nie dowiadujemy.
Wąż, czyli serial, który chciałby być sexy
Płascy, nieciekawi bohaterowie, których można opisać dwoma przymiotnikami, to największy problem "Węża". I niestety dotyczy to przede wszystkim serialowych czarnych charakterów, na czele z samym Sobhrajem. Po ośmiu godzinach w jego towarzystwie nie jestem w stanie pojąć, dlaczego ludzie dawali się nabierać na jego nieodparty urok osobisty czy też charyzmę, bo ani jednego, ani drugiego w serialu nie widać. Twórcy serialu, Tom Shankland i Richard Warlow (obaj z ekipy "Ripper Street"), jakimś cudem dali radę zamienić naprawdę barwną postać mordercy w zwykłego chłystka, którego wszelkie działania wyglądają na grubymi nićmi szyte.
Jeśli już ktoś jest tutaj "sexy" — a mam wrażenie, że serial chyba chciałby, żeby główni bohaterowie tacy właśnie byli — to Marie-Andrée, bardziej ofiara niż wspólniczka mordercy. Dziewczyna Sobhraja jest jedyną postacią po "ciemnej stronie mocy", które motywacje serial wyjaśnia i którą aktorka potrafi zamienić w człowieka z krwi i kości. Nie przeszkadza też fakt, że Jenna Coleman wygląda jak milion dolarów, a z jej twarzy bije głęboki smutek godny Betty Draper.
O dziwo, ciekawiej jest po dobrej stronie, gdzie na trop seryjnego mordercy wpada młody holenderski dyplomata Herman Knippenberg (Billy Howle, obok Coleman najbardziej wyrazisty w swojej roli) — i nie odpuszcza. Razem z żoną, Angelą (Ellie Bamber), oraz parą sąsiadów Sobhraja, Knippenberg wytrwale zmierza po nitce do kłębka i widząc jego pasję i zawziętość, trudno mu nie kibicować. Choć koniec końców to też nie jest dobrze napisana postać — ot, typowy młody idealista.
Wąż — czy warto obejrzeć serial BBC?
Kolejną rzeczą, która w "Wężu" nie do końca wyszła, jest ciągłe przeskakiwanie po osi czasu. Nawet nie chodzi o to, że trudno połapać się w fabule — nietrudno, choć wymusza to uważniejsze oglądanie, niż serial zasługuje — ile o to, że to po prostu irytujące. Chwila z Sobhrajem w Paryżu, potem w Bangkoku, w Nepalu, potem dla odmiany urywek śledztwa. Serialowi BBC prawdopodobnie wyszłoby na dobre, gdyby zamiast na takie zabawy postawił na porządnie napisany scenariusz.
Ostatecznie jednak, "Wąż" to serial, który da się oglądać, zwłaszcza w czasach pustek w ramówkach. Nie tak uwodzicielski, jak by chciał być, ale wystarczająco wciągający, by go binge'ować bez zgrzytania zębami. Wkręca zwłaszcza śledztwo Hermana, choć już z krótkiego opisu serialu wiemy, jak się skończy. Jest ono jednak wystarczająco niekonwencjonalne i zawiera wystarczająco dużo twistów po drodze, by podtrzymywać zainteresowanie widza. Zwłaszcza kiedy do akcji wkracza odważna Nadine (Mathilde Warnier), sąsiadka Sobhraja i Marie-Andrée.
Swoje robi też fakt, że serial kręcono w Tajlandii, która wygląda na ekranie świetnie, zwłaszcza w tych momentach, kiedy twórcy bawią się stylizowaniem na telewizję lat 70. Oglądanie historii seryjnego mordercy ze względów podróżniczych brzmi trochę dziwnie, ale cóż, tak się składa, że fotogeniczne miejscówki robią w "Wężu" lepszą robotę niż Tahar Rahim. Po ośmiu odcinkach (to zamknięta historia, kontynuacji nie będzie) pozostaje jednak wrażenie, że ktoś tu nie wykorzystał potencjału i że w sumie "Węża" można obejrzeć, ale właściwie nie wiadomo po co.