Kultowe seriale: "Iluminacja", czyli dobre chęci kontra rzeczywistość
Kamila Czaja
13 marca 2021, 13:02
"Iluminacja" (Fot. HBO)
Serial Mike'a White'a i Laury Dern nie przebił się wystarczająco dekadę temu. Ale dziś widać, że z ówczesnych komediodramatów właśnie "Iluminacja" wciąż zasługuje na uwagę i nowych widzów.
Serial Mike'a White'a i Laury Dern nie przebił się wystarczająco dekadę temu. Ale dziś widać, że z ówczesnych komediodramatów właśnie "Iluminacja" wciąż zasługuje na uwagę i nowych widzów.
W 2011 roku można było już oglądać sporo półgodzinnych seriali, które chociaż nie w pełni poważne, trudno byłoby nazwać komediowymi. "Trawka" i "Californication" miały już swoje lata, emitowano "Siostrę Jackie" czy "Słowo na R". Zbliżała się era rozpoczętych w 2012 roku "Dziewczyn". Jednak żadnej z tych tragikomicznych historii nie ma na liście najlepszych seriali dekady. A "Iluminacja" – jest.
Produkcja, którą w latach 2011-2013 mało kto oglądał, więc HBO skasowało ją po dwóch sezonach (osiemnastu odcinkach), już wtedy cieszyła się uznaniem krytyków. Zwłaszcza 2. seria mogła liczyć na dobre recenzje. Laura Dern dostała zresztą Złoty Glob, a sam serial był do tej nagrody nominowany. Trudno jednak uznać, że "Iluminacja" okazała się hitem. Raczej przeciwnie. A jednak to właśnie ten tytuł przetrwał w pamięci, podczas gdy głośniejsze coraz bardziej się niej zacierają.
Iluminacja — serial z Laurą Dern jako antysitcom
Przyznaję, że kiedyś się od serialu Mike'a White'a (scenarzysta wszystkich odcinków, reżyser kilku) i Laury Dern odbiłam. Teraz, po drugim podejściu, jestem zachwycona, chociaż nie mam dużych pretensji do siebie sprzed lat. Nadal stwierdzam, że "Iluminacja" rozwija się wolno, a do granej przez Dern głównej bohaterki trzeba się przyzwyczaić. Porzucenie serialu miało więc uzasadnienie, chociaż teraz już wiem, że należało wytrwać. I dostać w nagrodę serial inny niż wszystkie.
"Iluminacja" nie tylko trochę różni się od tradycyjnych telewizyjnych komedii. Właściwie wciąż miałam wrażenie, że to wręcz antysitcom. Amy (Dern, później choćby w "Twin Peaks" i "Wielkich kłamstewkach") po publicznym załamaniu nerwowym i terapii na Hawajach wraca odmieniona. Postanawia żyć zgodnie z różnymi pozytywnymi zasadami i zmieniać świat. Nie ma gdzie mieszkać, więc ląduje u matki, Helen (Diane Ladd), a zamiast upragnionego awansu firma łaskawie daje jej szansę powrotu do pracy. Tyle że do piwnicy wśród innych "zesłańców". Nie potrafi też zapomnieć o byłym mężu. Amy i Levi (Luke Wilson, "Roadies") mają relację tyleż silną, co toksyczną.
Brzmi to jak typowa komedia międzypokoleniowa i "pracownicza". Nie jest jednak "Iluminacja" ani zabawnym pokazaniem dogrywania rodzinnych relacji, ani ostrą satyrą biurową. Tak, korporacja bezdusznie wysysa z ludzi ostatnie siły, a Amy i Helen nie potrafią się komunikować, ale to jednak poważna sprawa. Chociaż przesycony ironią, która mocno wpływa też na sposób pokazania głównej bohaterki, serial rzadko pobudza do śmiechu.
Iluminacja, czyli serial o kobiecie skomplikowanej
Oglądamy kobietę równie pełną dobrych chęci, co irytującą. I nie w urokliwy sposób, który kojarzymy choćby z Leslie Knope. Bohaterce "Iluminacji", jeśli już, bliżej do Rebeki z "Crazy Ex-Girlfriend". Amy walczy o lepszy świat, ale przede wszystkim walczy wewnętrznie.
Powiedzenie sobie, że od teraz będzie się lepszą osobą, to jedno. Ale jak wprowadzić postanowienie w życie, kiedy idealizm dziwnie przypomina naiwność, zaangażowanie sprawia, że znajomi zaczynają Amy unikać, wiara w byłego męża naraża na kolejne rozczarowania, a nowa praca wydaje się tak absurdalna, że bohaterka, zajęta różnymi szczytnymi celami, przez parę odcinków nie zadaje sobie trudu, by się dowiedzieć, na czym właściwie polegają jej obowiązki. Co zresztą do szału doprowadza szefa (Timm Sharp, "Sześć stóp pod ziemią", "Studenciaki").
1. sezon to w dużej mierze perypetie Amy próbującej "coś ważnego" zrobić i odnaleźć się w nowej sytuacji. 2. seria, mając już ustalonych bohaterów, dodaje nieco bardziej spójną fabułę. Szkoda, że nie było sezonu 3. Twórcy mieli już na niego pomysł, a ten świat aż się prosił o rozwinięcie. Zwłaszcza że kiedy już się widz do "Iluminacji" przekona (dla mnie przełom to 4. odcinek), zaczyna dostrzegać, jak przemyślany to serial.
Iluminacja serwuje prawdziwe dylematy
Postaci są napisane w pogłębiony sposób, a obok Dern, Ladd, Wilsona i samego White'a (w roli Tylera, nieśmiałego kolegi Amy z nowej pracy) na drugim planie pojawiają się tacy aktorzy jak Jason Mantzoukas ("Dobre Miejsce"), Michaela Watkins ("Casual"), Molly Shannon ("Saturday Night Live"), Dermot Mulroney ("Shameless", Christopher Abbott ("Dziewczyny"). Na moment wpada nawet Robin Wright (dwa lata przed "House of Cards").
Właściwie nie wiadomo, które wątki wyróżnić, tak dobrze się splatają i tak mocno angażują. Walka Dawida z Goliatem, czyli trybików w maszynie z wielką korporacją. Uprzywilejowanie a bieda. Trudne relacje z bliskimi (tu genialne sceny Dern i Ladd, matki i córki również poza ekranem). Samotność w tłumie. I przede wszystkim pytanie o to, czy można się zmienić i czy w życiu powinno chodzić o coś więcej niż tylko o przeżycie. Brzmi to wysoko, ale fakt, że mamy do czynienia z takimi, a nie innymi postaciami, sprawia, że zamiast patosu widzimy codzienne zmagania.
Być może o sile "Iluminacji" decyduje to, że serial, rozwijając się celowo powoli, portretuje ludzi wiarygodnie pogubionych. Nie wyjątkowych, ale po ludzku złożonych w motywacjach, wadach i zaletach. A dylematy, przed jakimi White stawia swoich bohaterów, to faktycznie dylematy. Wielokrotnie można złapać się na myśli, że nie ma jednoznacznej odpowiedzi, co byłoby lepszym wyjściem. A każde z wyjść ma konsekwencje. Widać to nie tylko w losach Amy, ale też w fantastycznych odcinkach poświęconych osobno innym bohaterom (kolejno: Helen, Levi, Tyler). To jedne z najlepszych odsłon serialu.
Dlaczego warto obejrzeć serial HBO Iluminacja
Poza świetnym scenariuszem i aktorstwem podkreślić trzeba, że to serial pięknie nakręcony. Do wyreżyserowania odcinków zaproszono między innymi takich twórców jak Nicole Holofcener, Jonathan Demme, Todd Haynes. Świetna muzyka (nieraz oglądałam całe napisy końcowe, żeby dosłuchać piosenki) i piękne kadry uzupełniają całość w sposób, którego nie można tu pominąć. Podobnie jak tego, że serial zupełnie się nie zestarzał – no, może poza modelami telefonów i nadmierną wiarą w to, że media społecznościowe zmienią świat na lepsze.
Zanim w tym roku HBO da nam nowy serial White'a, "The White Lotus", warto nadrobić poprzedni. Świat z "Iluminacji" rzadko przystaje do fantazji Amy, co chwilę pokazując, że wyczytane pozytywne mantry mają się nijak do rzeczywistości. Równocześnie jest tu jakaś przewrotna nadzieja na poprawę sytuacji. A sama produkcja przekracza oczekiwania i jeśli nawet nie jest powszechnie kultowa, to na pewno jest taka dla licznych krytyków, wspominających ją po dekadzie od premiery. Oraz dla recenzentów o parę lat spóźnionych, ale polecających seans z pełnym przekonaniem.