"Pokolenie", czyli serial nie dla starych ludzi — recenzja młodzieżowej produkcji HBO Max
Marta Wawrzyn
10 marca 2021, 17:27
"Pokolenie" (Fot. HBO Max)
Prób pokazania telewizyjnej widowni, jaka jest ta dzisiejsza młodzież, było w ostatnich latach całkiem sporo. "Pokolenie" tym się różni od poprzedników, że ma 18-letnią twórczynię.
Prób pokazania telewizyjnej widowni, jaka jest ta dzisiejsza młodzież, było w ostatnich latach całkiem sporo. "Pokolenie" tym się różni od poprzedników, że ma 18-letnią twórczynię.
Seriale młodzieżowe niesamowicie się zmieniły na przestrzeni ostatniej dekady, a najlepszym dowodem na to niech będzie stara i nowa "Plotkara". W tej pierwszej Manhattan zamieszkiwali wyłącznie ludzie biali i uprzywilejowani, którzy na swoich znajomych z Brooklynu, też białych i w gruncie rzeczy podobnie uprzywilejowanych, patrzyli z pogardą i poczuciem wyższości. W tej drugiej będą wyeksponowane wszelkie rodzaje różnorodności. I świetnie, bo w serialach powinno być dużo miejsca na reprezentację, tak żebyśmy nie czuli, że oglądamy sztuczny świat albo malutki wycinek rzeczywistości. Nowy Jork nie wygląda jak w oryginalnej "Plotkarze".
Zanim jednak zobaczymy, jak prezentuje się "Plotkara" w wydaniu "taka sama, ale zupełnie inna", mamy do wyboru przynajmniej kilka seriali, które w autentyczny sposób starają się opowiadać o współczesnej amerykańskiej młodzieży. Jest świetna "Euforia", skupiająca się na sprawach najbardziej problematycznych, jak narkotyki czy przemoc seksualna. Jest netfliksowe "Grand Army", którego braku kontynuacji (prawdopodobnie to właśnie oznacza w tym przypadku milczenie) nie mogę odżałować, bo bardzo tę eklektyczną ekipę polubiłam. Jest wreszcie świeżutkie "Pokolenie", produkcja HBO Max, która debiutuje jutro, w Polsce na HBO GO.
Pokolenie stawia na różnorodność i autentyczność
Po obejrzeniu przedpremierowo czterech odcinków 1. sezonu (z ośmiu) mogę powiedzieć, że to dobra rzecz, choć zdecydowanie nie dla każdego. Zaczyna się ostro, bo od sceny porodu w toalecie w centrum handlowym. Rodząca jest nastolatką, która jeszcze chwilę wcześniej nie miała pojęcia, że jest w ciąży, a za położne robią jej dwie koleżanki. Całą trójkę za chwilę poznamy bliżej, kiedy serial cofnie się o kilka miesięcy w czasie, by przedstawić nam swoich bohaterów.
Pod każdym względem wyróżnia się zwłaszcza Chester (Justice Smith z "The Get Down"), chłopak, który ma świetne stopnie i do tego jest szkolnym sportowcem, a jednak ciągle dostaje ostrzeżenia grożące zawieszeniem w prawach ucznia. Za co? Za wygląd. Chester notorycznie łamie szkolne zasady co do ubioru, podkreślając swoją queerową tożsamość makijażem, biżuterią i outfitami, w których odnalazłby się w "Pose". W szkole, nawet dość otwartej, wciąż się wyróżnia i jest za to tępiony.
Jego znajomi to m.in. Greta (Haley Sanchez), Latynoska, której matkę deportowali; zapalona fotografka Riley (Chase Sui Wonders), wyrzucona z poprzedniej szkoły za serię zdjęć twarzy w czasie orgazmu; rodzeństwo Nathan (Uly Schlesinger) i Naomi (Chloe East), a także Arianna (Nathanya Alexander), dziewczyna, która ma dwóch kochających ojców i zamiłowanie do walki z polityczną poprawnością ("Jak mogę być bigotką? Moi rodzice są pedałami!" to tylko jeden z jej mocniejszych tekstów). W dorosłej obsadzie są m.in. Martha Plimpton i Sam Trammell jako konserwatywni rodzice biseksualnego chłopaka i Nathan Stewart-Jarrett jako pedagog szkolny.
Serial Pokolenie ma szansę iść drogą Dziewczyn
Jak już pewnie zgadliście po opisach postaci, "Pokolenie" bardzo mocno stawia na różnorodność, problemy społeczne i kwestie poszukiwania tożsamości we współczesnym świecie. To nie jest serial o heteroseksualnych białych dzieciakach — takich widzieliśmy już dziesiątki, więc tutaj odsunięto ich na margines, skupiając się na tych, którzy do tej pory mieli mniejsze szanse, żeby dojść do głosu. Za czasami, "kiedy ludzie byli po prostu normalni", tęskni religijna matka Nathana i właściwie tylko ona. Wszyscy inni idą do przodu ze smartfonami przyklejonymi do rąk.
Bohaterowie eksperymentują z seksem i używkami, szukają odpowiedzi na pytanie, kim są, zmagają się z trudnymi sytuacjami w domu (prawie nikt nie ma tradycyjnej rodziny) i problemami społecznymi, ale też realizują marzenia, udowadniając, że są interesującymi, mającymi wiele do powiedzenia młodymi ludźmi, przed którymi świat powinien stać otworem. Przy całym przerysowaniu postaci i funkcjonowaniu z dala od realiów bliskich nam, mieszkańcom szaro-szarego kraju nad Wisłą, serial stworzony przez 18-letnią Zeldę Barnz i jej ojca Daniela Barnza, z pomocą producentki Leny Dunham, sprawia zaskakująco wręcz autentyczne wrażenie. To nie są chodzące manifesty polityczne, tylko prawdziwe, skomplikowane dzieciaki.
Takie, które potrafią zaskakiwać, zachwycać, ale i porządnie wkurzać, jak na młodych ludzi, którzy są "jacyś", przystało. Ich wątki prywatne, w tych kilka potencjalnych romansów, ale też choćby to, jak wygląda życie w domu Grety czy Chestera, wciągnęły mnie wystarczająco, żebym chciała kontynuować oglądanie "Pokolenia", nawet jeśli na tym etapie nie potrafię powiedzieć, czy będzie ono dla młodzieżowej widowni tym samym, czym dla dwudziestolatek były "Dziewczyny".
Rękę Leny Dunham widać, ale jeśli porównywać "Pokolenie" chociażby do "Skins" — serialu, który debiutował na Channel 4 prawie piętnaście lat temu — to wciąż mamy to irytujące wrażenie, że niby jest realistycznie, niegrzecznie i bardzo do przodu, ale w pewnych granicach. Brytyjskiej surowości w "Pokoleniu" nie znajdziecie, ale ma ona wiele innych zalet — oprócz różnorodności i autentyczności komediodramat HBO Max potrafi zachwycać swoją energią, ostrymi dialogami czy dobrze dobraną, bardzo eklektyczną muzyką. To nie jest serial dla starych ludzi, którzy tęsknią za czasami, kiedy "było normalnie". Wszyscy inni mogą śmiało próbować.