"Kajko i Kokosz", czyli co dzieje się z Mirmiłowem na Netfliksie – recenzja pierwszych odcinków serialu
Kamila Czaja
26 lutego 2021, 09:01
"Kajko i Kokosz" (Fot. Netflix)
Serialowa wersja kultowego dla wielu komiksu Janusza Christy miała potencjał, ale odnoszę wrażenie, że "Kajko i Kokosz" w takim wydaniu nie są dla widzów w każdym wieku.
Serialowa wersja kultowego dla wielu komiksu Janusza Christy miała potencjał, ale odnoszę wrażenie, że "Kajko i Kokosz" w takim wydaniu nie są dla widzów w każdym wieku.
Nie powiedziałabym, że "Kajko i Kokosz" mnie ukształtowali. Tę rolę pełniły komiksowo raczej "Giganty", a na polskim gruncie – cudownie absurdalne przygody bohaterów albumów Tadeusza Baranowskiego. Ale perypetie słowiańskich wojów przewinęły się przez moje dzieciństwo obok choćby twórczości Szarloty Pawel, kolejnych misji Asteriksa i Obeliksa (trudno zresztą nie widzieć podobieństwa między dziełem Janusza Christy a tą serią) czy zmagań Thorgala (na które byłam stanowczo za młoda).
Zarysowuję ten przegląd, bo przy pierwowzorze dla wielu wręcz kultowym, ale innym, zwłaszcza pewnie młodszym, znanym słabiej lub wręcz nieznanym zupełnie perspektywa oglądania ma duże znaczenie. "Odwieczni" fani mają pewnie wysokie oczekiwania, niektórzy widzowie być może dopiero wejdą w ten świat. A ja – cóż, nie czekałam w wielkim napięciu, ale przecież nagle na wieść o netfliksowej adaptacji wróciły do mnie tytuły tomów, wspomnienie, że to z Christy nauczyłam się choćby słów "szranki" czy "konkury", powiedzonka postaci. I sentyment, którego mam wobec Kajka i Kokosza więcej, niż sądziłam.
Kajko i Kokosz na Netfliksie mają silną ekipę
W efekcie sytuowałabym się gdzieś pomiędzy. Kibicowałam, żeby się udało, ale nie była to dla mnie kwestia życia i śmierci. I po dwóch pierwszych odcinkach widzianych przedpremierowo (z pięciu, które mają pojawić się na Netfliksie w niedzielę) bardzo jestem ciekawa, jak zareagują inne grupy odbiorców, choćby starsi wielbiciele Christy albo współczesne dzieciaki, zarówno te znające komiks (ukazały się wszak wznowienia), jak i te, które odwiedzą Mirmiłowo dopiero teraz. Na razie ja sama mam mieszane uczucia.
Ekipa podejmująca się projektu dawała szansę na coś wyjątkowego. To ludzie znający temat. Zdeterminowana i doświadczona showrunnerka, Ewelina Gordziejuk, zaprosiła do współpracy reżyserskiej m.in. Michała "Śledziu" Śledzińskiego ("Osiedle Swoboda") i Tomasza Leśniaka ("Jeż Jerzy"), a scenariusz pisali kontynuator dzieła Christy, Maciej Kur, i Rafał Skarżycki. Za projekt postaci odpowiadał Sławomir Kiełbus (to nazwisko wywołało kolejny sentymentalny odruch: paski z Gwidonem w "Angorce!").
Właściwie chyba trudno byłoby zebrać bardziej profesjonalną i mającą większy szacunek do pierwowzoru grupę. A jednak widziane dwa odcinki nie przekonały mnie wystarczająco do takiej wizji wprowadzenia "Kajka i Kokosza" na serialowe netfliksowe salony. Może z czasem ten pomysł chwyci bardziej, kiedy oswoję się w niektórymi decyzjami? Wprawdzie na razie premiera zaledwie pięciu odcinków, ale cała seria (rozłożona jeszcze na drugą połowę 2021 i rok 2022) liczyć ma aż dwadzieścia sześć odcinków.
Serialowi Kajko i Kokosz, czyli komiks przycięty
Póki co nie poczułam szczególnej ekscytacji ani nie wzruszyłam się powrotem do tego fikcyjnego świata. Niby wszystko na miejscu – postacie te same, lokalizacje także, a co jakiś czas pada świetny tekst zaczerpnięty z komiksu. Bardzo lubię choćby załamania Mirmiła (Jarosław Boberek) i reakcje jego żony, Lubawy (Anna Apostolakis), w tym na przykład: "Nie desperuj, Mirmiłku". Zbójcerze też mają dobre teksty (legendarne: "Na plasterki!" albo sekwencja: "Niech co Krwawy Hegemon?!" – "Niech żyje!"). I to się sprawdza również w serialu. Tyle że jest tu jedynie niewielkim urozmaiceniem prostych, króciutkich historyjek, w których brakowało mi szerokiego tła z komiksów.
Że taki kondensujący jest po prostu zamysł, widać już w tytułach. Odcinek "Tajna broń Hegemona" na podstawie albumu "Zamach na Milusia" zajmuje się konsekwentnie wątkiem przejęcia przez Kajka (Artur Pontek) i Kokosza (Michał Piela) cennego jaja, narodzin Milusia, batalii ze Zbójcerzami. W tle na szczęście jest sporo z kolorytu Mirmiłowa, jednak z mniej więcej 40-stronicowego komiksu wykrojono zwięzła opowiastkę. Taką, żeby było w niej dużo akcji.
Więcej uroku miała dla mnie "Fujarka Łamignata", jakby ten odcinek, mimo też zaledwie trzynastu minut, chociaż czasem łapał oddech. Ale i to ze złożonych przygód w komiksowej "Szkole latania" została właściwie skondensowana akcja oscylująca wokół przekonania Łamignata (Jan Aleksandrowicz-Krasko), że moc zawdzięcza tytułowemu instrumentowi zaczarowanemu przez żonę tego szlachetnego rozbójnika, Jagę (Agata Kulesza).
Kajko i Kokosz to grafika, z którą trzeba się oswoić
Drugi problem mam z obrazem. Mimo że część materiału powstała przy użyciu animacji poklatkowej, w oczy rzuca się przede wszystkim (ekonomiczna i szybka zapewne) technika 2D. Jak tłumaczą twórcy – z wykorzystaniem software'u Toon Boom Harmony. Nie wiem, jak podjedzie do tego ktoś przyzwyczajony do takiej animacji, ale mnie się sporo elementów zlewało w niezbyt płynną całość, a że działo się na ekranie dużo, byłam wizualnie przytłoczona.
Mam też wrażenie, że w takiej animacji dubbing nie brzmi bardzo naturalnie, chociaż samym aktorom (z podkreśleniem Kuleszy, ewidentnie nieźle bawiącej się głosem typowej czarownicy) nic nie zarzucam. Problem raczej w poczuciu dystansu między obrazem a dźwiękiem. Bardziej zgrywała mi się z warstwą wizualną muzyka Stefana Wesołowskiego. Warto docenić słowiańskie rytmy połączone z charakterystycznym motywem szpiegowskim.
A może po prostu mam za dużo o ćwierć wieku? Twórcy chyba celują w dziecięcą widownię. I dzieciakom może się spodobać, że jest krótko, bardzo dynamicznie (dla mnie aż za bardzo), miejscami zabawnie. Krowę na drzewie zapamiętam na dłużej, miło było też odświeżyć kilka żartów językowych, a Jaga uroczo wszystkich "wkręca". Mam zresztą wrażenie, że jak o tym piszę po seansie, to dostrzegam więcej zalet niż w trakcie samego oglądania. Tyle że to głównie zalety samego komiksu, wciąż zostaje więc pytanie, czy trzeba było robić serial.
Kajko i Kokosz – czy to serial także dla starszych
Nie wiem, czy zagorzałym fanom taka wersja adaptacji wystarczy, ale nawet jeśli nie, to może faktycznie poszerzy krąg odbiorców świata Christy o nowe, dopiero kilkuletnie pokolenie? Które przy okazji nauczy się czegoś o mocy wiary, nawet jeśli złudnej (jak z fujarką czy przekonaniem, że siła zależy od długości cienia), albo o ośmieszaniu bezrefleksyjnej podległości (zachowania Zbójcerzy wobec Hegemona).
Może kolejna generacja dzieciaków zachwyci się przyjaźnią między bohaterami i zacznie powtarzać za Łamignatem: "Lelum polelum!". Mnie by chyba do tego nie wystarczył sam serial Netfliksa. Ale mam świadomość, że ja, oglądając "Kajka i Kokosza", czułam wyraźnie, że nie jestem "targetem". I chciałam raczej schyłkowo powtarzać za Mirmiłem: "Posadźcie orchidee na moim grobie".