"Gra o tron" (2×10): Dobry koniec słabego sezonu
Paweł Rybicki
4 czerwca 2012, 23:08
Zakończył się 2. sezon "Gry o tron". Pierwsze odcinki rozczarowywały, ale im bliżej finału, tym twórcy radzili sobie lepiej. Valar morghulis!
Zakończył się 2. sezon "Gry o tron". Pierwsze odcinki rozczarowywały, ale im bliżej finału, tym twórcy radzili sobie lepiej. Valar morghulis!
Kulminacyjnym momentem 2. sezonu był poprzedni epizod. W "Blackwater" ukazano nam rozstrzygnięcie bitwy o Królewską Przystań. Nie oznacza to jednak, że w odcinku nr 10 zabrakło emocji O nie, w finale doszło do wielu ważnych i efektownych wydarzeń. Jon Snow – niespodziewanie dla samego siebie – zdobył zaufanie Dzikich. Theon Greyjoy stracił Winterfell. Daenerys odzyskała swoje smoki.
W "Valar Morghulis" coś się kończyło (np. kariera Tyriona jako namiestnika), ale jeszcze więcej zaczynało (np. nowa podróż Aryi, małżeństwo Robba). Figury oraz pionki ustawiane przez cały sezon i poprzewracane w odcinku "Blackwater" znów wędrują na szachownicę. Zaczyna się kolejny etap wielkiej gry, który będziemy mogli obserwować w nowym sezonie.
A jak ocenić zakończony sezon? Amerykańscy krytycy byli zachwyceni nową "Grą o tron" od pierwszego do ostatniego odcinka. Ale był to chyba zachwyt przesadny. Kilka pierwszych epizodów 2. sezonu miało do zaoferowania co najwyżej ostre sceny seksu. Poza tym akcja w ogóle się nie rozwijała, a dialogom brakowało finezji.
Oczywiście, słaby początek był częściowo winą fabuły literackiego pierwowzoru. W "Starciu królów" G.R.R. Martin wprowadził mnóstwo nowych postaci i miejsc, co musiało wprowadzić poczucie pewnego chaosu. Chaos jednak dodatkowo spotęgowali twórcy serialu, upierając się na śledzeniu w każdym odcinku wątków wszystkich głównych postaci. Tymczasem może lepiej byłoby zatrzymywać się na dłużej przy każdym bohaterze?
W dodatku scenarzyści wycięli ogromne fragmenty książki. Owszem, to nieuniknione, ale dlaczego równocześnie wprowadzono sporo nowych dialogów? Zwykle w żaden sposób nie dorównywały oryginałowi.
O sexposition nie ma nawet co wspominać. Najwyżej tyle, że 2. sezon dowiódł ostatecznie, iż twórcy serialu wpychają sceny seksu wtedy, gdy uważają dany odcinek za słaby fabularnie. W drugiej połowie nowego sezonu (dużo ciekawszej od pierwszej) scen seksu nie było już prawie w ogóle.
Ostatnie dwa odcinki przywróciły "Grze o tron" formę z 1. sezonu i pokazały, że ten serial może być klasą samą dla siebie w telewizyjnej rozrywce. Oglądając niektóre fragmenty 2. sezonu, trudno było wytrzymać przed ekranem, ale "Blackwater" oraz "Valar Morghulis" sprawiły, że warto czekać na kolejne odcinki.