Serialowa alternatywa: "Udawaj, że to miasto", czyli Nowy Jork oczami uprzywilejowanych intelektualistów
Małgorzata Major
30 stycznia 2021, 13:08
"Udawaj, że to miasto" (Fot. Netflix)
Zrealizować dokument o wciąż żyjącej przyjaciółce to największy wyraz uznania. W "Udawaj, że to miasto" Martin Scorsese dzieli się swoją relacją z Fran Lebowitz przed ogromną widownią Netfliksa.
Zrealizować dokument o wciąż żyjącej przyjaciółce to największy wyraz uznania. W "Udawaj, że to miasto" Martin Scorsese dzieli się swoją relacją z Fran Lebowitz przed ogromną widownią Netfliksa.
Fran Lebowitz to zamożna intelektualistka z Nowego Jorku. Gdyby była bohaterką filmu Woody'ego Allena, to na pewno tą najbardziej błyskotliwą w towarzystwie. Intrygującą, wygadaną i trudną do wyrzucenia z pamięci. Tak wyglądałaby w filmie Allena z lat 70. i 80. Gdyby jednak trafiła do serialu "Dziewczyny", to zobaczylibyśmy irytującą starszą panią, którą Hannah z koleżankami wyśmiałaby jako pretensjonalną emerytkę, dla której nie ma już miejsca w Nowym Jorku XXI wieku.
Udawaj, że to miasto — Fran Lebowitz na Netfliksie
O tym po części opowiada serial "Udawaj, że to miasto" Martina Scorsese. Być może sam twórca tego nie widzi, ale z perspektywy najmłodszych pokoleń zamieszkujących Wielkie Jabłko spotkanie Scorsese i Lebowitz, podczas którego wspominają "dawne czasy" i to, czym był Nowy Jork kiedyś, dowodzi oderwania od rzeczywistości i niezrozumienia własnego uprzywilejowania.
Oczywiście można uznać decyzję Lebowitz o niewikłaniu się w technologie cyfrowe (pisarka nie korzysta z komputera, smartfona ani innej elektroniki) za performens artystyczny albo godną podziwu postawę wybitnej intelektualistki, którą niewątpliwie jest. Można też uznać że na takie porywy wolności mogą sobie pozwolić nieliczni i uprzywilejowani. Nawet jeżeli za Lebowitz nie stoi sztab asystentów obwieszonych smartfonami (w co szczerze wątpię), to z pewnością istnieje co najmniej jedna osoba, która za Fran odbiera telefony, odpisuje na maile i aranżuje spotkania.
Dlatego właśnie trudno spoglądać na tę decyzję (wbrew pozorom, wiele mówiącą o usytuowaniu na drabinie społecznej) jak na coś, co jest oczywiste i co może wybrać każdy z nas, tylko brakuje nam pragnienia wolności, ponieważ jesteśmy spętani konsumpcjonizmem. Otóż jest dokładnie odwrotnie. To tylko nieliczni przedstawiciele wyższej klasy średniej urodzeni w połowie XX wieku mogą pozwolić sobie na luksusy niedostępne pokoleniom prekariatu.
Udawaj, że to miasto jako pocztówka z przeszłości
Trudno nie odnieść wrażenia, że rozmowa Scorsese i Lebowitz wygląda jak przeprowadzona w latach 90., bez większego odniesienia do problemów współczesnego świata, w tym głównie Nowego Jorku. Fran Lebowitz beztrosko oświadcza, że nie znosi turystów najeżdżających cyklicznie jej ukochane miasto. Dużo w tym ignorancji, zwłaszcza że okres pandemii pokazał dobitnie, jak szybko można zrujnować tkankę miejską funkcjonującą dzięki obecności turystów. Niezależnie od tego, jak są irytujący, hałaśliwi i absorbujący, to ich obecność pozwala miastu żyć.
Podobnie jak wpatrywanie się w ekrany, które dla Fran jest czymś zupełnie obcym, pozwala tym "zwykłym" mieszkańcom Nowego Jorku organizować swoje życie, gdy muszą dojechać metrem do pracy i nie mają czasu na beztroskie spacery po mieście. Na wszystkie zarzuty dotyczące barbarzyńskich najazdów na miasto formułowanych przez artystkę chciałoby się odpowiedzieć "OK Boomer".
Udawaj, że to miasto, czyli ucieczka przed idiokracją
Na szczęście to tylko jedna strona medalu. Druga to uświadomienie sobie — jak to dobrze, że na tym świecie żyją jeszcze jacyś intelektualiści, miłośnicy książek, wielbiciele rozmyślania o rzeczywistości w innym wydaniu niż tylko fast. Sam pomysł dwójki przyjaciół, żeby rozmawiać o Nowym Jorku jako budulcu ich tożsamości jest czymś nie do przecenienia. Absolutnie rozumiem, że Fran Lebowitz kocha Nowy Jork za to, jaki jest, i że mimo wszystkich wad, które dostrzegała w nim, gdy przyjechała do miasta w 1969 roku, wciąż pozostaje jego wierną fanką.
W końcu nie bez powodu Nowy Jork jest popkulturowym samograjem, ludzie wciąż chcą tam zamieszkać i realizować marzenia. Co ciekawe, te marzenia wcale nie różnią się tak bardzo w zależności od szerokości geograficznej marzących, ponieważ dziewczyny ze Szczecina i z Anchorage do niedawna tak samo mocno pragnęły być jak Carrie Bradshaw.
Lebowitz zna inne City niż Carrie Bradshaw. Jej miasto nosi znamiona analogowe — to przede wszystkim księgarnie i książki. Rozważania o wyborze książki i zakupach przez internet (za pośrednictwem zaprzyjaźnionych pomocników) vs. wizyta w księgarni to dla Fran kwestie fundamentalne, wymagające szerszego omówienia. Podobnie jak jej samodzielne i codzienne doświadczanie miasta. I jej zakupoholizm. Pamiętacie, że Carrie Bradshaw miała w domu buty warte 40 tysięcy dolarów? Co powiecie na bibliotekę Fran składającą się z dziesięciu tysięcy pozycji książkowych?
Udawaj, że to miasto — o deficytach współczesności
Kim właściwie jest Fran Lebowitz? Wymierającym gatunkiem miłośniczki literatury, która samo zbyt dużo nie napisała, ale sporo powiedziała. Występowała też w serialach telewizyjnych, jak np. "Prawo i porządek", a także pisuje felietony na rozmaitych prestiżowych łamach. Obecnie dla "Vanity Fair". To też przykład osoby, której marzenie o życiu w Nowym Jorku spełniło się z nawiązką. Po latach sama stała się jedną z nowojorskich ikon.
Jest coś niezwykle ujmującego w przyjaźni ludzi, którzy spędzili razem najciekawsze amerykańskie dekady końca XX wieku. Imponujące jest też, że nadal chcą ze sobą rozmawiać i — co najważniejsze — wciąż mają o czym. "Udawaj, że to miasto" to dosyć zaskakująca pozycja w bibliotece Netfliksa. Zdecydowanie niszowa i bez potencjału na hit oglądalnościowy. Wiadomo jednak, że nie z takich pobudek powstał ten serial. Zdecydowanie sporo w nim refleksji o znikających obrazkach ze starego świata, który przestaje istnieć na naszych oczach.
Pozycja obowiązkowa dla amerykanofilów, wielbicieli kina i zaglądania pod podszewkę popkulturowej pelerynki Nowego Jorku.