"30 srebrników" to nie czarna komedia – reżyser Álex de la Iglesia opowiada o serialowym horrorze HBO
Mateusz Piesowicz
1 grudnia 2020, 16:03
"30 srebrników" (Fot. HBO)
Jeśli premiera "30 srebrników" już za wami, wiecie że serial to niepodobny do niczego innego. Sprawdźcie, co powiedział nam na jego temat twórca – hiszpański reżyser Álex de la Iglesia.
Jeśli premiera "30 srebrników" już za wami, wiecie że serial to niepodobny do niczego innego. Sprawdźcie, co powiedział nam na jego temat twórca – hiszpański reżyser Álex de la Iglesia.
"30 srebrników", które można oglądać w HBO GO i HBO3 (premiera nowego odcinka w każdą niedzielę), to bez dwóch zdań serial wyjątkowy, choć niekoniecznie dla każdego, o czym możecie przeczytać w naszej bezspoilerowej recenzji całego sezonu. Bezkompromisowość i wyrazisty, często wręcz kiczowaty styl produkcji nie mogą jednak dziwić, skoro za jej sterami stoi ktoś taki jak Álex de la Iglesia.
Álex de la Iglesia o pracy nad serialem 30 srebrników
Jeden z najbardziej rozpoznawalnych hiszpańskich filmowców, twórca m.in. "Dnia bestii" czy "Hiszpańskiego cyrku", którego szalona kreatywność pozwala porównywać jego dzieła z filmami Guillermo del Toro czy Quentina Tarantino, tym razem miał okazję popuścić wodze fantazji na małym ekranie. Jak przyznał w rozmowie przed premierą "30 srebrników", nie była to jednak taka prosta sprawa.
— Nakręcenie całego sezonu to jak praca nad pięcioma, sześcioma filmami naraz. Spędziłem na planie dwadzieścia siedem tygodni, po których byłem fizycznie wyczerpany, ale jednocześnie cieszyłem się jak dziecko. Kocham to, co robię, więc nie wyobrażałem sobie np. oddania odcinka komuś innemu, jednak wysiłek, jaki musiałem w to włożyć, był ogromny.
Można to porównać do walki na pięści – film to jeden szybki cios, a "30 srebrników" było bardzo długim starciem. W filmie opowiadając historię, musisz generalizować i szukać skrótów. W serialu masz czas na rozwój, możesz sobie pozwolić nawet na bardzo długie sekwencje. Mamy taki moment w jednym z odcinków, gdy bohaterowie rozmawiają z diabłem. Piętnaście minut dialogu, którego nie sposób było skrócić. Zrobiliśmy coś, co w pełnym metrażu byłoby nie do pomyślenia.
Ponad osiem godzin na opowiedzenie historii nie oznacza jednak, że ta w "30 srebrnikach" jest niepotrzebnie rozciągnięta. Wręcz przeciwnie, fabuła serialu aż kipi od pomysłów, wychodząc od tytułowych monet, za które Judasz zdradził Chrystusa. Skąd wziął się ten motyw?
— Judasz to być może najważniejsza postać w Biblii i w życiu Chrystusa. Taki filmowy czarny charakter, ktoś bliski, kto okazał się zdrajcą. A nawet więcej, bo przecież zrobił najgorszą rzecz na świecie, bez wahania sprzedając Jezusa Rzymianom. To nie ten typ człowieka, który zbłądził, żeby potem wrócić na właściwą ścieżkę, jak inni ulubieńcy Chrystusa. Ale czy to rzeczywiście diabeł w ludzkiej skórze?
W naszej historii, podobnie jak u Jorge Luisa Borgesa [chodzi o opowiadanie "Trzy wersje Judasza" z 1944 r. – M.P.] i w "Ewangelii Judasza" on miał po prostu swoją rolę do odegrania w większym planie. Miał zdradzić, bo tak polecił mu Jezus. A skoro zło było niezbędne w Bożym planie, to każe się zastanowić nad jego ogólną istotą. Czy dobro i zło nie są tym samym? To jest prawdziwa historia kryjąca się za serialem.
Religijne motywy odgrywają w "30 srebrnikach" kluczową rolę. Czy fakt, że sam Álex de la Iglesia jest katolikiem, miał w takim razie wpływ na prace nad serialem?
— I tak, i nie. Trzeba pamiętać, że religia to dla wielu ludzi bardzo ważna sprawa. Nie możesz po prostu przyjąć perspektywy z zewnątrz i krytykować, musisz postawić się na ich miejscu. Jestem katolikiem, zatem rozumiałem znaczenie Judasza czy Biblii, lecz do tego przeczytałem sporo gnostyckich tekstów, żeby dobrze się przygotować. Mam ogromny szacunek do Chrystusa i religii, ale jednocześnie lubię poddawać rzeczy w wątpliwość, co umożliwiło mi zrobienie "30 srebrników".
30 srebrników, czyli horror inny niż wszystkie
Fani twórczości reżysera bez problemu odnajdą w "30 srebrnikach" wiele wyróżników jego stylu. Przerysowanie, szybkie tempo akcji czy wyrazista przemoc to tylko niektóre z nich. Álex de la Iglesia nie przepada jednak za tego typu szufladkowaniem swojej twórczości.
— Ja naprawdę nie mam pojęcia, czemu robię to, co robię! Staram się ciągle zaskakiwać samego siebie, nie chcę się powtarzać. Zależy mi zawsze na czymś nowym w kontekście opowieści, humoru, akcji, emocji. Gdy robiłem "Perdita Durango", "Umrzeć ze śmiechu", "Zbrodnię ferpekcyjną" i kolejne filmy, chciałem, by były inne ode mnie. To swego rodzaju ucieczka, mimo że na końcu i tak zawsze odnajduję w filmach samego siebie.
Gdy więc ludzie mówią o stylu, dla mnie to jest choroba, bo rzeczy, których chcę uniknąć, wciąż za mną chodzą. W tym przypadku chciałem od początku zrobić coś innego zamiast kolejnego "Dnia bestii", a i tak słyszę: "Hej, uwielbiam twój czarny humor!". Ale tam nie ma czarnego humoru!
Skoro więc "30 srebrników" nie ma nic wspólnego z czarną komedią, to czy można ten serial nazwać klasycznym horrorem?
— Zależało mi na horrorze, bo uwielbiam kino gatunkowe, ale zarazem chciałem rozwalić jego zasady od środka. Chcieliśmy razem z Jorge [Guerricaechevarríą, współscenarzystą i stałym współpracownikiem reżysera – M.P.], by "30 srebrników" miało w sobie coś prawdziwego – o Hiszpanii, ludziach, całym świecie. Ostrzegaliśmy się wzajemnie, żeby gdzieś nie przesadzić. "Uważaj, teraz to nie horror, a kino akcji". "Ten odcinek jest jak 'Strefa mroku', nie zapominaj, że robimy horror!". Z tej konfrontacji narodziło się coś zupełnie nowego.
Trudno powiedzieć, czy tak specyficzna mieszanka może poskutkować hitem na miarę "Domu z papieru" lub innych hiszpańskich seriali, które ostatnimi czasy zyskały dużą popularność na całym świecie. Czy twórca "30 srebrników" widzi między nimi jakieś punkty wspólne?
— Myślę, że wszyscy hiszpańscy filmowcy mają ze sobą coś wspólnego. Wywodzimy się z tego samego społeczeństwa i mamy podobną uczuciowość, co widać na ekranie, nawet jeśli niektórzy próbują raczej naśladować amerykański mainstream.
A które rodzime seriale poleca Álex de la Iglesia?
— "Dom z papieru" czy bardzo popularne teraz w Hiszpanii "Antidisturbios" to naprawdę świetne produkcje. Najbardziej jednak lubię mniej znany serial "Vergüenza". Jego twórca, Juan Cavestany, to prawdziwy geniusz.