"Stewardesa" to kawał świetnej rozrywki i przełomowy serial dla Kaley Cuoco — recenzja nowości HBO Max
Marta Wawrzyn
25 listopada 2020, 19:02
"Stewardesa" (Fot. HBO Max)
Szukacie lekkiej rozrywki na ponure wieczory? "Stewardesa" to pełen energii i czarnego humoru thriller, w którym Kaley Cuoco udowadnia, że nie jest tylko Penny z "Teorii wielkiego podrywu".
Szukacie lekkiej rozrywki na ponure wieczory? "Stewardesa" to pełen energii i czarnego humoru thriller, w którym Kaley Cuoco udowadnia, że nie jest tylko Penny z "Teorii wielkiego podrywu".
Kończy się dziwny rok w telewizji, rok kasowania seriali i rezygnowania z wielkich planów, skromnych albo wręcz nieudanych debiutów nowych platform, przekładania zdjęć, skracania sezonów. Łatanie ramówek, czym się tylko dało, zaowocowało licznymi rozczarowaniami, zaś wielkich premier było jak na lekarstwo. HBO Max ruszyło z mniejszą pompą, niż planowano, ale po tych kilku premierach, które się odbyły, możemy wywnioskować, że pozycjonuje się raczej jako platforma środka niż internetowa wersja jakościowej stacji HBO. Co ma swoje plusy.
Stewardesa to czysta rozrywka i… trochę więcej
Niewątpliwie należy do nich fakt, że mając odrobinę mniejsze oczekiwania, można, jak to mawiają komentatorzy sportowi, miło się rozczarować nowościami serwisu. Tak właśnie jest ze "Stewardesą", serialem, na który w ogóle nie czekałam i po którym nie spodziewałam się niczego. Wyglądał na lekką, łatwą i przyjemną rozrywkę do miłego obejrzenia i szybkiego zapomnienia — i trochę tak jest. Ale…
To też serial, od którego trudno się oderwać i któremu można to i owo wybaczyć. Połowę sezonu, którą dostaliśmy do recenzji (cztery odcinki z ośmiu), pochłonęłam błyskawicznie i błagałam o więcej. "Stewardesa" wkręca widzów, używając znanych od zarania dziejów sztuczek i w ogóle nie wstydząc się tego, że jest po to, aby zapewnić nam rozrywkę. Czystą, bezpretensjonalną, a jednocześnie niegłupią i porządnie zrobioną rozrywkę, jakiej potrzebujemy teraz bardziej niż kiedykolwiek.
Będąca ekranizacją książki Chrisa Bohjaliana produkcja HBO Max (twórcą jest Steve Yockey, wcześniej w telewizji obecny głównie jako scenarzysta "Supernatural", a pierwsze odcinki reżyseruje Susanna Fogel znana z filmu "Szpieg, który mnie rzucił") to klasyczny thriller, gdzie dzieje się dużo, szybko i z obowiązkowymi dziesięcioma twistami na godzinę. Wszystko zaczyna się od flirtu tytułowej stewardesy, Cassie (Kaley Cuoco) z pasażerem o imieniu Alex (Michiel Huisman z "Gry o tron" i "Nawiedzonego domu na wzgórzu"). Para idzie na randkę w Bangkoku, jest uroczo, słodko i romantycznie, a potem naszej bohaterce urywa się film. Dziewczyna budzi się rano w hotelowym łóżku w obcym kraju obok zakrwawionych zwłok kochanka i zaczyna się jazda bez trzymanki przez czas, przestrzeń i konwencje filmowe.
Znakomita rola Kaley Cuoco w serialu Stewardesa
Serial przechodzi do rzeczy dosłownie w 10 minut i do tego czasu nie dość że daje radę całkiem nieźle przedstawić główną bohaterkę i sprawić, że zaczynamy ją lubić, to jeszcze prezentuje w szybko zmontowanych scenach wszystko, co ma najlepszego. Lekkość, humor, szalone tempo, totalny fun — oto "Stewardesa" w skrócie. Serial błyskawicznie przeskakuje od klasycznego thrillera do czarnej komedii i z powrotem, używając z zaskakującą skutecznością prostych środków.
I bardzo wiele w tym zasługi Kaley Cuoco, która oscarową aktorką może jeszcze nie jest i jakiś czas nie będzie, ale która też w całkiem udany sposób przechodzi trudną, znaczoną ogromną pracą drogę w stylu Jennifer Aniston: od dziewczyny z sitcomu do dojrzałej, coraz bardziej wszechstronnej artystki. To, że Cuoco włożyła w tę rolę całą duszę, serce i do tego jeszcze tonę pracy, zdecydowanie w "Stewardesie" widać. Ale też absolutnie nie jest to rola wymęczona. Nasza dawna Penny błyszczy w scenach, które mają bawić, i zaskakuje łatwością, z jaką zmienia ton i konwencję.
Perełką są zwłaszcza jej wypakowane sarkazmem i czarnym humorem rozmowy z zabitym kochankiem, których dodatkowy plus jest taki, że Huisman nie znika z serialu po swojej szybkiej śmierci. Nie, on zostaje z Cassie, żeby pomóc jej poskładać zagadkę własnej śmierci. Ta zaś pełna jest zwodów, twistów, zaskoczeń i wielopoziomowych spisków. Każdy coś knuje, każdy jest w coś zamieszany, a zorientować się w tym gąszczu można chyba tylko mając pomocnika z zaświatów.
Ważne jest też to, że Cassie, którą poznajemy jako niepoukładaną imprezową dziewczynę z wyraźnymi skłonnościami do nie najlepszych wyborów życiowych, nie jest osobą bezproblemową i nosi w sobie traumę jeszcze z dzieciństwa. W zaledwie czterech odcinkach "Stewardesie" udaje się stworzyć bardzo ludzką, złożoną i inteligentną postać kobiecą, którą tak po prostu się lubi. Ostatnim tak cudownym zaskoczeniem w podobnie "lekkim, ale nie do końca" serialu była dla mnie Letty (Michelle Dockery) z "Dobrego zachowania". Te postacie i historie, w jakie są uwikłane, mają wiele punktów wspólnych, choć bywają też diametralnie różne.
Stewardesa — czy warto oglądać serial HBO Max?
"Stewardesa" tak bardzo opiera się na swoim wątku głównym i głównej bohaterce, że różnie bywa z drugim planem. Świetnie patrzy się na Zosię Mamet w roli Annie, przyjaciółki Cassie, tak się składa, że prawniczki (bardzo przydatne, kiedy myślisz, że mogłaś kogoś zamordować), z którą tworzą fajny, energetyczny duet komediowy. Wiele uroku ma Michelle Gomez w roli tajemniczej Mirandy. Sympatycznie wypada T.R. Knight jako brat Cassie, za to nie do końca do mnie trafia postać Megan (Rosie Perez), koleżanki Cassie z pracy uwikłanej we własne problematyczne sytuacje.
Bywa więc "Stewardesa" nierówna i czasem chce się jej powiedzieć, żeby trochę bardziej się skupiła. Ale to drobne zastrzeżenie przy tonie frajdy, jakiej serial HBO Max dostarcza w każdym odcinku. Z główną bohaterką, która ma prawo zachowywać się nielogicznie i ochoczo z niego korzysta, nie sposób się nudzić, elementy komediowe spełniają swoje zadanie, a intryga tak po prostu wkręca.
Oczywiście, po obejrzeniu połowy sezonu nie jestem w stanie stwierdzić, czy "Stewardesa" sprawdzi się na dłuższą metę. Wiele będzie zależało od finałowych rozwiązań i od tego, jakie HBO Max będzie mieć dalsze plany w stosunku do serialu. Za dużym sukcesem może pójść zamówienie na 2. sezon, co oznacza, że do świeżości, humoru i żywiołowej głównej postaci trzeba będzie dorzucić kolejną porządnie napisaną intrygę, wychodzącą już poza materiał książkowy. Z tym, jak wiemy, bywa różnie, ale na razie polecam wam "Stewardesę". To wdzięczny miks campowego thrillera, dramatu i komedii z bohaterką, przy której czas szybko płynie.
Stewardesa — premiera 26 listopada w HBO GO
Składająca się z trzech odcinków polska premiera "Stewardesy" już 26 listopada. Potem HBO GO będzie pokazywać po dwa odcinki tygodniowo (3 grudnia i 10 grudnia), a ośmioodcinkowa całość zostanie zakończona finałem 17 grudnia.