"Revenge" (1×22): To się nazywa szalony finał
Marta Wawrzyn
24 maja 2012, 22:22
Finał 1. sezonu "Revenge" jest dowodem na to, że zemsta smakuje najlepiej na ciepło, w maju. W odcinku "Reckoning" było wszystko to, za co ten serial pokochaliśmy, i to w zwielokrotnionej dawce. Spoilery!
Finał 1. sezonu "Revenge" jest dowodem na to, że zemsta smakuje najlepiej na ciepło, w maju. W odcinku "Reckoning" było wszystko to, za co ten serial pokochaliśmy, i to w zwielokrotnionej dawce. Spoilery!
Czasem sobie myślę: a, przestanę już oglądać "Revenge", bo to w sumie kicz i tandeta, a twórcy coraz częściej zamiast konwencją się bawić, dają się przez konwencję pożerać, pokazując sytuacje albo wyjęte żywcem z "Mody na sukces", albo tak niewiarygodne z logicznego punktu widzenia, że nic tylko walić głową w ścianę. I nie porzucam, oczywiście, że nie porzucam.
"Revenge" po 22 odcinkach wciąż działa na mnie jak magnes – i wierzę, że nie jestem sama. Dawno więc już machnęłam na wszelkie nie do końca sensowne pomysły na rozwój fabuły, zaczęłam traktować ten serial jak guilty pleasure (którym zresztą jest, czy nam się podoba, czy nie) i jest mi z tym bardzo, ale to bardzo dobrze.
Dlatego też zakończenie 1. sezonu, w którym skumulowało się mnóstwo spektakularnych zdarzeń, oglądało mi się świetnie. Nolan rzucający zabawnymi tekstami na moment przed możliwą śmiercią? Super! Walka Emily z białowłosym człowiekiem, który prawdopodobnie zabił jej ojca? Rewelacja, pannie Thorne z wściekłością jest do twarzy. Przyznanie się do pocałunku z Jackiem i rozstanie z Danielem? Czemu nie, zawsze to coś nowego, w końcu ileż oni tak ze sobą mogą.
Kiedy zaś Victoria wpadła do Emily na krótką pogawędkę pożegnalną i poprosiła ją otwarcie prezentu zaręczynowego, poczułam się jakbym oglądała znów pierwsze odcinki "Revenge". Pani Grayson jest mistrzynią wbijania innym kobietom szpil pod pozorem uprzejmości. Facetom zresztą też, ale tylko w relacjach kobieco-kobiecych widać tak wielkie okrucieństwo i jednocześnie nieopisane piękno światka bogaczy z Hamptons. Dialog został rewelacyjnie napisany, jak zresztą wiele dialogów w "Revenge". Uwielbiam słuchać w serialach rozmów, które nie są stworzone na kolanie.
Amanda wróciła! No oczywiście, że Amanda wróciła i jest w ciąży, i biedna Emily teraz będzie znów płakać, bo taka płaczliwa zrobiła się na koniec sezonu. Założymy się, że Amanda jest w ciąży z kimś innym niż Jack? No dobra, nie ma co zakładać się o oczywistości. Pewne jest, że ciąża to typowo telenowelowe zagranie, klasyka klasyki.
Ale na szczęście scenarzyści długo nam o tej ciąży myśleć nie kazali, bo oto słyszymy "Seven Devils", w związku z czym zachciewa nam się "Gry o tron". Mała przerwa na "Grę o tron"? Proszę bardzo.
http://www.youtube.com/watch?v=UV3RflsNxak
Przy dźwiękach "Seven Devils" do samolotu odlatującego do Waszyngtonu w celu ostatecznego pogrążenia Conrada Graysona wsiada najpierw Lydia, a potem, z pewną obawą, Królowa we własnej osobie. A my widzimy człowieka, majstrującego przy samolocie, i wiemy, że to nic dobrego, jeśli ktoś majstruje przy samolocie. A co dopiero, jeśli to białowłosy człowiek, TEN białowłosy człowiek.
Oczywiście jest wielkie "bum", media podają, że na pokładzie była Victoria Grayson, Conrad symbolicznie żegna się z obiema paniami, które kochał po równo, Charlotte nie może się dodzwonić do Declana, więc faszeruje się prochami na wieść o śmierci matki. A na koniec jeszcze Emily odkrywa, że to wszystko był większy spisek, a jej matka żyje, tylko jest "zniknięta". I to wszystko w jakieś 15 minut. Pozostaje tylko powtórzyć za Nolanem: OMG. Albo za Emily: let it play!
Dla kogoś, kto tego serialu nie ogląda, powyższy opis musiał być pewnie czymś strasznym, dowodem na to, że "Revenge" to najgorszy serial, jaki ziemia kiedykolwiek nosiła. A ja muszę wyznać: podobało mi się. Ogromnie mi się ten finał podobał, i choć uważam, że dość niebezpiecznie balansowano na linie, nad przepaścią o nazwie Telenowela, to jednak udało się równowagę zachować.
Zapewne we wrześniu okaże się, że nic nie będzie tym, czego na pierwszy rzut oka możemy się spodziewać. Jeśli miałabym strzelać, to uważam, że Królowa Victoria jednak żyje. Widzieliśmy, jak do samolotu wsiada, nie widzieliśmy, jak samolot z nią na pokładzie odlatuje. Lydia albo została posłana na śmierć, albo przeżyła razem ze swoją byłą przyjaciółką i jednocześnie dowiedziała się w ten obrazowy sposób, jakim człowiekiem jest jej ukochany. Spodziewajmy się więc zmartwychwstania albo i dwóch.
Ale zastanawiam się, czy przypadkiem twórcy "Revenge" nie postanowili uśmiercić Charlotte, denerwującej córeczki Graysonów. Widzowie byliby im za to tylko wdzięczni, bo to bodaj najsłabsza postać w całym serialu. A może jednak to Victoria zginie? To byłoby spore zaskoczenie, ale oczywiście nie da się tego wykluczyć.
Nie wątpię, że czymś mnie po przerwie zaskoczą. Fakt, często powtarzam, iż "Revenge" to serial przewidywalny, ale w gruncie rzeczy nie spodziewałam się tego wszystkiego, co nam zafundowano w finale.
Myślę sobie więc, że po całym sezonie wypada mi ocenić ten serial pozytywnie. Eksperyment, polegający na połączeniu tradycyjnej soap opery z nowoczesnym, dobrze napisanym, niegłupim serialem, udał się – i choć "Revenge" ma trochę wad, to nie da się zaprzeczyć, że po prostu dobrze się go ogląda. Być może gdyby "Revenge" robiła kablówka, byłby to serial wybitny, poznikałyby bezsensowne zapychacze, uporządkowano by trochę fabułę.
A skoro robi go ABC, to mogę powiedzieć tylko i aż tyle: "Revenge" to obecnie zdecydowanie moje ulubione guilty pleasure. Po szalonych cliffhangerach z odcinka "Reckoning" autentycznie nie mogę doczekać się września – i to mimo że jest to miesiąc zimny i okrutny, co czyni czekanie na niego z definicji absurdalnym.