Jak Netflix kasuje seriale w czasie pandemii? Twórca "To nie jest OK" ma ciekawe rzeczy do powiedzenia
Marta Wawrzyn
29 października 2020, 16:33
"To nie jest OK" (Fot. Netflix)
Netflix kasuje kolejne seriale, tłumacząc to pandemią. Jak to wygląda od kulis, opowiada twórca "To nie jest OK", komentując także kwestię finałowego cliffhangera.
Netflix kasuje kolejne seriale, tłumacząc to pandemią. Jak to wygląda od kulis, opowiada twórca "To nie jest OK", komentując także kwestię finałowego cliffhangera.
Pandemia koronawirusa sprawia, że stacje rezygnują z kolejnych seriali. Powody są różne: czasem to problemy z dostosowaniem harmonogramów obsady i ekipy, częściej chodzi o to, że koszty produkcji — które wzrosły o 300-500 tys. dolarów na odcinek — przekraczają zyski. Fala kasacji na Netfliksie każe jednak zapytać, czy nie stoi za tym coś więcej. Zwłaszcza że twórcy są równie zaskoczeni co widzowie.
To nie jest OK — dlaczego Netflix skasował serial?
Jonathan Entwistle, showrunner skasowanego po jednym sezonie serialu młodzieżowego "To nie jest OK" w rozmowie z serwisem Insider mówi o okolicznościach, w jakich Netflix zrezygnował z 2. sezonu. Choć oficjalnej informacji o jego zamówieniu nie wypuszczono, serial od początku był rozplanowany na dwa sezony, a prace nad kontynuacją już ruszyły. Scenariusze były gotowe, a ekipa, zgodnie z planem sprzed pandemii, miała rozpocząć zdjęcia w maju albo czerwcu.
Entwistle przyznaje, że problemy były już przed pandemią. Jeden z nich to strajk scenarzystów, który był "czymś ogromnym" w Netfliksie. Scenarzyści "To nie jest OK" pracowali praktycznie "z tygodnia na tydzień", obawiając się, że wydarzy się coś, co zakończy serial. W tym momencie wybuchła pandemia i zaczęła się praca z domu.
— Kiedy uderzyła pandemia, wyprowadziliśmy się z biura i zdecydowanie nastąpiła zmiana w Netfliksie. Skończyliśmy scenariusze i to była ciężka praca w pokoju scenarzystów na Zoomie. Żaden scenarzysta wam nie powie, że takie rzeczy są dobre. To nie jest dobre — opowiada showrunner.
Potem zaczęło się planowanie budżetu w nowych warunkach. Wiadomo było, że wzrosną koszty produkcji.
— Widziałem chyba kilka osób, które o tym mówiły, i liczby mniej więcej się zgadzają: to około 5 do 10 mln dolarów na sezon wydawanych na sprzęt ochronny, testy i systematyczne zmiany, które sprawiają, że jest bezpieczniej — tłumaczy Entwistle.
To nie jest OK miało być drugim Stranger Things?
Koniec końców wszystko sprowadziło się do tego, ile serial jest "wart" dla Netfliksa. Jak mówi showrunner, "To nie jest OK" miało naprawdę dobrą oglądalność jak na tak mały serial i np. w Hulu byli pewnie zachwyceni. Ale nie w Netfliksie. W Netfliksie chcieli, żeby to było drugie "Stranger Things".
— Myślę, że jeden z problemów, jakie mieliśmy z "To nie jest OK", jest taki, iż ja uważałem go za mniejszy, niszowy serial, a oni chcieli, żeby to był następca "Stranger Things". Myślę, że kiedy spojrzeli na wszystkie finanse, serial okazał się za drogi, żeby go było warto robić — mówi Entwistle.
Czemu w takim razie nie można było przełożyć produkcji na lepsze czasy? Bo to wcale nie byłoby mniej kosztowne.
— Kiedy minie pewien okres czasu od momentu, kiedy powiedziałeś, że będziesz kręcić, płacenie aktorom, żeby ich zatrzymać, zaczyna wiązać się z dość dużymi kosztami. Netflix w praktyce mówił: płacimy dużym grupom filmowców i aktorów, żeby dalej nic nie robili. Byliśmy wszyscy związani z "To nie jest OK" i wyglądało to, jakbyśmy nigdy nie mieli zacząć kręcić. A ponieważ nie mam żadnej ogólnej umowy ani niczego z Netfliksem, ta sytuacja sprawiała, że nie wolno mi było pracować nad innymi projektami w trakcie pandemii — tłumaczy showrunner.
Po tym jak w sierpniu Netflix skasował serial, Jonathan Entwistle zwrócił się z prośbą o możliwość przemontowania zakończenia, żeby nie było całkowicie otwarte.
— Byliśmy w szoku, kiedy to się stało, bo myślałem sobie: "Co za dziwny serial do skasowania". (…) Kiedy serial został skasowany, zwróciłem się do Netfliksa i spytałem, czy by mi nie pozwolili przemontować dwóch ostatnich ujęć. gdzie nie ma dialogu i to wygląda, jakby pokazał się jej mężczyzna… ale nie pozwolili — kończy Entwistle.
Jak dodaje, z "The End of the F***ing World" miał dokładnie odwrotną sytuację: walczył, żeby serial zakończył się po 1. sezonie, bo jego zdaniem to w zupełności wystarczyło. Netflix uparł się, żeby powstała kontynuacja — więc powstała.