Emilia Clarke miała inną wizję Dany niż twórcy "Gry o tron". Walczyła, żeby jej postać nie była taka lodowata
Magdalena Miler
23 października 2020, 14:03
"Gra o tron" (Fot. HBO)
Między wizją Matki Smoków Emilii Clarke a tą snutą przez showrunnerów serialu była przepaść. Widzowie powinni być wdzięczni aktorce, że walczyła z twórcami o swoją wizję.
Między wizją Matki Smoków Emilii Clarke a tą snutą przez showrunnerów serialu była przepaść. Widzowie powinni być wdzięczni aktorce, że walczyła z twórcami o swoją wizję.
Nie tylko Liam Cunningham sprzeciwił się niektórym pomysłom twórców "Gry o tron". Gdyby nie jego upór i reakcja, prawdopodobnie oglądalibyśmy serial z Ser Davosem zakochanym w młodziutkiej Missandei. Z kolei Emilia Clarke w książce Jamesa Hibberda o tytule "Fire Cannot Kill a Dragon" porusza temat swojej walki o odrobinę człowieczeństwa dla Dany.
Gra o tron: Emila Clarke miała zastrzeżenia do Dany
Okazuje się, że Matka Smoków, którą znamy z "Gry o tron", to w dużej mierze zasługa odgrywającej jej aktorki.
— Wiele razy myślałam: "Dlaczego dajecie mi takie wskazówki?". Chociaż jestem osobą, która zawsze pyta: "Czym mogę służyć", były momenty, kiedy myślałam: "Nie mówcie mi, co mam robić ze swoją dziewczyną. Ja wiem, co robić!" — powiedziała aktorka.
Bez jej sprzeciwu prawdopodobnie widzowie szybciej niż przed 8. sezonem "Gry o tron" przestaliby darzyć bohaterkę sympatią.
— Tak jakby wizytówką Daenerys stała się chłodna obojętność. Zawsze chciałam tchnąć w tę postać odrobinę człowieczeństwa, ponieważ nikt nie jest ciągle taki. Czasami trochę walczyłam. Mówiłam: "Rozumiem, że ona musi być żelazna, bezlitosna i potężna. Ale w tej chwili jest też cholerną ludzką istotą. Więc mam zamiar jej to dać i naprawdę będę się modlić, żebyście wzięli to ujęcie w trakcie montażu" — wspomina Clarke.
W tej samej książce znajdziecie wypowiedź aktorki na temat zakończenia wątku Dany. Jak się domyślacie, nie jest zbyt pochlebna.