"Dystans społeczny" szkicuje różne oblicza izolacji – recenzja antologii Netfliksa
Kamila Czaja
18 października 2020, 12:49
"Dystans społeczny" (Fot. Netflix)
Kolejny pandemiczny serial, ale bez wielkich eksperymentów, raczej o codzienności dopasowanej do zdalnych kontaktów. Czy "Dystans społeczny" imponuje czymś poza obsadą?
Kolejny pandemiczny serial, ale bez wielkich eksperymentów, raczej o codzienności dopasowanej do zdalnych kontaktów. Czy "Dystans społeczny" imponuje czymś poza obsadą?
To już prawdopodobnie masochizm, ale w ostatnich miesiącach widziałam więcej pandemicznych seriali, niż należałoby uznać za zdrowe dla psychiki. Przebrnęłam przez wszystkie trzy "W domu" od HBO (hiszpańskie, polskie, fińskie), przez międzynarodowe netfliksowe "Homemade", a teraz sięgnęłam po kolejną produkcję: "Dystans społeczny", czyli ośmioodcinkową amerykańską nowość Netfliksa. A przecież i tak nie ma w Polsce ani "Connecting…" (NBC), ani "Love in the Time of Corona" (Freeform).
Dystans społeczny i zmarnowane szanse
Na tle obejrzanych przeze mnie wcześniej pandemicznych produkcji "Dystans społeczny" jest jednak zdecydowanie grzeczniejszy formalnie i treściowo. Wprawdzie wykorzystano tu różne pomysły na kręcenie postaci przy pomocy kamer – komputerowych, smartfonowych, stanowiących część systemu alarmowego – ale nie chodzi o eksperymenty czy szansę na pokazanie unikalnego stylu danego twórcy. Odcinki reżyserowało i pisało kilka różnych osób, ale nie ich artystyczna wizja jest w centrum uwagi.
"Dystans społeczny" wymyśliła Hilary Weisman Graham, a wyprodukowała między innymi Jenji Kohan, czyli duet znany ze współpracy przy "Orange is the New Black". Jak na takie nazwiska za sterami, serial Netfliksa jest mało zaskakujący czy naginający reguły gry. Ot, różni ludzie zamknięci w domach przez pandemię rozmawiają przy pomocy zdalnych środków komunikacji. Czy dało się tu zrobić coś wyjątkowego? Pewnie tak, ale poza świetną obsadą, którą "Dystans społeczny" dysponuje, trzeba by napisać bardziej zapadające w pamięć postacie, dialogi i wydarzenia.
To, co się serialowi Netfliksa udało, to nastawienie na zróżnicowanie bohaterów i ich sytuacji. Inne problemy mają uziemieni w domu licealiści, inne emerytowani lekarze. Część osób może pracować z domu i skupiać się na tym, żeby stała obecność partnera nie zniszczyła związku, inni muszą walczyć o przeżycie, już zainfekowani, albo nie mogą pozwolić sobie na luksus wyjścia z pracy, której w domu wykonywać się nie da. Równocześnie jednak to zróżnicowanie często okazuje się fasadowe, serial rzadko idzie w naprawdę poważny obraz nierówności, a kiedy już idzie, to lepiej, żeby tego nie robił w taki nudny sposób (finałowy odcinek).
Dystans społeczny – co się udało w serialu Netfliksa
Efekt, jak to w antologii, jest raz lepszy, raz gorszy. Wyróżniłabym 3. odcinek, bo w dylemacie Imani (Danielle Brooks, "OITNB"), która nie ma z kim zostawić dziecka, bo nie stać jej na rezygnację z pracy, więc musi się zająć cudzą matką w domu opieki, słychać prawdziwy dramat. A przy tym odcinek pełen jest mimo wszystko lekkiego humoru, równoważącego trudną codzienność. Dużo emocji, bohaterki, z którymi łatwo się zżyć, a do tego umiejętne oddanie chaosu towarzyszącego próbie pogodzenia sprzecznych potrzeb przy użyciu zdalnych środków.
Polecałabym też 5. odcinek, bo w tej opowieści o ojcu (Peter Scanavino, "Prawo i porządek: Sekcja specjalna") zajmującym się synkiem, kiedy w tym samym mieszkaniu odseparowana żona i matka walczy z koronawirusem, twórcy odważyli się iść w nieco mroczniejsze rejony. Nie do końca, bo w "Dystansie społecznym" chyba z góry przyjęto założenie, żeby nie przygnębiać i tak zgnębionych widzów zbyt mocno. Ale jednak bywa tu poważnie, a Scanavino przejmująco odgrywa bezradność. Pozwolono sobie też na urozmaicenie formy poprzez dodanie animacji objaśniających dziecku sytuację.
To pewnie subiektywne, ale poza tymi dwoma odsłonami "Dystansu społecznego" zachęcałabym do dania szansy 7. odcinkowi, w którym wchodzimy w – zaskakująco obcy – świat nastolatków i naturalnych dla nich odpowiedników "prawdziwego" życia. Próby nieśmiałej Mii (Kylie Liya Page), by poderwać kolegę z komputerowej drużyny, mają kilka zaskakujących zwrotów akcji. A chociaż świat jest tu głównie wirtualny, to emocje wydają się jak najbardziej prawdziwe.
Jest jeszcze wspomniana historia o małżeństwie emerytowanych lekarzy (6. odcinek), kameralna, rozgrywana w spokojnym rytmie i zostająca w pamięci głównie dzięki grającym główne role Becky Ann Barker ("Dziewczyny") i Dylanowi Bakerowi ("Żona idealna"). Historia subtelniejsza niż pozostałe odcinki i nieźle pokazująca, jak pandemia uświadamia ludziom, że mają inne pragnienia i cele, niż myśleli.
Wymienione cztery odcinki, chociaż pewnie nie zapiszą się bardzo wysoko w rankingach roku, warto zobaczyć, o ile ktoś nie ma oporów przed oglądaniem problemów związanych z pandemią także na ekranie, jakbyśmy nie mieli ich wystarczająco wiele w "realu". Pozostałe odsłony "Dystansu społecznego", chociaż zdania będą pewnie podzielone, moim zdaniem można sobie odpuścić.
Czy warto obejrzeć serial Dystans społeczny?
Nie znaczy to, że są szczególnie słabe. Odcinek pierwszy to popis Mike'a Coltera ("Luke Cage") w roli trzeźwego alkoholika przytłoczonego samotnością, której nie mogą zapobiec wirtualne spotkania. Odcinek drugi z Oscarem Nuñezem ("The Office") to właściwie tragifarsa o prowadzonym zdalnie pożegnaniu zmarłego patriarchy latynoskiej rodziny. Jest tu trudna dynamika między rodzeństwem, na jaw wychodzą niewygodne historie, a całość w absurdalnej scenerii komputerowego transmitowania obrazu urny.
Odcinek czwarty to opowieść o parze gejów (Max Jenkins " z "Już nie żyjesz" i Brian Jordan Alvarez, "Will i Grace") szukających sposobu na ożywienie związku. Nie w tej historii nic wyjątkowego, brak jej jakiegoś ciężaru angażującego widza. Z kolei finał "Dystansu społecznego" ma ciężaru aż za wiele. Tak ważny, interesujący i wielowymiarowy konflikt między młodym czarnoskórym Amerykaninem a jego starszym szefem, dotyczący właściwiej reakcji na śmierć George'a Floyda, sprowadzono tu do serii niesamowicie drętwych monologów, których nawet Asante Blackk ("Jak nas widzą") nie ratuje.
W ogólnym rozrachunku "Dystans społeczny" to serial, który można nez wielkiego bólu obejrzeć. Zresztą całkiem szybko, bo ma osiem odcinków po około 20 minut. Parę razy udaje się poruszyć w widzu jakąś czułą strunę. Postawiono słusznie na wielokulturowość, wielogeneracyjność, wieloklasowość. Ale częściej to zmarnowana szansa na pokazanie prawdzie poruszających historii o różnych wymiarach pandemicznego doświadczenia. I nie jest to nawet wina samego formatu, bo w przypadku serialu Netfliksa ograniczenia to raczej kwestia samego scenariusza niż faktu, że wszystko rozgrywa się na internetowych komunikatorach.