Kerr Logan opowiada nam o serialu "Fotograf śmierci". To wiktoriański kryminał, jakiego jeszcze nie było
Marta Wawrzyn
21 października 2020, 18:03
"Fotograf śmierci" (Fot. Acorn TV)
Makabra, komedia i zagadki kryminalne w wiktoriańskiej oprawie. Oto "Fotograf śmierci", irlandzki serial, który debiutuje w Polsce. Czemu warto go zobaczyć, mówi odtwórca jednej z głównych ról.
Makabra, komedia i zagadki kryminalne w wiktoriańskiej oprawie. Oto "Fotograf śmierci", irlandzki serial, który debiutuje w Polsce. Czemu warto go zobaczyć, mówi odtwórca jednej z głównych ról.
O godz. 21:30 na kanale Epic Drama startuje dziś "Fotograf śmierci" ("Dead Still"), kryminał kostiumowy, jakiego prawdopodobnie jeszcze nie widzieliście. Składający się z sześciu odcinków serial, stworzony przez Johna Mortona i Imogen Murphy, dzieje się w Irlandii pod koniec lat 80. XIX wieku, kiedy to praktyka fotografowania zmarłych zyskała popularność w całej Europie, a zrobione pośmiertnie zdjęcie ukochanej osoby było najcenniejszą po niej pamiątką.
Fotograf śmierci to kryminał w nietypowej oprawie
Michael Smiley ("Luther") wciela się w Brocka Blennerhasseta, czołowego irlandzkiego "fotografa śmierci", który musi ożywić swój biznes po wypadku. Do pomocy werbuje lojalnego i skutecznego asystenta, byłego grabarza Conalla Molloya (Kerr Logan, "Gra o tron") oraz dawno nie widzianą siostrzenicę Nancy Vickers (Eileen O'Higgins, "Maria, królowa Szkotów").
Biznes zaczyna się rozwijać, ale wkrótce okazuje się, że na tym niszowym rynku działa ktoś złowrogi i śmiertelnie niebezpieczny. Prowadzący śledztwo detektyw Frederick Regan (Aidan O'Hare, "Zdążyć przed zmrokiem") podejrzewa, że zabójca zarabia na zdjęciach zmarłych ludzi. Kiedy liczba zgonów zaczyna niebezpiecznie wzrastać, Blennerhasset, Molloy i Vickers muszą powstrzymać mordercę, który nie tylko chce zniszczyć im biznes, ale także zrujnować życie.
Wszystko to razem składa się na specyficzny miks, w którym jest tyle samo mroku, co groteski, dziwności i zaskakująco lekkiej komedii. Jak nam mówi Kerr Logan, nawet aktorzy byli zdziwieni, że coś takiego, jak fotografia pośmiertna w ogóle istniało. Kolejne zaskoczenie to właśnie ta mieszanka przeróżnych gatunków i konwencji w ramach kostiumowego serialu kryminalnego.
— Nie wiedziałem, że było coś takiego jak fotografia pośmiertna. I tak, oczywiście, zrobiłem research. To był bardzo interesujący czas spędzony z Google, jako że wszystko, co można znaleźć w internecie, jest przerażające. (…) Myślę, że serial jest mroczny i dziwny, i zwariowany. I jak na dramat kostiumowy przystało, myślę, że oglądanie tego sprawia wiele frajdy. To jest szalone i nie wiesz, co za chwilę się wydarzy — mówi Logan.
Kerr Logan opowiada o serialu Fotograf śmierci
Aktor, znany wcześniej z roli Matthosa Seawortha w "Grze o tron", a także m.in. występów w "Wiktorii" i "Strike'u", gra postać Conalla Molloya, który robi szybką karierę od grabarza do asystenta tytułowego fotografa, pomagając mu także w rozwiązywaniu zagadek kryminalnych. Na początku to prosty chłopak, któremu zależy na jakiejkolwiek pracy i zarobku.
— On jest bardzo, bardzo prosty. Myślę, że dla takich ludzi kiedyś życie było bardzo czarno-białe. Albo pracowali, albo nie mieli jedzenia na stole. To może wydawać się śmiałe, że on faktycznie chce pracować dla fotografa, ale on po prostu widzi w tym lepsze życie dla swojej rodziny, swojej matki, samotnej siostry, bo będzie mógł przynieść pieniądze, które pozwolą im utrzymać dach nad głową. Więc jemu chodzi o praktyczne korzyści wynikające z zapewnienia lepszego bytu rodzinie — opowiada Kerr Logan.
Potem Conall awansuje, świat fotografii pośmiertnej i zagadek kryminalnych zaczyna go wciągać, a jego życie staje się nieco bardziej skomplikowane.
— W miarę rozwoju opowieści on musi znaleźć tę bardzo delikatną równowagę. Bo tak, oni zostają wciągnięci w zagadkę morderstwa, ale też on musi mieć szacunek wobec faktu, że został zatrudniony przez Brocka Blennerhasseta. I on może przekroczyć granicę i powiedzieć swojemu pracodawcy, co jego zdaniem będzie najlepsze, albo ugryźć się w język w którymś momencie. Myślę, że gdybyśmy kiedyś dostali szansę zrobić 2. serię, postacie mogłyby się dalej rozwijać i zmieniać. Relacje między wszystkimi postaciami i zmieniająca się dynamika między głównymi bohaterami to to, co najbardziej lubiłem odkrywać w całym serialu — zapewnia aktor.
A czy rola asystenta XIX-wiecznego mistrza fotografii pośmiertnej wymaga jakichś specjalnych przygotowań?
— Nie, niespecjalnie. Znaczy wyszedłem z aparatem — jak wiesz, moja postać jest artystą, więc wyszedłem z własnym aparatem, zanim zaczęliśmy kręcić serial, żeby złapać sens tego, jak to jest być być fotografem i pracować, widząc piękno w każdej fotografii. Molloy jest purystą artystycznym, więc możecie zobaczyć, jak on zaczyna rozpracowywać, jak działa aparat. Jest typem osoby, która zastanawiałaby się obsesyjnie, jak to działa — mówi Logan.
Wiktoriańska Irlandia w serialu Fotograf śmierci
Znacznie trudniejszą sprawą od udawania, że jest się fotografem, okazało się łączenie elementów komediowych z dramatycznymi.
— Kiedy zaczęliśmy pracę, nie byliśmy pewni, czy serial znajdzie się bardziej po stronie komediowej, czy dramatycznej. A zazwyczaj seriale mają tendencję wpadać albo w jedną, albo drugą konwencję, gdzie aktorzy ciągle grają za pomocą mrugnięć do publiczności, jak gdyby wiedząc, że nadchodzą żarty. I starasz się być zabawny, bla, bla, bla, a potem trochę tracisz poczucie postaci, historii i narracji. Tak więc dla mnie interesujące było to, jak uczynić te postacie wiarygodnymi i prawdziwymi, a jednocześnie nie stracić energii i lekkości, i tego, co sprawia, że serial jest fajny do oglądania, bo ma tę komediową stronę — opowiada aktor.
Główne źródło komizmu w "Fotografie śmierci" to humor sytuacyjny, często polegający na tym, że bohaterowie nie są świadomi tego, jak zabawne dla postronnego obserwatora są ich śmiertelnie przerażające perypetie.
— To był dość interesujący proces. To, że pracowaliśmy nad stroną dramatyczną i wagą wątków tych postaci, ale też nie zapominaliśmy, że to, co robią, jest bardzo, bardzo zabawne. Tak więc chodziło o znalezienie sposobu, jak uzyskać te wszystkie komediowe, zabawne, lekkie momenty. I my to znajdujemy, umieszczając te wszystkie niezwykłe grupki postaci w bardzo zwariowanych sytuacjach i grając je wiarygodnie, to znaczy robiąc komedię z tego, że oni oczywiście w ogóle nie są świadomi, że są zabawni. Oni po prostu faktycznie uciekają przed duchem czy przed szaleńcem z nożem. Wiesz, wszystko było zagrane bardzo autentycznie. I myślę, że tam pojawia się element komediowy, bo wszystkie postacie i wątki są wiarygodne — mówi Logan.
Wiarygodny jest też klimat "Fotografa śmierci", bo serial kręcono w starych wiktoriańskich domach, gdzie wciąż zdarzają się historie rodem z telewizyjnego ekranu. A przynajmniej takie chodzą słuchy.
— Kręciliśmy w jednym z tych budynków — w całej Irlandii na wsi są najpiękniejsze wiktoriańskie budynki, które naprawdę wyglądają, jakby nie były zmieniane od czasów wiktoriańskich. Jest to niesamowicie angażujące i naprawdę pomaga ci żyć życiem tych postaci, kiedy jesteś w budynku, gdzie ludzie żyli przez wiele dekad.
Kręciliśmy odcinek, w którym nasze postacie wierzą, że są w nawiedzonym domu. I właściciel oczywiście nam powiedział, że właściwie to o jednym ze skrzydeł rezydencji chodzą słuchy, że ma być faktycznie nawiedzone. Nikt z ekipy ani obsady nie miał prawa tam wchodzić. Więc wiesz, to oczywiście też pomaga w poczuciu totalnego przerażenia, bo było wiele drzwi, których nie mogliśmy otworzyć. To była frajda i jednocześnie było to przerażające — kończy Kerr Logan.