"Dr House" (8×21): Lekarze na krawędzi
Andrzej Mandel
18 maja 2012, 17:33
W "Holding On" widzimy dalszy rozkład zespołu pozbawionego nagle lidera. House ma ważniejszy problem niż "jacyś pacjenci". Ma pacjenta, którego koniecznie chce wyleczyć.
W "Holding On" widzimy dalszy rozkład zespołu pozbawionego nagle lidera. House ma ważniejszy problem niż "jacyś pacjenci". Ma pacjenta, którego koniecznie chce wyleczyć.
Tym, kogo House chce koniecznie wyleczyć, jest Wilson, który nie zamierza poddawać się chemii, tylko woli umrzeć bez cierpień, jakie zadaje terapia antynowotworowa. Kto jak kto, ale onkolog wie najlepiej, jak wygląda umieranie chorych na raka.
House nie może sobie jednak pozwolić na utratę przyjaciela. Wilson jest, tak naprawdę, ostatnią bliską osobą, jaką ma. Kto będzie trzymał w kupie uzależnionego od Vicodinu i będącego wiecznie na krawędzi między szaleństwem i geniuszem House'a, gdy zabraknie Wilsona? Tego wyraźnie obawia się główny bohater i posunie się on do naprawdę wielu rzeczy, by zmusić przyjaciela do kontynuowania terapii, której ten nie chce. Ale też znajdzie moment na to, by dorosnąć. W czym pomoże mu zdecydowanie rozmowa z Trzynastką.
Pozbawiony lidera zespół radzi sobie zaskakująco dobrze. Brak Chase'a też w niczym nie przeszkadza, a męskie decyzje podejmują kolejno wszyscy członkowie. Nie oznacza to jednak, że przebłysk geniuszu jest zbędny, bo to House rozwiązuje zagadkę i przy okazji demoluje połowę szpitala. Co ma konsekwencje.
"Holding On" jest pełen dobrych, mocnych scen, ale najlepsze twórcy zostawili na koniec. Awaria szpitalnej łazienki, zakończona zdemolowaniem wartego miliony urządzenia, spowodowana była przez House'a. To nie mogło się skończyć dobrze, szczególnie, że Gregory House jest na warunkowym zwolnieniu.
Wilsonowi zostało kilka miesięcy życia, może pół roku. House ma do odsiedzenia 6 miesięcy. A zespół się sypie. Wszyscy są na krawędzi. Finał serialu chyba wbije nas w fotel po to, aby nas kompletnie dobić.