Pytanie na weekend: Jaki jest najlepszy serial, który można teraz oglądać?
Redakcja
19 września 2020, 12:03
Fot. HBO/Apple TV+
We wrześniu wróciły dobre seriale, ale redakcja Serialowej póki co zgodnie stawia na sierpniowe tytuły będące jeszcze w trakcie emisji. A jaki jest waszym zdaniem najlepszy teraz serial?
We wrześniu wróciły dobre seriale, ale redakcja Serialowej póki co zgodnie stawia na sierpniowe tytuły będące jeszcze w trakcie emisji. A jaki jest waszym zdaniem najlepszy teraz serial?
Dziś powraca najbardziej podstawowe pytanie na weekend: jaki jest najlepszy serial, który można teraz oglądać? Ograniczenie czasowe, jakie przyjęliśmy, tworząc redakcyjne zestawienie, to: serial emitowany w tym momencie co tydzień po odcinku albo taki, którego nowy sezon pojawił się w całości na jednej z platform VoD pomiędzy 4 lipca (naszym poprzednim zestawieniem) a dniem dzisiejszym.
Marta Wawrzyn: Kraina Lovecrafta
Koniec z pustkami w ramówkach, we wrześniu wreszcie pojawił się na naszych ekranach cały szereg seriali dobrych i bardzo dobrych (od 2. sezonu "The Boys", przez "Wychowane przez wilki", aż po "Dzień trzeci", "Tacy właśnie jesteśmy" i miniserial "Des"). Ale żaden z nich nie ma u mnie szans wygrać, kiedy HBO emituje jedną z tak niewielu w czasach rządów streamingów produkcji wybitnych.
"Kraina Lovecrafta" jest co tydzień jak cudowne pudełko czekoladek, które rozpakowujesz i rozpakowujesz, i rozpakowujesz bez końca, a tam ciągle nowe, zaskakujące smaki. Każdy odcinek to triumf niesamowitej wyobraźni (myślę, że bez większej przesady możemy powiedzieć, iż Misha Green to największe objawienie wśród scenarzystów w tym roku), w miarę jak do przodu mknie pokręcona historia, zawierająca wszystko: emocje, komentarz społeczny, wielopoziomowe metafory i dosłowne potwory, co tydzień zmieniające się jak w szalonym kalejdoskopie.
Czasem "Kraina Lovecrafta" to czysty horror, czasem to przepiękny spektakl, w którym obraz współgra z muzyką (jak scena, kiedy Leti szaleje z kijem bejsbolowym w 3. odcinku), czasem skromny dramat, zagłębiający się w swoich bohaterów, a czasem przygodówka jak te z dzieciństwa. A do tego wszystkiego jest to serial przełomowy, serial, który nie boi się mówić głośno tego, co ma do powiedzenia, i robi to w taki sposób, że nie da się obok niego przejść obojętnie. "Kraina Lovecrafta" to najlepsza rzecz od czasów "Watchmen" i prawdopodobnie mój serial roku 2020 (bo nie wiem, co musiałabym zobaczyć, żeby dało się to przebić).
Kamila Czaja: Ted Lasso
Niby podzielam zachwyty nad "Krainą Lovecrafta", podzielam je jednak nieco wybiórczo. Co drugi odcinek – dosłownie, bo chodzi na razie o same odcinki nieparzyste ze szczególnym uznaniem dla pilotowego – uważam serial HBO za absolutnie wyjątkowy, a co drugi (potyczka z magicznym bractwem, muzealna przygoda w stylu Indiany Jonesa) oglądam bez wielkiego entuzjazmu.
Całkiem możliwe, że mniej wybiórczo będę podzielać zachwyty nad "Tacy właśnie jesteśmy", ale że nie widziałam screenerów, to na podstawie jednego odcinka nie chcę się jeszcze zbyt stanowczo opowiadać. Pilot urzekł mnie wizualnie i dźwiękowo, czuję ten klimat, ale nie mam póki co pełnego przekonania do scen głównego bohatera z matką. A do nastoletniego buntu i "marudzenia" Frasera muszę się dopiero przyzwyczaić.
Pójdę więc nieco pod prąd i nie wybiorę ani społecznego dramatu z potworami, ani psychologicznej historii o dojrzewaniu w specyficznej amerykańskiej enklawie na terenie Włoch. Stawiam na "Teda Lasso", czyli serial, którego pewnie nawet bym nie zaczęła, gdyby nie pozytywne recenzje. Teraz co tydzień czekam na kolejną dawkę optymizmu, na dalsze losy pierwszo- i drugoplanowych postaci, które natychmiast polubiłam. Jakimś cudem serial, który nie miał prawa być czymś więcej niż typową sportową komedią, urzekł mnie jak mało co w tym roku.
Mateusz Piesowicz: Kraina Lovecrafta
Dawno już nie było takiego pytania o najlepszy obecnie emitowany serial, w którym nie tylko miałbym jasno określonego faworyta, ale też grupa pościgowa składałaby się z kilku naprawdę mocnych tytułów. Na tyle dobrych, że gdyby "Kraina Lovecrafta" nie istniała, pisałbym tu pewnie o problemach z wyborem, zastanawiając się, czy wolę Ayę Cash i 2. sezon "The Boys", Davida Tennanta i "Desa", Jude'a Lawa i "Dzień trzeci" czy może raczej Lukę Guadagnino i jego dzieciaki.
Ale że jednak serial HBO istnieje, a ja w przeciwieństwie do Kamili zachwycam się nim bez względu na numer odcinka, to nie miałem wątpliwości, na kogo postawić. Już dawno nic w telewizji nie sprawiało mi bowiem tak dużej frajdy, jak oglądanie "Krainy Lovecrafta", a ta z godziny na godzinę tylko rośnie. Nieważne, czy produkcja Mishy Green przyjmuje poważniejszy kształt, łącząc szalone (i genialne — patrz: odcinek piąty) pomysły ze społecznym komentarzem, czy stawia na czysty fun – tyle w niej świeżości, dzikiej energii i kreatywności, że można nimi obdzielić całą konkurencję, a jeszcze sporo by zostało.