Sarah Paulson, czyli nowa, queerowa siostra Ratched — rozmawiamy z gwiazdą seriali Ryana Murphy'ego
Marta Wawrzyn
18 września 2020, 15:00
"Ratched" (Fot. Netflix)
Nie potrafię powiedzieć "nie" Ryanowi Murphy'emu – zapewnia nas Sarah Paulson. Z gwiazdą "Ratched" rozmawiamy o kulisach serialu i o pracy z jednym z najciekawszych twórców telewizyjnych.
Nie potrafię powiedzieć "nie" Ryanowi Murphy'emu – zapewnia nas Sarah Paulson. Z gwiazdą "Ratched" rozmawiamy o kulisach serialu i o pracy z jednym z najciekawszych twórców telewizyjnych.
Na Netfliksie wylądował dziś 1. sezon "Ratched", serialowego prequela filmu "Lot nad kukułczym gniazdem". To historia rozpoczynająca się 1947 roku, kiedy to Mildred Ratched przyjeżdża do Kalifornii, szukając zatrudnienia w szpitalu psychiatrycznym, gdzie zaczęto prowadzić niepokojące eksperymenty na ludzkich umysłach. W miarę jak wsiąka w system opieki nad chorymi psychicznie pacjentami i poznaje ludzi, którzy do niego należą, siostra Ratched zaczyna się zmieniać.
Tak rozpoczyna się 8-odcinkowa produkcja, której twórcami są Ryan Murphy, Ian Brennan i Evan Romansky. Tytułową rolę gra Sarah Paulson, znana z występów w "American Horror Story", "American Crime Story" czy "Mrs. America". Na ekranie towarzyszą jej m.in. Cynthia Nixon, Judy Davis, Sharon Stone, Jon Jon Briones, Finn Wittrock, Alice Englert, Corey Stoll, Sophie Okonedo i Vincent D'Onofrio.
Na początku września spotkaliśmy się na Zoomie w grupce kilkorga dziennikarzy z różnych krajów z odtwórczynią roli Ratched. Sarah Paulson opowiadała nam o tym, jak to jest zmierzyć się z oscarowym występem, czy ma dla niej znaczenie to, że queerowa aktorka gra queerową postać, a także o serialowej rewii mody, inspiracjach Hitchcockiem i o tym, że nigdy nie mówi "nie" Ryanowi Murphy'emu — człowiekowi, który potrafi ją (i Jessicę Lange!) przekonać do wszystkiego.
Sarah Paulson opowiada o pracy w serialu Ratched
Czy przed zdjęciami do "Ratched" oglądałaś (ponownie) film Miloša Formana z występem Louise Fletcher?
Sarah Paulson: Oglądałam. Na początku wahałam się, bo zastanawiałam się, czemu miałabym mieć w głowie prawdopodobnie perfekcyjny, nagrodzony Oscarami występ. Wydawało mi się, że mogę się tym tylko zrazić. A potem pomyślałam, że to byłby brak szacunku nie obejrzeć tego, właśnie dlatego, że to był perfekcyjny występ i taki trudny do zrobienia. Poza tym jako aktor rzadko masz do czynienia z występem, który już istnieje, tak że musisz spróbować inżynierii wstecznej i znaleźć się na początku, mając jednocześnie w głowie koniec i wiedząc, co to jest, gdzie to się znajduje i czym się staje.
To jest tak naprawdę historia kobiety, która staje się czymś. My wszyscy jako publika, ludzie, którzy kojarzą film — powiedziałabym, że to dość znacząca liczba osób — wiemy, kim ona się stanie. Oglądanie, jak to się dzieje, jest moim zdaniem naprawdę interesujące. Tak więc obejrzałam film i zupełnie inaczej zobaczyłam to teraz, tuż przed tym jak zaczynałam zdjęcia, niż kiedy byłam młodą osobą i potrafiłam ją widzieć tylko jako tę złą osobę bez serca. Oglądając ją tuż przed tym, jak byłam gotowa ją zagrać, myślałam sobie: ona jest ofiarą patriarchalnej infrastruktury, która sprawia, że nie może odnieść sukcesu bez zamknięcia swojego serca. Ale wiecie, musiałam znaleźć dla siebie jakąś drogę, dlatego byłam w stanie zobaczyć to w ten sposób.
Jaka była twoja pierwsza reakcja, kiedy już otworzyłaś scenariusz? Bo wygląda na to, że miałaś pewne oczekiwania.
Pomyślałam: "Nie wiem, czemu on [Ryan Murphy] chce, żebym to zrobiła. To wygląda jak szansa, żeby się zbłaźnić. Przeczytam to, bo mnie o to poprosił". Ale też zawsze się martwię, co będzie, jeśli pozwolę mojemu strachowi wygrać i stracę szansę, bo bałam się, że poniosę porażkę. Bo jeśli nie jesteś skłonny, szczególnie w przypadku twórczych przedsięwzięć, popchnąć siebie do granicy własnych ograniczeń — wszyscy je mamy — to jak masz się rozwijać?
Myślę, że Ryan przede wszystkim dał mi szansę, żeby ciągle się rozwijać. I jeśli jestem choć trochę dobra, to myślę, że to dlatego, że on dał mi tyle możliwości i szans. Mogę wciąż próbować. Mam wielu przyjaciół aktorów, którzy po prostu tego nie dostają. Jak każdy instrument — a dla aktora instrumentem jest on sam — stajesz się zardzewiały. Nie wiesz, jak to zrobić. Więc kiedy otworzyłam scenariusz, pomyślałam sobie: "Niech to szlag, teraz muszę to zrobić!". Przeczytałam jakieś półtorej strony, rzuciłam tym i pomyślałam: "Aaa, szlag by to! Niech go diabli". Jakąś godzinę później dostaję od niego SMS-a: "Czy to znaczy, że tak?". A ja tylko: "Taaa".
Sarah Paulson, czyli siostra Ratched w wersji queer
Czy ma dla ciebie znaczenie to, żeby queerowe osoby grały queerowe osoby w serialach?
Cóż, uważam, że reprezentacja jest ważna w każdym sensie. Myślę też, że to ma znaczenie, kiedy osoba, która wie, jak to jest kochać drugą kobietę, gra osobę, która kocha drugą kobietę. Możemy długo rozmawiać o tym, jak to aktorzy mogą wykreować wszelkie uczucia, na tym polega ich praca i powinni potrafić to zrobić. I myślę, że to prawda, ale delikatność i introspekcja tego, co dotyczy wszelkich spraw sercowych, może być bogatsza, jeśli jest to doświadczenie, które rzeczywiście się miało. I większość ludzi, Bogu dzięki, doświadczyło, czym jest kochanie innej osoby.
Ale myślę, że zawsze, kiedy czujesz z czymś prawdziwy związek, ma to wpływ na to, jak opowiesz historię, które szczegóły i momenty będą dla ciebie znaczące. Wszystko to ma znaczenie, bo patrzysz przez okulary, przez które patrzysz każdego dnia w swoim życiu. Myślę, że dzięki temu to staje się bogatsze, bardziej prawdziwe. Nie mówię, że osoba, która nie identyfikuje się w ten sposób, nie może tego zagrać, bo może. Ale myślę, że to fajna sprawa, że dwie queerowe kobiety grają dwie queerowe kobiety. To dość niesamowite.
Kolejne queerowe pytanie. "Ratched" jest o tym, jak ta kobieta staje się osobą, którą się staje. Jaki wpływ na to, kim ona się staje, ma twoim zdaniem ówczesne podejście społeczeństwa do osób LGBTQ+?
Cóż, to interesujące pytanie i bardzo mocno związane z naszym podejściem, z momentem, w którym żyjemy. Myślę, że dla Mildred ta historia, w takiej wersji, w jakiej ją opowiadamy, nie jest historią o kobiecie kwestionującej swoją seksualność czy nawet jakoś szczególnie zastanawiającej się nad tym. Myślę, że to bardziej historia o kobiecie, która jest tak bardzo wyizolowana i doświadczyła tak niewiele radości w swoim życiu, że nie potrafi tego nawet rozpoznać, kiedy to się dzieje.
A kiedy to się dzieje, to jest dla niej przerażające nie dlatego, że dzieje się z inną kobietą, nawet jeśli jest ta scena w drugim odcinku, kiedy tak ją odrzuca Gwendolyn i to, że ją przyprowadziła do tego baru, i czuje się tak obnażona i obrzydzona, częściowo dlatego, że boi się tego, co to mówi o niej samej i jej pragnieniach. Nie sądzę jednak, żeby to była opowieść o osobie, która to kwestionuje na swój temat. To raczej historia osoby, która próbuje rozgrzeszyć się z tego, co postrzega jako straszny grzech: że kogoś porzuciła. Porzuciła najważniejszą osobę w krytycznym momencie i wszystko w jej życiu jest w pewnym sensie zdeterminowane przez to.
Piękną rzeczą w serialu jest to, że, pomijając sceny z wiecie kim — nie chcę zdradzać, bo nie wszyscy widzieli — to jest jedyna szansa, żeby zobaczyć radość Mildred. I myślę, że jest coś bardzo pięknego i mocnego w tym, że mamy postać, dla której pytanie o jej orientację seksualną nie jest tematem, ale kiedy po raz pierwszy w życiu tego doświadcza — i publiczność też może tego doświadczyć, tej lekkości w Mildred, szansy dla niej na przyszłość i nadziei z nią związanej — to jest to piękna, piękna szansa w morzu bezwzględnych okropieństw w serialu. To bardzo mile widziane, cudowne doświadczenie, myślę, że dla publiki też, a na pewno ważne dla Mildred i dla mnie jako osoby, która ją gra.
Sarah Paulson o współpracy z Ryanem Murphym
Od lat pracujesz z Ryanem Murphym i jest on wręcz już znany z tego, że napisał dla ciebie wiele świetnych ról. Czy byłabyś w stanie kiedykolwiek powiedzieć mu "nie"?
(śmiech) To naprawdę dobre pytanie. Mam nadzieję, że każdy ma kogoś takiego w swoim życiu. Bo on mnie naciska w miejscu, gdzie trochę boli, i wwierca się [tu Sarah Paulson wydaje dźwięk jak wiertarka]. W momencie jak do mnie przyszedł, tylko na niego popatrzyłam i zapytałam: "Ryan, czemu, na Boga, ja miałabym to zrobić? To już zostało zrobione, jest idealne, co my moglibyśmy…, czemu!?". A on: "Bo myślę, że mogłabyś zrobić z tym coś, czego nie widzieliśmy. Widzieliśmy jeden aspekt jej. Teraz mamy szansę bardziej się w nią zagłębić i wykreować tę narrację, która jeszcze nie istnieje. Nie chcesz być częścią tego?". A ja na to: "Ech, cóż, tak jakby chcę być częścią tego. Wygląda na to, że chcę to zrobić".
Tak więc on to sprzedaje w taki sposób, że nie da się powiedzieć "nie". Czasem zastanawiam się, czego by było trzeba [żebym mu odmówiła]. Teraz będę grać Lindę Tripp dla niego. I czasem się zastanawiam: "Co ja sobie myślę? I czy muszę udać się do szpitala? Czy Sarah Paulson jest zdrowa?". Nie wiem, sama już nie wiem. Straciłam rozum, nie wiem, co się dzieje. Po prostu nie potrafię powiedzieć "nie" temu facetowi! On jest bardzo przekonującym człowiekiem. Spytajcie Jessicę Lange. On jej robi to samo.
Sarah Paulson o Ratched: szalony, seksowny świat
Chciałabym cię jeszcze zapytać o lżejszą stronę "Ratched", bo dla mnie cały ten serial to przede wszystkim czysta frajda…
Haha, Marta, mówisz mi wiele o sobie tym pytaniem. Dowiaduję się bardzo dużo o tobie. (śmiech)
Nie no, to po prostu tam jest. "Ratched" to choćby niezła rewia mody z twoim udziałem. Dlatego chciałam cię zapytać o najfajniejsze dla ciebie momenty, sceny, kostiumy z serialu.
Świetnie, tylko problem polega na tym, że ja to kręciłam rok temu i od razu pojechałam na plan "Mrs. America", dosłownie w momencie, kiedy to skończyłam. Tak więc… moja najfajniejsza scena? Nawet już nie pamiętam. Ale mogę ci powiedzieć jedno: Sharon, Cynthia, Sophie, Judy… tam było tyle świetnych aktorek, z którymi miałam szansę pracować. Doświadczyłam tego ju wcześniej w "Ocean's 8", pracując z tak wieloma kobietami, ale tutaj to jest cały świat, który kreujemy. I to był szalony świat, nikczemny świat, seksowny świat, fajny świat, mroczny świat; to były wszystkie te rzeczy, które połączyliśmy ze sobą.
Świetne było to, że Sophie i ja czy Judy i ja nie potrafiłyśmy nakręcić sceny bez wybuchu śmiechu. Nie wiem, może to dlatego, że te sceny były tak intensywne. Zwłaszcza Sophie i ja miałyśmy spory problem, a musiałyśmy zrobić mnóstwo poważnych scen razem. Tak więc wiesz, świetnie się bawiłam, kręcąc to.
Ciuchy, wszystkie te rzeczy, które pomogły stworzyć prawdziwą fasadę Mildred — zbroję, którą ona osłania się przed światem — to była naprawdę świetna rzecz. Z kostiumografką Lou [Eyrich] pracuję już naprawdę długo przy serialach Ryana, więc dobrze się rozumiemy. To mi bardzo ułatwiło pracę. Wszystko, co musiałam robić, to tam stać, rozglądać się po planie, patrzeć w lustro w tych kostiumach i myśleć: "Jestem Mildred Ratched i już. Nikt mi nie powie, że nie". Tak więc ta mała siedmiolatka we mnie, która uwielbia przebierać się i udawać innych ludzi, myślała sobie: "To jest to. To jest takie ekscytujące. A teraz miejmy nadzieję, że nie skompromituję się przed całym światem". (śmiech)
W "Ratched" widać inspiracje filmami z lat 50., szczególnie Hitchcockiem. Czy myślałaś o tym, kiedy jeszcze kręciliście serial?
O, tak. Cały motyw zieleni był czymś, co bardzo zainspirowało Ryana. To było u Hitchcocka, ale wchodząc na kolejny poziom, pojawia się pytanie, co kolor zielony reprezentuje w "Ratched". Czy to pożądanie, czy to ambicja, czy to seks, czy to władza? To jest interesujące, kiedy oglądasz serial i dostrzegasz momenty, kiedy pojawia się zieleń, a kiedy nie, kto to widzi, a kto nie, i z czyjego punktu widzenia to jest. On zdecydowanie był tym zainspirowany.
Odtwarzaliśmy też muzykę z filmów Hitchcocka. Kiedy kręciliśmy sceny, w których jeżdżę autem, prosiłam ich, żeby puszczali to głośno. I słuchaliśmy w kółko tej samej piosenki. To było bardzo sugestywne i pomagało mi poczuć się, jakby to było mniej współczesne. Jakby to było trochę mniej teraz. Ciuchy też wiele zrobiły, w końcu nosiłam krynolinę, halkę i odpowiednią bieliznę. Były też kapelusze i używaliśmy tylko prawdziwych szpilek do kapeluszy. Używaliśmy tylko tych rzeczy, które były w tamtych czasach, jak szpilki z perłami. Parę razy udało mi się tym ukłuć czy wbić to w głowę, no ale zdarza się, prawda?