Pytanie na weekend: Który serial okazał się dla was największym rozczarowaniem pierwszej połowy 2020?
Redakcja
18 lipca 2020, 13:01
Fot. HBO/Netflix
Kontynuujemy podsumowania pierwszego półrocza 2020. Wśród naszych rozczarowań znajduje się m.in. "Ucieczka", "Avenue 5" i "Hollywood". A które seriale was zawiodły?
Kontynuujemy podsumowania pierwszego półrocza 2020. Wśród naszych rozczarowań znajduje się m.in. "Ucieczka", "Avenue 5" i "Hollywood". A które seriale was zawiodły?
Tydzień temu pytaliśmy o najlepsze serialowe zaskoczenia pierwszej połowy 2020 roku, dziś odwracamy to pytanie o 180 stopni. Które seriale najbardziej was rozczarowały w ostatnich miesiącach?
Kamila Czaja: Ucieczka
Wystarczy przywołać tytuły, na które najbardziej czekałam, kiedy w styczniu odpowiadaliśmy na pytanie o nasze serialowe nadzieje. Z tamtej listy wysoko ustawioną poprzeczkę udało się przeskoczyć tylko "Mrs. America", a bardzo przyjemnie, chociaż nie tak jak "Please Like Me", wypadło "Everything's Gonna Be Okay".
Reszta? "Snowpiercer" – rozczarowanie. "Zoey's Extraordinary Playlist" – rozczarowanie (chociaż może kiedyś dam szansę dalszym odcinkom, podobno potem jest lepiej). "Hollywood" – po lekturze recenzji nawet nie chciało mi się sprawdzać. "Little Fires Everywhere" – też odpuściłam, chociaż mniej pewnie, więc może kiedyś się skuszę. Spoza listy dodałabym "Dom grozy: Miasto Aniołów", które momentami lepiej oglądałoby się przy założeniu, że to celowa parodia, i niepotrzebną kontynuację "Homecoming", którą wprawdzie obejrzałam bez wielkiego bólu, ale do 1. serii zabrakło bardzo, bardzo dużo.
"Zwyciężyć" ze względu na niedorastanie do świetnych zapowiedzi musiał jednak mój wybór najbardziej wyczekiwanego serialu na styczniowej liście. "Ucieczka" teoretycznie miała wszystko, czego trzeba, by osiągnąć sukces. Ciekawy pomysł, rewelacyjną obsadę, obiecujące coś wyjątkowego nazwiska za sterami, zapewniające z reguły wysoką jakość HBO. Merritt Wever nie zawiodła, ale po niezłym pilocie z każdym odcinkiem oglądałam "Ucieczkę" z mniejszym entuzjazmem, a pod koniec już tylko ze zmęczeniem: miotającymi się bohaterami, brakiem pomysłu na kolejne zwroty akcji, płytkością całej tej "zabawy" i nijakością rozwiązania. Dawno się nie cieszyłam na wiadomość, że jakiegoś serialu stacja nie przedłuża.
Mateusz Piesowicz: Hollywood
Wprawdzie pomniejszych rozczarowań nie brakowało, ale głównych faworytów miałem od początku dwóch i bardzo długo nie mogłem się zdecydować, na którego z nich postawić. W końcu jednak uznałem, że skoro koszmarnie mdłe i spektakularnie marnujące potencjał znakomitej obsady "Siły Kosmiczne" nie zrobiły niczego, bym je zapamiętał, to wypada przychylić się do prośby i po prostu o nich zapomnieć. "Hollywood" to zupełnie inna bajka, bo serial Ryana Murphy'ego siedział we mnie jeszcze długo po seansie i to bynajmniej nie z miłych powodów.
Przedstawiona na nowo historia Fabryki Snów miała być opowieścią z rodzaju tych podnoszących na duchu i tryskających pozytywną energią serialowych fajerwerków, jakie twórcy "Pose" wychodzą zazwyczaj co najmniej dobrze. Zamiast tego dostaliśmy jednak wydumaną opowiastkę, w której pełno absurdów, banałów i czystych idiotyzmów, za to życia nie ma za grosz. Co gorsza, emocjonalnej pustki dopełnia tu fikcyjna rzeczywistość tak bardzo oderwana od prawdziwej, że serial przemienia się w wyjątkowo marną parodię samego siebie. Obrażając przy tym jeszcze kilka postaci, które miały realny wpływ na kształt filmowego świata, "Hollywood" zdołało mnie naprawdę mocno zirytować – a to już osiągnięcie.
Marta Wawrzyn: Avenue 5
Zgadzam się, że "Hollywood" to ogromne rozczarowanie, podobnie jak — póki co — wszystko, co Ryan Murphy produkuje z Netfliksem. O "Siłach Kosmicznych" również zapomniałam, bo są po prostu nijakie. Ciągle za to pamiętam "Avenue 5", które pożegnałam po tym odcinku, kiedy wylano na widzów morze ekskrementów. Patrzyłam i nie mogłam pojąć, dlaczego HBO co jakiś czas pozwala sobie na tak spektakularne porażki. Czyżby twórcy dostawali za dużo swobody? Nie wiem.
Wiem za to, że po kosmicznej komedii od twórcy "Veepa", z Hugh Lauriem w roli kapitana statku wypakowanego turystami, spodziewałam się wszystkiego co najlepsze. Żartów tak ostrych, że może czasem przekraczających granice dobrego smaku, ale za to diabelnie śmiesznych, celnych i cynicznych jak w "Veepie". Mocniejszego pomysłu na fabułę. Lepszego wykorzystania znakomitej obsady (grają tu jeszcze chociażby Josh Gad czy Zach Woods). I ogólnie czegoś wyjątkowego, w końcu połączenie space opery z totalną farsą to nie jest coś, co zdarza się w telewizji na co dzień. Rozczarowanie jest potężne i naprawdę nie wiem, po co nam 2. sezon.