Nasz top 10: Najlepsze seriale czerwca 2020 roku
Redakcja
12 lipca 2020, 12:32
"Dark" (Fot. Netflix)
Jakie są teraz najlepsze seriale? Podsumowujemy serialowy czerwiec, czyli miesiąc "Dark", "Perry'ego Masona", "Doom Patrol", "W głębi lasu" i jeszcze kilku wartych uwagi tytułów.
Jakie są teraz najlepsze seriale? Podsumowujemy serialowy czerwiec, czyli miesiąc "Dark", "Perry'ego Masona", "Doom Patrol", "W głębi lasu" i jeszcze kilku wartych uwagi tytułów.
10. Obsesja zbrodni (nowość na liście)
W czasach szału na true crime HBO zrobiło dokument o tym, co za tą fascynacją stoi. "Obsesja zbrodni" to de facto dwa seriale w jednym: pierwszy, bardziej "tradycyjny", opowiada o śledztwie w sprawie kalifornijskiego zbrodniarza, który w latach 70. i 80. popełnił 50 gwałtów i 12 morderstw — i pozostawał do niedawna na wolności. Drugi to portret osoby, której jego schwytanie zawdzięczamy.
Tą osobą jest Michelle McNamara, żona komika Pattona Oswalta, nieformalna detektywka i najpierw blogerka zajmująca się tematyką true crime, a potem pisarka, której wydana pośmiertnie książka odmieniła gatunek i jest porównywana do "Z zimną krwią" Trumana Capote'a. To właśnie ona — jej zaangażowanie, jej empatia, jej podejście, stawiające w centrum uwagi nie zbrodniarza, a ofiary — jest tym, co czyni całą historię niezwykłą. I niezwykle tragiczną, bo pogoń za mordercą kończy się w jej przypadku stanami lękowymi i śmiercią po przedawkowaniu leków.
Reżyserka serialu Liz Garbus ("Kto zabił Garretta Phillipsa?") z jednej strony skupia się na tym, co sprawiło, że szczęśliwa żona i matka zaczęła poświęcać noce na ściganie zbrodniarza, a z drugiej na ogromnych kosztach natury psychicznej, jakie ona ponosiła przez lata. To hołd dla McNamary, której talent literacki i sposób, w jaki skupiała się na ludzkim wymiarze zbrodni zmienił true crime. Nie ma w tym poszukiwania sensacji, choć oczywiście trudno uciec od detektywistycznej strony zbrodni (sama McNamara przyznaje w archiwalnej wypowiedzi, że kręciło ją rozwiązywanie zagadek). Jest skomplikowany portret kobiety i próba wyjaśnienia, na czym polega tytułowa obsesja zbrodni. [Marta Wawrzyn]
Obsesja zbrodni co poniedziałek na HBO GO
9. One Day at a Time (powrót na listę)
Przy dużej konkurencji 4. sezon uroczego sitcomu uratowanego przez stację Pop nie mieścił nam się wcześniej w zestawieniach. W czerwcu jednak serialowe szaleństwo zaczęło się wyciszać, znaleźliśmy więc miejsce dla ulubionej kubańsko-amerykańskiej rodziny. Wprawdzie "One Day at a Time" wróciło zaledwie z jednym odcinkiem i znów zniknęło, ale był to odcinek wyjątkowy. Ze względu na pandemię zdecydowano się na animację z głosami podłożonymi przez aktorów bez łamania reżimu sanitarnego.
Odcinek "The Politics Episode", chociaż nie skupiał się na kwestii koronawirusa, doskonale wpisał się w ponury czas emisji i przypomniał, jak bardzo potrzebujemy Alvarezów. To dawka ciepła, humoru, przekonania, że wszystko będzie dobrze. A wszystko w odcinku, który zapowiadałby raczej krwawą konfrontację. Penelope przez większość czasu szykuje się na przyjazd konserwatywnych krewnych, którzy zapisali się widzom w pamięci premierą 3. sezonu. Do Mirthy (Gloria Estefan) i Estrellity (Melissa Fumero) dołącza mąż tej drugiej, dubbingowany przez… Lina-Manuela Mirandę (!).
Animacja daje twórcom szansę, by pokazać różne koszmarne scenariusze zderzenia, gdy głosujący na Trumpa goście trafią do tak liberalnego domu. Zwłaszcza że Kubańczycy, w przeciwieństwie do rodziny Schneidera, nie ukrywają emocji. Poszczególne wizje przekonywania drugiej części rodziny do swoich racji są przezabawne i dość drastyczne, więc Lydia radośnie umila sobie czas piciem rumu, a Alex skupia się na pozytywach – wszak wystarczy zgadzać się z wujkiem, żeby dostawać kolejne banknoty.
Ale to jednak stare dobre "One Day at a Time". Bohaterowie, chociaż w wyobraźni testują brutalne środki perswazji, w praktyce stawiają na próbę wzajemnego zrozumienia. Skupiają się na tym, co łączy, a nie na tym, co dzieli. Uczą się, a przy tym widzów, jak coś komunikować, by nikogo nie zranić. Przezabawna i mądra lekcja, gdy zbliżają się, nie tylko amerykańskie, wybory. [Kamila Czaja]
8. W głębi lasu (nowość na liście)
Jedna z milszych niespodzianek ostatnich miesięcy, bo sam pomysł polskiej adaptacji prozy Harlana Cobena wydawał nam się karkołomny, a mimo mocnych nazwiskach w ekipie odpowiedzialnej za tę produkcję spodziewaliśmy się raczej konwencjonalnego thrillera, który szybko zmiesza nam się w pamięci z dziesiątkami podobnych. Tymczasem reżyserowane przez Leszka Dawida i Bartosza Konopkę "W głębi lasu" przekonało nas do siebie kilkoma zaletami wyciągającymi miniserial ponad przeciętność.
Zaskakująco dobrze sprawdziło się przeniesienie przez scenarzystów, Agatę Malesińską i Wojciecha Miłoszewskiego, amerykańskiej fabuły w polskie realia. Świetnie ogląda się zwłaszcza tę część, która toczy się w latach 90. Doskonale radzą sobie młodzi aktorzy, Wiktoria Filus i Hubert Miłkowski, wspierani przez bardziej doświadczony drugi plan. Klimat letniego obozu, nastoletniej beztroski i życia w rytmie piosenek idoli raz na zawsze przerywa straszna zbrodnia. Do tego dochodzi przekonujący obraz mechanizmów szukania kozła ofiarnego – tam, gdzie zawsze Polacy ich szukają.
Współczesne rozwikływanie tamtych tajemniczych i wstrząsających zdarzeń wypada nieco bardziej konwencjonalnie, ale grający starsze wersje Laury i Pawła Agnieszka Grochowska i Grzegorz Damięcki nadają kryminalnym poszukiwaniom nieco głębi, a pytanie o sprawcę zbrodni łączy się z dylematami dotyczącymi życiowych wyborów naznaczonych traumą tamtego lata.
Jest mrocznie, klimatycznie, a równocześnie w niejednym widzu obudzi się tęsknota za wakacyjnym czasem sprzed problemów, które przynosi dorosłość. Świetnie zgrane, nawet w rolach epizodycznych, wciągające "W głębi lasu" to dobry kandydat do budowanie polskiej marki na Netfliksie, wcale nie gorszy od zachodnich konkurentów. [Kamila Czaja]
W głębi lasu jest dostępne na Netfliksie
7. Doom Patrol (nowość na liście)
Były w czerwcu seriale lepsze, co zresztą widać po tej liście. Nie było jednak żadnego bardziej odlotowego, a musicie wiedzieć, że "Doom Patrol" zasłużył na ten tytuł nawet bez przypadającego na lipiec 4. odcinka, który przekroczył granice ekranowego szaleństwa tak bardzo, że trzy poprzednie wydają się przy nim zupełnie normalne i całkiem spokojne.
A przypominam, że jest mowa o tych odcinkach, w których nasi bohaterowie zmniejszyli się do rozmiaru mikro, wybrali się na imprezę na wrotkach z facetem mającym zegar zamiast głowy i walczyli z okrutnym mordercą z zamiłowaniem do motyli. Cóż, w sumie w tym serialu to dzień jak co dzień. Tym bardziej, że żadna ze wspomnianych historii, choć uroku, stylu i pomysłowości odmówić im nie można, ostatecznie nie miała większego znaczenia.
Co innego wątek niejakiej Dorothy (Abigail Shapiro), nieletniej i ponad stuletniej jednocześnie córki Szefa, skrywającej tajemnicę tak straszną, że ojciec wolał ją ukryć na całe życie, niż ryzykować, że straci ona kontrolę nad swoimi mocami. Na czym te dokładnie polegają, dopiero się przekonamy, póki co możemy jednak swobodnie dopisać Nilesowi do listy grzechów kolejny wątpliwy moralnie postępek. No i zaprzyjaźnić się z Dorothy, bo to wyjątkowo sympatyczna osóbka. Choć wymyślonych przyjaciół ma autentycznie przerażających.
Pasuje rzecz jasna dzięki temu jak ulał do naszej niezbyt wesołej gromadki, która w nowym sezonie zmaga się ze starymi (i nie tylko) problemami. A że przerabiane tu na najdziwniejsze sposoby kłopoty rodzinne, sercowe, fizyczne i psychiczne wciąż nie nudzą, to wypada tylko pogratulować twórcom wyobraźni, a aktorom umiejętności i prosić o więcej. [Mateusz Piesowicz]
Nowe odcinki Doom Patrol w piątki na HBO GO
6. Perry Mason (nowość na liście)
Stylowy kryminał noir to coś, co zawsze do nas trafia. Zwłaszcza jeśli jest zrobiony na bogato, jak "Perry Mason" od HBO. Grający tytułową rolę Matthew Rhys w zapowiedziach serialu mówił, że to nie jest Perry Mason naszych dziadków. I rzeczywiście — nie jest, w żadnym sensie. To jedna z tych miniserii, które są zrealizowane jak kinowe filmy i prezentują się świetnie na większym ekranie. Zrobiona z rozmachem scenografia, sceny zbiorowe z tłumami statystów, non stop sączący się jazz i klimat przez duże K w każdej scenie. Widać, że za kamerą stanął Tim Van Patten, któremu zawdzięczamy wiele odcinków "Zakazanego imperium".
A do tego iście oscarowa obsada. "Perry'ego Masona" warto zobaczyć już choćby dla grających główne i najbardziej wyraziste role Matthewa Rhys, Tatiany Maslany i Johna Lithgowa, a jest jeszcze Shea Whigham ("Homecoming") czy Juliet Rylance ("The Knick"). Prym wiedzie nachmurzony, problematyczny, przeżywający liczne kryzysy detektyw Mason, ale i rola Maslany jako kaznodziejki z lat 30. jest niezwykła. Osobnym bohaterem jest miasto — Los Angeles, przeżywające liczne przemiany i prące do przodu w czasach, kiedy wszyscy zmagają się z Wielkim Kryzysem.
Paradoksalnie tym, co wypada w tym kryminale najsłabiej, jest sama intryga kryminalna — mroczna i sprawnie poprowadzona, ale daleka od oryginalnej. Ale łatwo to przeboleć, tak dużo "Perry Mason" oferuje w zamian. [Marta Wawrzyn]
Perry Mason co poniedziałek na HBO GO
5. Co robimy w ukryciu (awans z 7. miejsca)
Końcówka 2. sezonu pozwoliła wampirom z "Co robimy w ukryciu" na awans w naszym zestawieniu, ale przede wszystkim zapamiętamy ją jednak z czegoś innego. Uprzedzając pytania – nie, nie mam na myśli wiedźm odmładzających się za pomocą nasienia krwiopijców (choć sam odcinek to rzecz jasna kolejne cudeńko).
Na pierwszy plan wysuwa się oczywiście Guillermo, mający w końcu okazję zaprezentowania swoich morderczych umiejętności w pełnej krasie, gdy po krótkim i intensywnym starciu z jego rąk padła cała Rada Wampirów. Czy to oznacza koniec tajemnicy i niedocenianego bohatera w roli sługusa? Cóż, głowy za to nie dam, zwłaszcza że Nandor i reszta bardziej niż masakrą na ich oczach byli zaaferowani wyrażeniem głośnych pretensji o ten krótki czas, w którym sami musieli zadbać o czyste ciuchy. Co zresztą średnio im poszło, patrz: zdjęcie powyżej.
Wydaje się zatem, że mieszkanie z potomkiem Van Helsinga będzie niewielką cena za porządek w rezydencji i brak walających się wszędzie trupów, ale o tym będziemy mogli się przekonać dopiero w kolejnym sezonie. Ten został już rzecz jasna zamówiony, a my nie możemy się go doczekać, nie mając przy tym żadnych wątpliwości, że twórcy znów zaserwują nam całą masę zdrowo pokręconych pomysłów. Nic bowiem nie wskazuje na to, by wkrótce miało im ich zabraknąć. [Mateusz Piesowicz]
Co robimy w ukryciu jest dostępne na HBO GO
4. Betty (awans z 5. miejsca)
W czerwcu "Betty" miała tylko finał, ale to wystarczyło prawie na podium. Od tygodni zachwycamy się tym kameralnym spin-offem filmowej "Skejterki". Crystal Moselle z każdym odcinkiem uzależniała nas bardziej od śledzenia losów grupki dziewczyn, które próbują realizować deskorolkową pasję w zdominowanym przez facetów środowisku. Finał doskonale zbiera wątki z sezonu, doprowadzając je do satysfakcjonujących rozwiązań.
Bohaterkom udało się zorganizować skejterskie spotkanie samych dziewczyn, tym razem z większym sukcesem niż w pilocie serialu. Działały wspólnie, z determinacją i odkryły, że jest ich znacznie więcej, niż im się wydawało. Oglądanie tej wspólnej jazdy, nawet jeśli nie mogła w niej uczestniczyć pechowo kontuzjowana Kirt, musiało wywołać uśmiech na twarzy zaangażowanych w losy skejterek widzów. Dodajmy jeszcze mały, ale uroczy "crossover" z innym serialem HBO, żeby sobie uświadomić, jak już za "Betty" tęsknimy.
A poza deskorolką liczyło się tu wiele spraw, które można było razem z bohaterkami przeżywać. Uwalnianie się spod wpływu toksycznych chłopaków, radzenie sobie z sytuacją w domu, pierwsze nieśmiałe związki, które łatwo mogły przegrać z presją rodziny. Dzięki wsparciu przyjaciółek i ćwiczeniu się w pewności siebie dziewczyny pokonywały różne trudności, a pokazano to w lekkim, nieprzesadnie dramatycznym stylu. Zresztą tu nawet pozornie groźny diler jest sympatyczny (chociaż twierdzi, że tylko on). [Kamila Czaja]
Betty jest dostępna w serwisie HBO GO
3. Mogę cię zniszczyć (nowość na liście)
Czterema czerwcowymi odcinkami nowy serial Michaeli Coel zagwarantował sobie, że nie będzie czymś, co szybko wyrzucimy z pamięci. Opowieść o Arabelli, pisarce, której na imprezie dosypano czegoś do drinka, a następnie ją zgwałcono, to z jednej strony przejmujący obraz radzenia sobie z traumą i próby powrotu do codziennego życia, a z drugiej znacznie więcej niż ten jeden wątek.
"Mogę cię zniszczyć" nie ogranicza się do pokazania "typowego" gwałtu. Uruchomiona przez tragedię świadomość Belli zaczyna rejestrować to, że wiele pozornie zwyczajnych związków czy jednonocnych przygód ma przemocowy charakter. Poza tym serial nie poprzestaje na pokazaniu życia jednej bohaterki, często na plan pierwszy wysuwają się jej przyjaciele, Terry (Weruche Opia) i Kwame (Paapa Essiedu), którzy także próbują sobie radzić z mniej lub bardziej poważnymi seksualnymi wykroczeniami, jakie ich spotykają.
Oprócz tego "Mogę cię zniszczyć" to interesująca wizja życia młodych londyńczyków, wyzwolonych, czarnoskórych, mających niebrytyjskie korzenie. Wciągnięci w wir mediów społecznościowych, szukający wrażeń, goniący za spełnieniem marzeń o karierze artystycznej nie mają czasu zastanowić się nad tym, co dzieje się wokół nich, dopóki nie zdarzy się coś zaburzającego codzienny pęd.
Coel opowiada o tym wszystkim bardzo odważnie, barwnie, nie unikając drastycznych obrazków i fizjologicznych detali, ale i eksperymentując z formą, na przykład przez poświęcenie całego 3. odcinka wspomnieniom Belli i Terry z Włoch. Ciekawa forma, niedająca się streścić w prostych formułach treść, ostre spojrzenie na to, co w relacjach dopuszczalne, a co nie, sprawiają, że "Mogę cię zniszczyć" wstrząsa i każe się na wieloma kwestiami zastanawiać długo po zakończeniu każdego odcinka. [Kamila Czaja]
Mogę cię zniszczyć co poniedziałek na HBO GO
2. Dark (powrót na listę)
Nie, nie uważamy "Dark" za wybitny serial i nawet ograniczając się tylko do netfliksowych produkcji, znaleźlibyśmy sporo takich, które lubimy bardziej. Co nie zmienia faktu, że oceniamy historię autorstwa Barana bo Odara i Jantje Friese wysoko, doceniając twórców tym bardziej, że nie wywrócili się na ostatniej prostej, lecz zgrabnie i sensownie doprowadzili wszystko do końca. Czy jak wolicie: przerwali wieczny cykl.
A że nie była to prosta sprawa, na pewno nie trzeba nikogo przekonywać. Wystarczy przypomnieć sobie mnogość postaci, wątków i linii czasowych, do których w 3. sezonie doszła jeszcze alternatywna rzeczywistość – w końcu nie mogło być zbyt łatwo. Zorientować się w tym wszystko bez notatek było więc piekielnie ciężko, rozróżnić kto, w jakiej wersji, kiedy i dlaczego jeszcze trudniej, a wciągnąć na tyle, by autentycznie emocjonować się losami Jonasa i Marthy, wydawało się absolutnie niemożliwe.
Tymczasem "Dark" nie dość że poskładało na koniec wszystkie elementy w całość, to jeszcze potrafiło wlać w nie trochę życia. Tego natomiast muszę przyznać, że się nie spodziewałem, oczekując raczej zakończenia logicznego, a nie wzruszającego. Na swój sposób tragiczny i piękny jednocześnie (odrobinę kiczowaty też) finał był więc zaskoczeniem. Na tyle pozytywnym, że łatwiej było twórcom wybaczyć, iż zamiast tak komplikować historię, mogli już wcześniej skupić się na jej emocjonalnym wymiarze, co jak widać, nie jest im obce.
Kto wie, być może zachwycalibyśmy się wtedy "Dark" tak jak inni? Ale z drugiej strony, może sam serial nie byłby wówczas takim sukcesem, jakim się ostatecznie całkiem zasłużenie okazał. Koniec końców wszyscy powinni być zatem zadowoleni. [Mateusz Piesowicz]
Dark jest dostępny na Netfliksie
1. To wiem na pewno (utrzymana pozycja lidera)
Pamiętając, jak dotąd rozwijała się historia braci Birdseyów, przed finałowymi odcinkami "To wiem na pewno" można było mieć uzasadnione obawy. Słusznie, bo jak się miało okazać, sięgnięcie emocjonalnego dna było dopiero przed nami. Z drugiej strony, na koniec tej tragicznej w każdym calu opowieści pojawiła się pewnego rodzaju huśtawka nastrojów, a nawet delikatne oznaki optymizmu. Czyżby w tym ponurym świecie istniała jednak nadzieja?
Niewykluczone, choć absolutnie nie wzięła się ona znikąd. Ba, zanim można było mówić o jakichkolwiek jej przejawach, trzeba było sobie na nie zapracować. I mam tu na myśli zarówno Dominicka, jak i widzów, krok po kroku znoszących wraz z nim spadające na niego ciosy. Historia dziadka, znęcanie się nad Thomasem, wyciągnięcie go z ośrodka tylko po to, by chwilę potem opłakiwać jego śmierć, awantura na stypie, odsuwanie od siebie bliskich i pogrążanie się w coraz głębszej depresji – powiedzieć, że nie wyglądało to dobrze, to nic nie powiedzieć.
Czy w takim razie ostateczne wydostanie się głównego bohatera na powierzchnię z odmętów własnej psychiki należy rozpatrywać w kategoriach cudu? Być może w innym serialu tak by to wyglądało, tutaj jednak zrobiono dość, by na pierwszy plan wysunął się trud, jaki Dominick włożył w pracę nad samym sobą. To właśnie dzięki niemu pogodzenie się bohatera z przeszłością, zobaczenie życia w innych barwach niż czarno-białe i odzyskanie wiary w ludzi jest tak satysfakcjonujące. Dobrze wiedzieć, że jakkolwiek okropni nie byliby nasi przodkowie i ilu klątw by na nas nie ściągnęli, wciąż wszystko zależy od nas.
Dominick zdołał to zrozumieć być może w ostatniej chwili, zanim gniew i poczucie winy pożarły go na dobre, co zwłaszcza w takiej historii trzeba uznać za wyjątkowo mocne pozytywne przesłanie. Tym skuteczniejsze, że potwierdzone do końca stonowaną realizacją i pozbawioną jakichkolwiek fałszywych nut grą aktorską. Czy to wystarczy, by "To wiem na pewno" zyskało uznanie, na jakie zasługuje? Pewnie nie. Co nie zmienia faktu, że w kategorii skupionych na postaciach dramatów telewizyjnych nie ma w tym roku wielkiej konkurencji. [Mateusz Piesowicz]