"Doom Patrol", czyli superbohaterska terapia – recenzja pierwszych odcinków 2. sezonu
Mateusz Piesowicz
28 czerwca 2020, 15:08
"Doom Patrol" (Fot. DC Universe)
Jeśli sądziliście, że w nowym sezonie ekipa "Doom Patrol" będzie bardziej przypominać typowych superbohaterów, to donoszę, że nic z tego. I bardzo dobrze! Uwaga na spoilery.
Jeśli sądziliście, że w nowym sezonie ekipa "Doom Patrol" będzie bardziej przypominać typowych superbohaterów, to donoszę, że nic z tego. I bardzo dobrze! Uwaga na spoilery.
Blaszany drwal o niewyparzonym języku. Smutna dziewczyna zamykająca się we własnej głowie. Piękność o skórze z gumy. Aspirujący superbohater, ale z nieco wadliwym oprogramowaniem. Człowiek-mumia, który z trudem dogaduje się z ze swoim elektrycznym ja. Czy taki zestaw może uratować świat? Skoro jednego łotra zamknęli już w obrazie, to czemu nie? Na pewno będzie to łatwiejsze, niż uporanie się z ich własnymi demonami.
Doom Patrol – nietypowa ekipa wraca w 2. sezonie
Tych bowiem bohaterom "Doom Patrol" nigdy nie brakowało, a na początku 2. sezonu (pierwsze trzy odcinki można już oglądać w HBO GO) wydają się one jeszcze większe niż poprzednio. Bo co z tego, że Pan Nikt został unieszkodliwiony, skoro prawdziwym architektem ich życiowych tragedii okazał się ten, którego tak starali się uratować? Czy znając bolesne fakty na temat Szefa (Timothy Dalton), można w ogóle myśleć o czymś innym? Zwłaszcza gdy jest się rozmiarów zapałki?
Punkt wyjścia tego sezonu wygląda co najmniej dziwnie, ale nie jest to rzecz jasna nic zaskakującego. Poprzednie 15 odcinków oswoiło nas przecież z tym, że serialowi DC Universe daleko do normalności, wiec bez sensu byłoby spodziewać się po nim teraz standardowych rozwiązań. Lepiej zatem przyjąć odpowiednią perspektywę i dać mu się ponownie porwać – nawet jeśli rozrywka będzie w tym przypadku dość specyficzna, bo oparta na wewnętrznych problemach mocno sponiewieranych przez los ludzi.
A takim jest każdy bez wyjątku członek tutejszej superbohaterskiej ekipy, na swój sposób odreagowujący niedawne rewelacje. Cliff (Brendan Fraser) na przykład, oprócz klęcia na czym świat stoi, wyżywa się na szczurach. Jane (Diane Guerrero), szprycuje się serum wyciszającym pozostałe z jej 64 osobowości. Rita (April Bowlby) stara się zyskać większą kontrolę nad własnym ciałem. A Larry (Matt Bomer), oprócz powracania myślami do przeszłości, doskonali sztukę przyrządzania malutkich naleśników dla swoich miniaturowych przyjaciół, chwilowo zamieszkujących zabawkowy tor wyścigowy. No co? Mówiłem, że jest dziwnie.
Oczywiście to wcale nie tak, że powrót do właściwych rozmiarów równa się tu powrotowi do normalności. Wręcz przeciwnie, co po części ma związek z osobistymi problemami bohaterów, a po części z pewną 90-letnią jedenastolatką. Dorothy Spinner (Abigail Shapiro), czyli przedstawiona nam już wcześniej, a teraz odgrywająca kluczową rolę córka Nilesa, jest kolejną postacią, której życiorys to jedna wielka tragiczna historia, obejmująca nawet bycie cyrkową atrakcją. Czy znając te okropne okoliczności, można się dziwić jej ojcu, że robił wszystko, by ją chronić?
Doom Patrol, czyli kilka historii w ramach jednej
Chyba nie i mam wrażenie, że nawet jeśli nie przyznają tego na głos, do podobnego wniosku dochodzą nasi bohaterowie. Chcąc nie chcąc pomagają więc Szefowi w jego wysiłkach utrzymania mocy Dorothy pod kontrolą. Po pierwsze, chodzi o zwykłą przyzwoitość — dziewczynka przeszła już dość i nie jest tu absolutnie niczemu winna. A pod drugie, są jeszcze bardziej pragmatyczne względy. W końcu kto wie, do czego tak naprawdę jest ona zdolna?
Cóż, z pewnością prędzej czy później się o tym przekonamy, szczególnie biorąc pod uwagę, że wszystko uzależnione jest od kondycji Nilesa, a ten zaczyna wreszcie mocniej odczuwać swoje 139 lat. Można się natomiast domyślić, że jeśli go zabraknie, konsekwencje będą większe, niż wizyta kilku upiornych wymyślonych przyjaciół jego córki.
Można zatem powiedzieć, że początek 2. sezonu "Doom Patrol" przebiega nam dwutorowo. Z jednej strony mamy Dorothy i Nilesa, z którymi mniej i bardziej bezpośrednio wiążą się przewodnie fabuły odcinków, a z drugiej wątki poszczególnych bohaterów. Wszystko w miarę się ze sobą łączy, choć już teraz widać, że utrzymanie poszczególnych elementów scenariusza w bliskiej relacji może stanowić pewien problem. Historie Larry'ego, a zwłaszcza odłączającego się od grupy Vica, stanowią bowiem w znacznej mierze osobą całość, niekoniecznie pasując do reszty.
Inna sprawa, że dokładnie tak samo wyglądały sprawy w poprzednim sezonie i nie stanowiło to jakiegoś ogromnego problemu. Jasne, czasem trzeba było przymknąć oko na fabularne niedociągnięcia, lecz nieźle napisane postaci, których charakterystyka nie ograniczała się do ledwie naszkicowanego tła, wiele wynagradzały. Nie widzę powodu, by teraz miało być inaczej.
Doom Patrol kroczy mroczną ścieżką w swoim stylu
Tym bardziej, że twórcy "Doom Patrol" jeszcze bardziej podnieśli poprzeczkę swoim bohaterom, przepuszczając ich przez istną emocjonalną wyżymaczkę, a widzów zapraszając, by towarzyszyli im w swoistych sesjach terapeutycznych. Czasem rodzinnych, jak w przypadku Larry'ego i Cliffa, z różnymi efektami odnajdującymi się w rolach wracających po latach ojców, a kiedy indziej indywidualnych, choćby ze zmagającym się z depresją i szukającym bratniej duszy Cyborgiem. Przypadek skonfliktowanej ze swoimi innymi osobowościami Jane sklasyfikować trudno, więc nazwijmy go po prostu jedynym w swoim rodzaju.
Nie brzmi to wszystko jak typowe bolączki różnego rodzaju superbohaterów, a jednocześnie wydaje się nieco gryźć z pokręconym charakterem serialu. No bo jak tu mówić o psychologicznej głębi, gdy jednocześnie ktoś wypala najmniejszego skręta świata lub zajada się gigantycznym popcornem? W teorii takie szaleństwo nie ma prawa bytu, w praktyce działa już drugi sezon i najwyraźniej nie zamierza przestać.
Ba, twórcy wręcz dorzucają swoim bohaterom emocjonalnych ciężarów, zarazem sprawdzając, z czym jeszcze można je zestawić. Czy da się na przykład z szalonym podróżnikiem w czasie, który upodobał sobie wrotkarskie imprezy w rytmie disco? No jasne! A z ponadczasowym mordercą z zamiłowaniem do motyli? Łatwizna! No to może jeszcze z dziką przejażdżką w samochodzie zabawce? Proszę bardzo!
Pomysłów nikomu tu nie brakuje i z pewnością jeszcze długo nie zabraknie, ale znacznie ważniejsze jest, aby w parze z nimi szła umiejętność przekształcania czystej niedorzeczności w coś znacznie bardziej autentycznego. Zadziwiać może wszak każdy, ale tchnąć w ekranowe cuda choć szczyptę życia to już trudniejsze zadanie.
"Doom Patrol" daje sobie z nim radę, w niewytłumaczalny sposób sprawiając m.in., że z nieprzeniknionej metalowej powłoki Robotmana bije głęboki smutek, liczne grzechy Szefa nie czynią z niego potwora, a dawanie drugich czy nawet trzecich szans nie brzmi jak pusty slogan. A że tych w opowieściach o superbohaterach nie brakuje, tym bardziej doceniam taką, która potrafi zamienić słowa w czyny.
Zestawcie to z niesamowicie różnorodnym wizualnym stylem (każdy z trzech odcinków można zaliczyć pod tym względem do innej kategorii) i kapitalnym aktorstwem każdego z wykonawców z osobna, a otrzymacie serial, przy którym zwyczajnie trudno się nudzić. Jeśli tylko będzie to wszystko zmierzać w jakimś konkretnym kierunku, bez wątpienia czeka nas kolejny udany sezon.