"Dark" pyta, czy da się przerwać wieczny cykl – recenzja 3. sezonu serialu Netfliksa
Mateusz Piesowicz
26 czerwca 2020, 20:01
"Dark" (Fot. Netflix)
Najbardziej skomplikowana łamigłówka we współczesnej telewizji wraca z ostatnimi fragmentami układanki. Czy sprawdził się slogan o niemieckiej precyzji i wszystkie do siebie pasują?
Najbardziej skomplikowana łamigłówka we współczesnej telewizji wraca z ostatnimi fragmentami układanki. Czy sprawdził się slogan o niemieckiej precyzji i wszystkie do siebie pasują?
Zaczęło się, jak na tutejsze standardy, całkiem niewinnie – od samobójstwa mężczyzny i serii zaginięć dzieci. Potem doszła do nich podróż w czasie i związany z nią paradoks. Pojawiła się kolejna linia czasowa, i kolejna, i jeszcze jedna. Nowi bohaterowie, a raczej różne wersje tych samych, wyrastali jak grzyby po deszczu, podczas gdy pytania i wątpliwości rosły w tempie proporcjonalnym do notatek, które trzeba było robić, by się w tym nie pogubić. Skoro już powstał taki serial, to nie można było dołączyć do niego jakiegoś opracowania?
Dark – finałowy sezon niemieckiego serialu
To przydałoby się choćby na starcie 3. sezonu, bo "Dark" zdecydowanie nie jest jednym z tych seriali, do których można usiąść po przerwie bez obaw, że nic nam nie umknie. W gruncie rzeczy pogubienie się w meandrach fabuły jest wręcz wpisane w fundamenty tej netfliksowej produkcji, więc naiwnością byłoby liczyć na to, że cokolwiek zmieni zgrabnie zmontowane 60 sekund lub przeczytanie streszczenia ostatnich wydarzeń. Ba, właściwie to nawet odświeżenie sobie całości nie gwarantowałoby stuprocentowej orientacji w serialu – taki przywilej należy się chyba tylko twórcom.
A przynajmniej należał się do tej pory, bo nowa i zarazem ostatnia odsłona serialu miała zrównać nasze statusy. Inaczej mówiąc, mieliśmy wreszcie poznać rozwiązanie tej niesamowicie skomplikowanej zagadki, a przy okazji ocenić, czy Baran bo Odar i Jantje Friese naprawdę mieli wszystko dokładnie zaplanowane od początku, czy może jednak pogubili się po drodze. No i czy nie przyszykowali jednego z tych zakończeń, które pozostawia więcej pytań, niż daje odpowiedzi.
3. sezon Dark udziela oczekiwanych odpowiedzi
Po obejrzeniu całego 3. sezonu mogę na pewno zaprzeczyć temu ostatniemu. Nie, "Dark" nie pozostawia widzów – nomen omen – w ciemności. Osiem finałowych odcinków (niektóre dłuższe niż godzina) ostatecznie rozplątuje fabularny węzeł, serwując garść pożądanych, a przede wszystkim zrozumiałych wyjaśnień, które w satysfakcjonujący sposób zamykają serialową historię.
Do tego trzeba jednak dodać, że to bynajmniej nie tak, że większość sezonu prowadzi widza za rękę do mety. Wręcz przeciwnie, bo zamiast tłumaczenia co i jak, twórcy dokładają zupełnie nowe warstwy historii, każąc nam się szybko orientować w kompletnie innych niż dotychczas regułach gry. Powiedziałbym nawet, że w zestawieniu z tym sezonem poprzednie dwa wyglądają na wręcz banalnie skonstruowane i całkiem proste do rozgryzienia.
Zamiast oczekiwać od początku szybkich odpowiedzi, lepiej będzie więc uzbroić się w cierpliwość i tak jak poprzednio skupić się na tym, by po prostu krok po kroku dopasowywać do siebie poszczególne elementy. Tych bowiem nie brakuje i choć niewiele konkretów mogę wam zdradzić m.in. dlatego, że Netflix przysłał długaśną listę spoilerów-których-treści-nie-wolno-ujawniać, wiedzcie, że w końcu doczekacie się wyjaśnień. Nie załamujcie się więc, gdy przygniecie was liczba faktów, wątków i pytań, a nic nie będzie do siebie pasować – też tak miałem. Późno, bo późno (a nawet za późno, mając na względzie wagę pewnego fabularnego rozwiązania), ale sprawy nabiorą sensu.
Dark zaprasza do alternatywnej rzeczywistości
Wcześniej czeka was natomiast istna jazda bez trzymanki po czasie i przestrzeni, tym razem rozbudowana jeszcze o dodatkowy świat. Świat, o którego istnieniu dowiedzieliśmy się w finale poprzedniego sezonu, i który zobaczyliśmy już na własne oczy w zwiastunie, dostrzegając tam choćby charakterystyczny żółty sztormiak na kimś innym niż zwykle. Macie uczucie specyficznego déjà vu? Przyzwyczajcie się do niego, bo będzie je przeżywać w tym sezonie wielokrotnie.
Podobnie zresztą jak nasi bohaterowie na czele z Jonasem (Louis Hofmann) i Marthą (Lisa Vicari), która po własnej śmierci urosła do miana absolutnie kluczowej postaci. Ot, jeden z wielu serialowych paradoksów, ale tu akurat dobrze się sprawdzający, bo o ile dotąd przedstawiany jako bardzo istotny związek dwojga nastolatków ani grzał, ani ziębił, o tyle w nowych odcinkach wygląda on wreszcie w większym stopniu, jak powinien. Tak jakby ktoś zdecydował się na poważnie wlać do fabularnego mechanizmu trochę życia, a nie tylko imitować je za pomocą pokręconych twistów.
Wyszło to wszystkim na dobre, bo i młodzi aktorzy pokazali swoje możliwości, i widz zyskał okazję do wzruszenia, a tego brakowało mi do tej pory w "Dark" najmocniej. Nie, to wciąż nie jest taki emocjonalny rollercoaster, jakiego w teorii można by oczekiwać, ale oglądanie przynajmniej nie przypomina już wypranej z uczuć partii szachów. W większym stopniu układanie wieloelementowych puzzli – zajęcie przyjemne, wciągające oraz wymagające skupienia i cierpliwości, by na końcu dać trochę szczerej satysfakcji.
Dark pyta, czy da się przerwać wieczny cykl
Ile dokładnie, to już zależy od tego, jak bardzo zżyliście się z samymi bohaterami i wciągnęliście w serialową intrygę. A że ani jedno, ani drugie nie było najprostsze, świadczy trudność, z jaką przychodzi tu określić strony konfliktu. Niby zadanie jest proste: Jonas stoi po stronie dobra, próbując wszystko wyprostować i przeciwstawić się własnemu przeznaczeniu, a Adam (Dietrich Hollinderbäumer) stara się przejąć kontrolę nad czasem, co czyni go czarnym charakterem. Z tym że, jak wiadomo, tych dwóch to jedna i ta sama osoba, co nieco komplikuje sprawy.
Zwłaszcza gdy dodamy więcej elementów, choćby Claudię (Julika Jenkins), której działania długo opierają się na bardzo wątłych motywacjach. Albo całkiem nowe postaci, sprawiające, że poszukiwanie w tym wszystkim jasnego i logicznego celu jest jeszcze trudniejsze. Co więcej, może być nawet irytujące, szczególnie gdy zamiast prostej ścieżki twórcy raczą nas cytatami z Isaaca Newtona albo innymi filozoficznymi hasłami mającymi wskazywać na głębię ich historii.
Nie chcę oczywiście twierdzić, że tej w ogóle w "Dark" nie ma, bo to zwyczajnie nieprawda. Finałowy sezon wypada wręcz pod tym względem najlepiej ze wszystkich, kładąc nacisk na kwestię naturalnego ludzkiego dążenia do przetrwania — zarówno naszego własnego, jak i bliskich nam osób. I robi to naprawdę nieźle, pozwalając czasem oderwać się na chwilę od scenariuszowych wywijasów, by przemyśleć stojące za nimi idee.
Trzeba jednak pamiętać, że wciąż są to tylko momenty, które ostatecznie giną gdzieś wśród mnogości spinających się wątków i ledwie liźniętych pomysłów. Nigdy nie dało się odczuć, by te momenty były istotniejsze choćby od rzucenia nowego światła na już oglądane wydarzenia, zauważenia jakiegoś drobnego, lecz znaczącego nawiązania, odkrycia zaskakujących powiązań między bohaterami czy wyjaśnienia mimochodem od dawna nurtującej kwestii. Tak było poprzednio, tak jest i teraz, co jasno określa twórcze priorytety – zagadki najpierw, cała reszta później.
Dark nie ugięło się pod własnym ciężarem
Narzekając na to, warto sobie jednak zadać pytanie, czy tak naprawdę potrzebujemy czegoś innego. Czy "Dark" wypadłoby lepiej, gdyby twórcy zamiast ciągle gmatwać fabułę, postawili na rozwinięcie niektórych motywów i mniej powierzchowne potraktowanie tematów nauki, wiary, cierpienia, miłości, itp.? Mam wrażenie, że byłoby to krokiem w złą stronę. Oszukiwaniem widzów i samych siebie, że złożona, ale oparta na całkiem prostych założeniach historia jest czymś więcej. Nie jest i właśnie to w dużej mierze stanowi o jej końcowym sukcesie.
Takim bowiem jest bez wątpienia zarówno ostatni sezon, jak i całe "Dark". Serial, którego trudno nie podziwiać, widząc, ile włożono w niego pracy, jaką zachowano przy tym precyzję i jak wreszcie udało się go doprowadzić do końca bez spektakularnej wywrotki. Ale też serial, który raczej mnie ciekawił, niż zachwycał, chwilami bardziej męczył, niż fascynował, a nawet na finiszu nie uniknął naciąganych rozwiązań i szczypty tandety. Skoro jednak układanka jest skończona, brakujących fragmentów za bardzo nie widać, a obrazek prezentuje się całkiem ładnie, to w sumie wypada pogratulować.