Pytanie na weekend: Jaka jest optymalna długość odcinka serialu?
Redakcja
20 czerwca 2020, 13:02
Fot. Amazon/AMC/CBS
Czy oglądając seriale, macie wrażenie, że odcinki zrobiły się za długie? A może nie ma to dla was żadnego znaczenia, bo tym, co się liczy, jest jakość?
Czy oglądając seriale, macie wrażenie, że odcinki zrobiły się za długie? A może nie ma to dla was żadnego znaczenia, bo tym, co się liczy, jest jakość?
Dawno, dawno temu, w czasach dominacji seriali z amerykańskich sieciówek, sprawa była jasna: odcinek serialu dramatycznego trwał ok. 42 minuty, a sitcomu ok. 20 minut. Kablówki wydłużyły czas trwania odcinków nawet do godziny, a kiedy do akcji weszły platformy streamingowe, okazało się, że w zasadzie żadne ograniczenia nie są potrzebne. Twórcy oczywiście są za, a co na to widzowie? Nasze dzisiejsze pytanie na weekend brzmi: czy lubicie długie odcinki seriali, czy jednak wolicie jak jest krócej? Jaka jest optymalna długość odcinka serialu?
Marta Wawrzyn: ok. 45 minut
Długość odcinka ma znaczenie, o czym ostatnio przypomniało mi "Damages". Trzy pierwsze sezony emitowane przez FX składają się z odcinków krótszych niż 45 minut (z paroma wyjątkami). W 4. sezonie następuje przeskok do odcinków nawet godzinnych, bo serial przejęło DirecTV. I choć jakość nie spadła, a odcinków jest mniej, więc teoretycznie nie powinnam odczuwać różnicy, męczę się straszliwie.
Podobnie reaguję na 1,5-godzinne piloty (miałam kiedyś problem z ostatnio często u nas wspominanym "Battlestar Galactica" — miniserial jest dla mnie nie do przebrnięcia, za to kolejne odcinki ogląda się już migiem), finały supersize przedstawiane jako "niespodzianki dla fanów" (chcecie mi zrobić niespodziankę, drodzy twórcy "Westworld"? Nauczcie się streszczać!), pomysły, żeby zamiast normalnego sezonu zrobić sześć "wyjątkowych", "filmowych" odcinków (tak, mowa o finałowej serii "Gry o tron"). Pamiętam, co sobie pomyślałam, kiedy Charlie Brooker oznajmił, że po przenosinach na Netfliksa nie będzie musiał się ograniczać — i miałam rację. Najsłabsze odcinki "Black Mirror" to w większości te najdłuższe.
Moją życiową tragedią jest to, że najlepsze seriale HBO mają godzinne odcinki, choć muszę przyznać, że raczej nie zdarzyło mi się odczuwać znużenia podczas seansów "Rodziny Soprano", "The Wire", "Deadwood", "Pozostawionych" czy też "Wielkich kłamstewek" albo ostatnio "To wiem na pewno". Jakość zawsze się obroni. Ale ogólnie jestem za skracaniem: nie widzę powodu, dla którego odcinek sitcomu miałby trwać więcej niż 22 minuty, a serialu dramatycznego — więcej niż 48 minut. Skoro "Mad Men" i "Breaking Bad" były w stanie się wyrobić, to znaczy, że się da.
Kamila Czaja: 29 minut
W moim serialowym harmonogramie, a już na pewno w ocenach, co lubię najbardziej, przeważają krótkie komedie i komediodramaty. Wychodziłoby na to, że wolę, kiedy odcinek nie przekracza pół godziny. Właściwie optymalne, a na pewno graniczne wydaje się 29 minut. Mniej też jest w porządku, za to jak już widzę "trójkę z przodu", to jakaś bariera psychologiczna zostaje przekroczona i automatycznie nastawiam się na długi seans. Zdarzają się oczywiście wyjątki, działa siła przyzwyczajenia, potrafię też docenić świetne odcinki bardziej rozbudowane – nie wyobrażam sobie przycinania za każdym razem "Master of None" czy "GLOW" do mojej ogólnej zasady.
Na pewno częściej mam wrażenie, że odcinki są za długie, niż że są za krótkie. Łatwiej przyzwyczaiłabym się do skracania dramatów (to zresztą już się dzieje – "Homecoming", "Sorry for Your Loss") niż do wydłużania komedii ("Crazy Ex-Girlfriend" nieraz skorzystałoby na krótszych odsłonach). Jasne, podział gatunkowy i czasowy coraz bardziej się zaciera. Ale nadal, kiedy "odpalam" kolejny odcinek, czuję siłę tych utartych długości. Na mój odbiór wpływa chyba nawet mniej nowoczesność z brakiem czasu i skracaną przez korzystanie z internetu zdolnością koncentracji, a bardziej tradycja: lata oglądania seriali stacji ogólnodostępnej z sitcomami nieco tylko przekraczającymi 20 minut i dramatami po 42 minuty, czyli króciutkimi w porównaniu z jakościowo lepszymi produkcjami HBO.
Mateusz Piesowicz: mniej niż godzina
Kamila pisała o barierze psychologicznej przy przekraczaniu pół godziny, ja wydłużyłbym ten czas dwukrotnie. 60 minut to według mnie absolutne maksimum, którego sztywne trzymanie się nie zaszkodziłoby paru głośnym tytułom HBO (bardziej mam na myśli "Westworld" niż "Grę o tron") i licznym reprezentantom Netfliksa.
Co nie znaczy, że trzeba tę godzinę zawsze bezwzględnie wykorzystać. Uważam, że serialowym twórcom brakuje dziś elastyczności – niewielu potrafi umiejętnie wykorzystać swobodę, jaką dają im zwłaszcza serwisy streamingowe. Nieważne, ile będzie trwał odcinek? To wciśnijmy jeszcze tę nic nieznaczącą scenę i prowadzący donikąd dialog, im dłużej, tym lepiej!
Niestety w większości przypadków jest dokładnie na odwrót. Można mnożyć tytuły, którym wycięcie kilku minut z odcinka wyszłoby na zdrowie (choćby niemiłosiernie przeciągane marvelowskie produkcje Netfliksa), za to przykładów inteligentnego gospodarowania czasem nie ma zbyt wiele. Życzyłbym więc sobie, żeby więcej twórców było jak państwo Kingowie i ich "Sprawa idealna" w ostatnim sezonie. Raz 39, potem 45, a nawet 55 minut i żadna nie wydaje się zmarnowana. Można?