"Niepewne", czyli sztuka wracania do punktu wyjścia – recenzja finału 4. sezonu
Mateusz Piesowicz
16 czerwca 2020, 19:26
"Niepewne" (Fot. HBO)
Nadal wciągający, ale chwilami mocno frustrujący. Tak opisałbym zakończony właśnie 4. sezon "Niepewnych", zastanawiając się, które uczucie dominowało we mnie po finale. Spoilery.
Nadal wciągający, ale chwilami mocno frustrujący. Tak opisałbym zakończony właśnie 4. sezon "Niepewnych", zastanawiając się, które uczucie dominowało we mnie po finale. Spoilery.
Gdy przed dwoma miesiącami pisałem o pierwszej połowie 4. sezonie "Niepewnych", mocno narzekałem na wkradającą się do serialu Issy Rae i Larry'ego Whilmore'a powtarzalność. Wtedy nie wiedziałem jeszcze, że największa powtórka z rozrywki w postaci zejścia bohaterki z byłym facetem dopiero przed nami. Tym bardziej nie mogłem się zaś spodziewać, jak twórcy zamierzają to rozegrać.
Niepewne pytają, co dalej z Issą i Lawrence'em
Choć chyba powinienem, bo wcześniejsze dość nagłe wypisanie z historii Condoli (Christina Elmore) mogło wskazywać na to, że jej wątek nie jest jeszcze zakończony. No i nie był, o czym najpierw przekonał się Lawrence (Jay Ellis), a potem w kulminacyjnym punkcie finału widzowie i Issa (Issa Rae), do której należy prawo bycia najbardziej zaskoczoną. Przynajmniej w teorii, bo w praktyce wiadomo – gdy wszystko układało się tak dobrze, należało się liczyć z tym, że coś się wkrótce zepsuje.
Ja akurat złe przeczucia wobec zejścia się głównej bohaterki z byłym miałem od początku, choć bynajmniej nie z powodu ciąży-niespodzianki. Ot, po prostu Lawrence wydawał mi się zamkniętym etapem, a powrót do niego odczytywałem jako krok wstecz i w życiu Issy, i w serialu. Owszem, zrobiono sporo, by udowodnić, że tych dwoje jest już innymi ludźmi (bardzo dobry, randkowy odcinek "Lowkey Happy"), którzy tak naprawdę dopiero teraz dorośli do poważnego związku, ale czy w którymkolwiek momencie poczułem się w stu procentach przekonany do tego pomysłu?
Chyba nie, a oglądając finałowe "Lowkey Lost", wątpliwości tylko się pogłębiały. Związek na odległość? Nie chce mi się wierzyć. Przeprowadzka Issy do San Francisco? Jeszcze mniej, nawet mimo jej zapewnień, bo te odbierałem jako przejaw rezygnacji po konflikcie z Molly (Yvonne Orji). Nie zmieniało to faktu, że próba budowy czegoś więcej została podjęta, więc po ludzku wypadało tej parze kibicować. I robiłbym to, gdyby nie zastosowano zaskakująco taniego chwytu.
Niepewne kończą 4. sezon w zaskakujący sposób
Tak bowiem należy odebrać informację o dziecku, które Condola zamierza urodzić, zapewniając jednocześnie, że Lawrence nie musi się w to angażować. Cóż, rozumiem, że serial się rozwija i że potrzebuje czegoś, co przyciągnie uwagę, a nawet, że konieczne są okazjonalne dramaty. Ale ten nie dość, że gryzie się z wcześniejszymi wzmiankami na temat Condoli (o ile dobrze pamiętam, nie była zainteresowana związkiem i zakładaniem rodziny), to jest zwyczajnie tandetny. Zwłaszcza jak na standardy, do których przyzwyczaiły "Niepewne".
A że te są wysokie, pokazał wątek Issy i Molly, co do którego początkowo też miałem spore obiekcje. Wydawał mi się on bowiem wyolbrzymionym konfliktem, który zostanie rozwiązany w jakiś prosty sposób, szybko dając o sobie zapomnieć. Przyznaję, że się pomyliłem, ponieważ przyjaźń naszych bohaterek została wystawiona na znacznie poważniejszą próbę, choć w gruncie rzeczy trudno jednoznacznie powiedzieć dlaczego.
Czymkolwiek była spowodowana przepaść, która między nimi wyrosła, była ona jednak bardzo przekonująca, potwierdzając, że twórcy "Niepewnych" nadal potrafią w sobie znany sposób uchwycić nawet niewytłumaczalne aspekty ludzkich relacji. W końcu patrząc z boku, cały ten konflikt wydawał się błahy i prosty do rozwiązania. Im dłużej trwał, tym bliżej było mi do przekonania, że rzeczywiście coś między Issą i Molly mogło dobiec naturalnego końca. Zażyłość z jednego etapu życia nie musi się wszak przenosić na kolejny i wcale nie trzeba tego szczególnie tłumaczyć – tak po prostu bywa. "Niepewne" okazały się jedną z nielicznych telewizyjnych opowieści, które potrafiły ten brak wyjaśnień odpowiednio sprzedać.
Czy to już pora na nowy etap w życiu Issy?
Pytanie, czy będą to robić dalej, bo ładna ostatnia scena w etiopskiej knajpie, w której szczegóły nie zostaliśmy wtajemniczeni, sugeruje, że w kolejnym sezonie wrócimy do znanej sytuacji. Z jednej strony dobrze, bo przyjaźń Issy i Molly jest zbyt fajna, by łatwo z niej rezygnować, z drugiej szkoda by tak dobrze poprowadzony i napisany wątek całkiem przepadł. Życzyłbym więc sobie, aby twórcy nie przeszli nad nim zwyczajnie do porządku dziennego, wprowadzając relację bohaterek na nowy poziom.
A nie wątpię, że są w stanie to zrobić, potrafiąc zafundować Issie coś więcej, niż tylko kolejne porażki i rozczarowania. Świetnie zorganizowany festiwal udowodnił, że "Niepewne" mogą być również historią sukcesu i mam wrażenie, że już najwyższa pora, by to samo dało się powiedzieć o życiu prywatnym Issy. Nieważne, czy będzie to dotyczyło naprawionej przyjaźni, przebrnięcia przez wyjątkowo skomplikowany związek z Lawrencem, czy zbudowania czegoś zupełnie nowego z Nathanem (Kendrick Sampson) lub kimkolwiek innym.
Ważne jednak, by ten krok naprzód wykonać w odpowiednim stylu. Śmiem wątpić, czy wrzucanie do wbrew pozorom bardzo dojrzałej historii wątku rodem z wyśmiewanych tu oper mydlanych czy tandetnych true crime się temu przysłuży, ale oczywiście mogę się mylić. Zresztą właśnie twórcy "Niepewnych" już parę razy wyprowadzali mnie z błędu.
Niepewne to serial, w którym nie brakuje wad
Nie mam jednak pewności, że zrobią to ponownie, bo choć ogólne wrażenia po 4. sezonie ich serialu mam pozytywne, jednocześnie trudno mi wyrzucić z pamięci jego wady. Także finałowe, jak wspomniany pomysł z Condolą, ale też zupełnie zbędny wątek Tiffany (Amanda Seales) i Dereka (Wade Allain-Marcus).
Historię wnoszącą wprawdzie do odcinka sporo energii (przede wszystkim za sprawą jak zawsze fantastycznej Natashy Rothwell w roli Kelli), ale równocześnie kompletnie absurdalną, bo skupioną na bohaterach, którzy wcześniej stanowili tło. Do tego traktującą instrumentalnie temat depresji poporodowej, wciśnięty tu dla zbudowania naciąganego napięcia. Wiem, że wszyscy poza Issą i Molly mają tu drugorzędne znaczenie, to jednak była lekka przesada.
Ale że zarówno główna bohaterka, jak i jej przyjaciółka po nieuniknionym rozstaniu z Andrew (Alexander Hodge), znalazły się ponownie w punkcie wyjścia, wydaje się, że "Niepewne" będą znów mogły się w pełni skoncentrować na ich problemach. Czy to dobrze, zważywszy, że już teraz irytowała powtarzalność, a wygląda na to, że będzie jej jeszcze więcej? Staram się być dobrej myśli, wciąż dostrzegając w produkcji HBO więcej zalet niż wad. Mam nadzieję, że to się nie zmieni.