"W głębi lasu" ma wszystko, by stać się polskim towarem eksportowym — recenzja serialu Netfliksa
Marta Wawrzyn
12 czerwca 2020, 09:01
"W głębi lasu" (Fot. Netflix)
Polacy nie gęsi i swojego Harlana Cobena mają. Czy jakoś tak. Serial "W głębi lasu" to kawał przyzwoitej rozrywki, dobrze łączącej mrok z nostalgią i to, co światowe, z tym, co lokalne.
Polacy nie gęsi i swojego Harlana Cobena mają. Czy jakoś tak. Serial "W głębi lasu" to kawał przyzwoitej rozrywki, dobrze łączącej mrok z nostalgią i to, co światowe, z tym, co lokalne.
Netflix nie miał dobrego startu, jeśli chodzi o polskie seriale. Stworzony przez amerykańskiego producenta Joshuę Longa niestrawny potworek pt. "1983" do dziś śni nam się po nocach, stanowiąc dobitny dowód na to, jak łatwo przesadzić, próbując napisać w kraju nad Wisłą coś, co bez problemu ma zrozumieć widz z drugiego końca świata. Poświęcenie tego, co lokalne (czyli chociażby porządnego researchu na temat polskiej historii i mentalności), na rzecz tego, co uniwersalne, dobiło serial, który teoretycznie miał szansę się obronić — ale z innym scenarzystą.
"W głębi lasu" (widziałam już całość) tego problemu nie ma, choć opiera się na podobnych podstawach: w polskie ramy wtłoczona została historia uniwersalna, a nawet wielu widzom świetnie znana, bo pochodząca z jednej z najpopularniejszych książek Harlana Cobena. I tym razem to działa zaskakująco wręcz dobrze.
W głębi lasu to sprawnie zrobiony serialowy thriller
Druga polska produkcja Netfliksa jest porządnie zrobiona pod każdym względem: dynamiczna, klarownie napisana i sprawnie nakręcona, co jest zasługą duetu reżyserów Leszek Dawid — Bartosz Konopka. Ale na pochwałę zasługują także scenarzyści. Agata Malesińska i Wojtek Miłoszewski nie tylko sensownie przełożyli amerykańskie "The Woods" na historię, która wydaje się bardzo swojska, ale i zadbali o to, żeby fabuła dosłownie płynęła, wkręcając widzów za pomocą licznych twistów i cliffhangerów. "W głębi lasu" oferuje wszystko to, czego spodziewamy się po nowoczesnym miksie thrillera i kryminału: potrafi zaskakiwać, wręcz szokować, a także zawiera postacie z krwi i kości, które z miejsca obdarza się emocjami.
Paul Copeland bez żadnego uszczerbku na zdrowiu — czy może raczej złożoności postaci — przedzierzgnął się w Pawła Kopińskiego, a życie w niego tchnęli składający się w jedną całość Grzegorz Damięcki i Hubert Miłkowski. Damięcki w rozmowie z Serialową zwracał uwagę na fizyczne podobieństwo do swojego młodszego alter ego — i rzeczywiście tak jest. Jeden wydaje się logicznym przedłużeniem drugiego. Co więcej, dokładnie tak samo jest z serialową Laurą Goldsztajn, graną w młodszej wersji przez Wiktorię Filus, a w starszej przez Agnieszkę Grochowską.
W głębi lasu, czyli ludzie naznaczeni przeszłością
Ale castingowe strzały w dziesiątkę to jedno, drugie to skomplikowane główne postacie, które pod każdym względem wykraczają poza schemat nie do końca dobranej pary detektywów, połączonej mroczną i tajemniczą historią z przeszłości. Paweł, w teraźniejszości warszawski prokurator, i Laura, profesorka na uniwersytecie, różnią się nieco od tych z kart powieści Cobena, pozostając taką samą sumą młodzieńczych doświadczeń, które ukształtowały ich na całe życie.
Dwójka dzieciaków, która przeżyła traumę na obozie w latach 90. — ostatniej nocy w lesie zaginęły cztery osoby, w tym siostra Pawła — dwadzieścia pięć lat później spotyka się ponownie, by raz jeszcze wspólnie spróbować rozszyfrować wydarzenia sprzed lat. Razem odbędą wycieczkę w przeszłość, połykając niebezpieczną pigułkę o nazwie Nostalgia. I z odcinka na odcinek będą coraz bardziej zbliżać się prawdy, która okaże się zaskakująca nie tylko dla nich. Jednocześnie w życiu obojga toczyć się będą współczesne dramaty, a ich reakcje i działania przynajmniej w jakimś stopniu okażą się być naznaczone przeżyciami sprzed lat.
W głębi lasu to nostalgiczna podróż do lat 90.
Choć akcja "W głębi lasu" toczy się na dwóch płaszczyznach czasowych na zmianę, nie mogłaby zostać poprowadzona bardziej klarownie. I to nie tylko dlatego, że podróże w przeszłość oznaczone są charakterystycznym filtrem. Podczas gdy w teraźniejszości dominuje skandynawski chłód, lata 90., zwłaszcza w części obozowej, klimatem przywodzą na myśl stare filmy nakręcone domową kamerą wideo. Pojawić się też mogą skojarzenia z "Rojstem" czy "American Horror Story: 1984".
Nostalgiczną podróż w przeszłość umila polska muzyka rockowa z tamtych czasów: Lech Janerka, Elektryczne Gitary, Wilki, T.Love. Dziewczyny noszą karbowane włosy i kolorowe frotki, a chłopaki grunge'owe koszule i T-shirty z nazwami ulubionych zespołów. Na dyskotece nawet w środku lasu zawsze znajdzie się obowiązkowa kula lustrzana. Brakuje tylko wspólnego czytania "Bravo" przy ognisku, ale być może to jednak zbyt mroczny serial. O czym łatwo zapomnieć, zanurzając się w sielankową krainę retro, dokładnie taką, jaką wielu z nas pamięta z własnego dzieciństwa.
Mimo że wątków, tajemnic i zwrotów akcji jest zatrzęsienie — oprócz powrotu historii sprzed lat i zabaw na obozie, jest także sprawa gwałtu, którą prowadzi Kopiński, życie prywatne jego i Laury, polskie układy i układziki, bagienko medialno-polityczne, różnego rodzaju dramaty rodzinne itp., itd. — serial Netfliksa nie wydaje się szczególnie zawiły. Ot, dobrze zrobiony, logicznie skonstruowany, wartki thriller. Czyli coś, co przez lata kompletnie nam nie wychodziło w telewizji.
Czy W głębi lasu ma szansę na sukces za granicą?
Składające się z sześciu odcinków "W głębi lasu", gdyby nie było produkcją polską i w dodatku jeszcze Netfliksa, a więc w domyśle nie zasługiwało na osobną recenzję, spokojnie mogłoby znaleźć się w naszym cyklu Serialowa alternatywa, nie odstając ani trochę od swoich sąsiadów ze Skandynawii. I mam nadzieję, że taki właśnie czeka go los — że Cobenowska sprawność połączona z, bądź co bądź unikalnym, polskim klimatem zostanie doceniona także przez zagranicznych recenzentów.
To nie "365 dni" — aka "całkowicie okropny, budzący zastrzeżenia, momentami przezabawny polski ruchaton" — powinno być naszym towarem eksportowym na światowym Netfliksie, a właśnie takie produkcje jak "W głębi lasu". Solidne, zrozumiałe dla każdego, z wyraźną lokalną nutą i naszymi najlepszymi aktorami, którzy zasługują na to, aby ich pokazywać za granicą. Na taką promocję jak "W głębi lasu" nie miał szans "Belfer", "Kruk" czy nawet "Wataha". Oby nazwisko Harlana Cobena zrobiło swoje w tym przypadku, bo drugi z polskich seriali Netfliksa zdecydowanie zasługuje na to, żeby oglądali go także zagraniczni widzowie.