"Wielka" to błyskotliwa i urocza siostra "Faworyty" — recenzja serialu o młodej carycy Katarzynie
Marta Wawrzyn
14 maja 2020, 20:02
"Wielka" (Fot. Hulu)
O Katarzynie Wielkiej powiedziano i napisano już wiele, ale nikt jeszcze nie zrobił tego co scenarzysta oscarowej "Faworyty". "Wielka" to ostra, pokręcona satyra, która lubi iść na całość.
O Katarzynie Wielkiej powiedziano i napisano już wiele, ale nikt jeszcze nie zrobił tego co scenarzysta oscarowej "Faworyty". "Wielka" to ostra, pokręcona satyra, która lubi iść na całość.
Kiedy wydawało się, że w świecie filmów kostiumowych było już wszystko, nadeszła "Faworyta", tyleż śmieszna, co straszna opowieść o władzy, pożądaniu i najniższych instynktach na królewskim dworze. Oraz królikach. Całym morzu królików. A wszystko to w wydaniu kobiecym, z mężczyznami sprowadzonymi do roli statystów w życiu osób, które rzeczywiście coś znaczą w bezlitosnej grze o wszystko.
"Wielka" opiera się na podobnych podstawach i nic dziwnego, bo mówimy o serialu stworzonym przez Tony'ego McNamarę, współscenarzystę oscarowego filmu. Jeśli więc widzieliście "Faworytę", po paru minutach przebywania w świecie "Wielkiej" poczujecie się jak w domu. Tudzież domu wariatów, jakim jest tutejsza Rosja.
Wielka, czyli poznajcie młodą carycę Katarzynę
"Wielka", która już na dzień dobry zaznacza, że opowiada "sporadycznie prawdziwą historię", skupia się na mniej wyeksploatowanym okresie życia carycy Katarzyny. Główną bohaterkę (Elle Fanning, "Czarownica") poznajemy jako naiwną dziewczynę, a nie bezwzględną władczynię, która Polakom kojarzy się głównie z rozbiorami. Młoda Katarzyna, księżniczka niemiecka, kocha śmiech, truskawki i już nie może się doczekać tego momentu, kiedy pozna swojego męża, cara Rosji Piotra III (Nicholas Hoult, "Mad Max: Na drodze gniewu"). Jeśli w tym jednym zdaniu już dostrzegliście pewne nieścisłości historyczne, to przyzwyczajcie się do tego, bo serial opiera się na faktach bardzo, ale to bardzo luźno, stawiając na satyrę, farsę, tragikomedię.
Pierwszy odcinek to fantastyczny popis Fanning, która zaczyna od grania bujającej w obłokach, tryskającej optymizmem arystokratycznej wersji Ani z Zielonego Wzgórza, a kończy jako młoda kobieta, której po pierwszych upokorzeniach zaczynają spadać klapki z oczu. Zaczytana w książkach i zachwycona ideami płynącymi z Francji (typu "O umowie społecznej" Rousseau) dziewczyna trafia do zacofanego kraju i na prawdziwie zdziczały dwór, gdzie rządzi głupota i ciemnota do spółki z sadyzmem. Ciąg dalszy mniej więcej znacie: nasza bohaterka zrobi wszystko, żeby przejąć władzę i pokierować kraj w kierunku absolutyzmu oświeconego, bez względu na koszty. I zamieni się w prawdziwą kobietę ze stali.
Wielka pokazuje rosyjski dwór w oparach absurdu
Na razie jednak jesteśmy od tego daleko. Będącą istnym kłębuszkiem radości cesarzową czekają mocne zderzenia z tutejszymi tradycjami, pokręcona relacja z mężem (i jego kochankami), przekonywanie do siebie licznych nieprzekonanych i knucie, bardzo dużo knucia. Wszystko to stanowi szkołę przetrwania dla dziewczyny, która nie sądziła, że może chcieć rządzić światem. I za chwilę zmieni Katarzynę bezpowrotnie, po drodze dostarczając jej i nam mnóstwa wrażeń.
Podejście McNamary do głównej bohaterki jest bardzo "zachodnie", to znaczy przedstawia ją jako błyskotliwą wczesną feministkę i wizjonerkę trochę z przypadku, w pierwszych sześciu odcinkach (z dziesięciu), które widziałam, zaledwie zaznaczając skręt w kierunku na razie raczej antybohaterki niż okrutnej władczyni znanej z polskich książek do historii. To podejście trzeba zaakceptować, podobnie jak fakt, że to amerykański serial, gdzie wszyscy posługują się współczesną angielszczyzną (z dodatkiem śpiewów po rosyjsku), a aktorzy są zróżnicowani etnicznie. Jeśli macie z tym problem, to prawdopodobnie ta zabawa nie jest dla was.
Za to miłośnicy czarnych komedii, wyrazistych bohaterek kobiecych i wszelkiego rodzaju odlotów artystycznych powinni się poczuć świetnie w tym klimacie. "Wielka" to istna symfonia absurdu, która zaskakuje raz po raz swoją pomysłowością. Zarówno Fanning, jak i Hoult z miejsca odnajdują się w tej konwencji — ona jako zdrowa na umyśle istota, która wylądowała w samym środku najdziwniejszego koszmaru świata, on jako skrzyżowanie infantylnego idioty z okrutnym sadystą, który żyje w przekonaniu, że Rosja go kocha tak jak jego ojca i dziadka.
Ale to nie tylko show tej dwójki, świetnie wypada cała ekipa: Sacha Dhawan jako pomagający żonie Piotra w przejęciu władzy hrabia Orłow, Phoebe Fox jako najrozsądniejsza istota pod słońcem pełniąca rolę pokojówki Katarzyny, Sebastian De Souza w roli kochanka carycy wybranego osobiście przez jej męża, Adam Godley jako arcybiskup czy też Belinda Bromilow w roli tylko pozornie szalonej ciotki Piotra.
Wielka to serial niepoważny i bardzo z tego dumny
Napędzana szybkimi, błyskotliwymi dialogami farsa bardzo szybko odnajduje swój rytm, na który składają się kolejne kuriozalne, nie mieszczące się w granicach pojmowania wydarzenia, dzikie imprezy przerywane okrzykami "Wiwat!" albo wieszaniem ludzi i ciągły rozwój głównej bohaterki, uczącej się sztuki przetrwania, sarkazmu i sprawiania sobie małych przyjemności w ciężkich chwila (tak, mowa o tej słynnej rozpuście, ale bez seksu z koniem, choć końskich żarcików nie zabrakło).
Krótko mówiąc, to serial zupełnie inny od "Katarzyny Wielkiej" z Helen Mirren, nie tylko dlatego, że kompletnie niepoważny i bardzo z tego dumny. "Wielka" opowiada o losach Katarzyny po swojemu, z charakterem, przepisując historię i stawiając na humor, absurd i popkulturową jazdę bez trzymanki, także muzyczną. A w centrum tego wszystkiego znajduje się bohaterka o bardzo progresywnych poglądach, bo głosząca, że kobieta to też człowiek, a wojny nie zawsze są usprawiedliwione.
I choć dłuższe przebywanie w tej śmieszno-strasznej krainie obłędu bywa męczące (odradzam binge-watching, polecam mniejsze dawki), "Wielka" zdecydowanie należy do seriali dobrych, niegłupich, oryginalnych i po prostu wartych obejrzenia.