"Trying", czyli po brytyjsku o związkach i adopcji — recenzja nowego serialu komediowego Apple TV+
Kamila Czaja
3 maja 2020, 16:00
"Trying" (Fot. Apple TV+)
"Trying" to urocza opowieść z ducha brytyjskich komedii romantycznych, ale bez typowej dla gatunku idealizacji. No i para jest już razem, teraz zamiast o romans walcząc o prawo do adopcji.
"Trying" to urocza opowieść z ducha brytyjskich komedii romantycznych, ale bez typowej dla gatunku idealizacji. No i para jest już razem, teraz zamiast o romans walcząc o prawo do adopcji.
Koncepcja, że Apple TV+ sprawdza się w krótkich komediowych formach bardziej niż w wysokobudżetowych dramatach, w tym tygodniu zyskała kolejne potwierdzenie. "Trying", serial brytyjski, nie amerykański, co na każdym kroku tu widać, nie jest odkryciem roku i może nie trafi do rankingu arcydzieł, ale to produkcja, która zapewniła mi dobrą zabawę, trochę refleksji i, o co coraz trudniej, zaangażowanie w losy bohaterów.
Twórca "Trying", Andy Wolton, nie ma w CV hitów, a aktorzy są wprawdzie rozpoznawalni, ale (z wyjątkiem Imeldy Staunton) to nie filmowe gwiazdy z pierwszych stron gazet. Nie ma tu realizacyjnych fajerwerków, ale serial nakręcono po prostu ładnie, w przemyślany sposób, z dobrym wykorzystaniem wzorców brytyjskich komedii romantycznych. A równocześnie nie mówimy o klasycznej komedii romantycznej.
"Trying" bardzo szybko skojarzyć się może raczej z komedią antyromantyczną, jaką było "Catastrophe". W przypadku produkcji Apple TV+ mówimy o zdecydowanie złagodzonej wersji, ale i tu mamy do czynienia z nieidealnymi ludźmi, którzy jako para są w stanie nieco poprawić własne braki. Nie ma tu nadmiaru lukru, bohaterowie nie zawsze podejmują słuszne decyzje, a ich sytuacja to nie bajkowa egzystencja wyższych sfer.
Trying to serial komediowy Apple TV+ o adopcji
Nikki (Esther Smith, "Cuckoo") i Jason (Rafe Spall, "Roadies") to para po trzydziestce, żyjąca z dnia na dzień w wynajętym mieszkaniu w pięknie pokazanym londyńskim Camden, które jest tu jak dodatkowy bohater serialu. Utknęli w niewymarzonych i słabo płatnych zawodach – ona pracuje na słuchawce w firmie wynajmującej samochody, on z przestarzałych podręczników uczy języka angielskiego jako obcego, wciąż słysząc, że to dobra praca, ale na wakacje, jak ma się osiemnaście lat. Jednak gdyby ich zapytać, co tak naprawdę chcieliby robić, pewnie mieliby problem z odpowiedzią, bo po prostu cieszą się tym, co mają, i jest całkiem fajnie.
I tu pojawia się problem. Nikki i Jason marzą o dziecku, a nie mogą go mieć. Trudna dla nich decyzja o rozpoczęciu starań o adopcję okazuje się dopiero początkiem całej serii wyzwań. I chociaż może się wydawać, że nie każdy widz odnajdzie się w historii o tak jasno wyznaczonym celu, bo nie każdy chce mieć dziecko, a jeśli chce, to niekoniecznie życie zmusza go do rozważania alternatywnych sposobów zrealizowania marzenia, to "Trying" naprawdę szybko wciąga w to, co Nikki i Jason przechodzą.
Sezon ma przemyślaną konstrukcję. Pierwsze odcinki są w mniejszym stopniu skupione na samej adopcji. Bohaterowie uświadamiają sobie bowiem, że cały proces pozwala obcym ludziom na wejście z butami w najbardziej intymne czy niewygodne aspekty życia potencjalnych rodziców. Nikki i Jason muszą więc spojrzeć na siebie samych, siebie nawzajem, swój związek i swoje otoczenie niejako z boku, co wywołuje wiele tragikomicznych skutków. Wydawało im się, że są tacy fajni, zabawni, mili, a nagle odkryli, że po pierwsze, nie do końca, a po drugie, to może być za mało w "konkurencji" z zamożnymi i wysublimowanymi parami z okolicy.
Na jaw wychodzą kompleksy i wady wcześniej spychane na margines w przyjemnym, niezobowiązującym życiu. Nagle trzeba zmienić nawyki, rozliczyć się z win wobec dawnej dziewczyny (świetna Cush Jumbo ze "Sprawy idealnej"!), zweryfikować oczekiwania. Na dodatek nie można z tym przesadzić – a skłonna do przesady i neurotycznych zachowań Nikki oraz chcący spełnić jej oczekiwania Jason zdecydowanie przesadzają. I tu wkracza fenomenalna Imelda Staunton jako pracownica socjalna.
Trying, czyli nie ma jednego modelu życia
Druga część sezonu częściej bywa poważna, wręcz sporo tu edukacyjnych, ale nienachalnie podanych wtrętów o tym, czym w Wielkiej Brytanii jest adopcja i jakie stereotypowe widzenie tego procesu trzeba porzucić, jeśli chce się mieć szansę. Trening dla kandydatów na rodziców, przerażające opowieści tych, którzy już adoptowali, powracające lęki, czy się podoła – przy całej komediowości i czarnym nieraz humorze te aspekty serial traktuje poważnie, nie tylko mówiąc wprost, ale i pokazując na ekranie, jak bolesny bywa cały proces.
Równocześnie jednak pozostaje "Trying" nie tylko serialem o adopcji, ale przede wszystkim opowieścią o tym, co decyzja o adopcji wywołuje w ludziach jako jednostkach i jakie prawdy o związkach ujawnia. Nikki i Jason są fajną parą, nawet jeśli indywidualnie bywają irytujący. Kibicuje im się, żeby żadne z potknięć nie okazało się tym ostatecznym, a przy tym, nawet jeśli nigdy się w takiej sytuacji nie było, jakoś się ich rozumie.
"Trying" z uwagą traktuje też drugi plan, nie tylko postacie grane przez Staunton i Jumbo. Przyjaciele głównych bohaterów, Erica (Ophelia Lovibond, "Elementary") i Freddy (brytyjskie "Biuro"), to przykład tego, jak wygląda trud rodzicielstwa, co celnie rozbija wyidealizowany obraz, jaki mają Nikki i Jason. Siostra Nikki, Karen (Sian Brooke, "Dobry omen"), tkwi z kolei w związku z nieznośnym dla otoczenia Scottem (Darren Boyd, "Fortitude"), bo nie chce być sama. W pokazywaniu różnych par "Trying" przypomina nie tylko "Catastrophe", ale trochę też inne brytyjskie sukcesy komediowe: "Coupling" czy "Cold Feet". Świetne są montaże pod koniec odcinków, kiedy widz może zweryfikować niesprawiedliwe często oceny, jakie pod wpływem głównych bohaterów wystawił reszcie postaci.
Trying – brytyjski urok i spore emocje
Humor jest błyskotliwy, czarny. "Za tyle moglibyśmy kupić dziecko" – zauważa w pilotowym odcinku Jason, poznając cenę nierefundowanego in vitro (zrefundowano parze jeden cykl, teraz musieliby płacić). A i potem jest naprawę sporo dobrych dialogów czy zabawnych sytuacji. Może nie lepszych czy śmieszniejszych, niż znamy z innych brytyjskich komedii "związkowych", ale "Trying" nie odstaje. Jeśli więc ktoś lubi ten styl, w którym postacie są wystarczająco irytujące, żeby przypomnać prawdziwych ludzi, ale nie na tyle irytujące, żeby widz przestał im kibicować, to warto spróbować i produkcji Apple TV+.
Zwłaszcza że można i trochę pomyśleć przy oglądaniu. O tym, że – jak powie jedna z bohaterek – "nie można się za bardzo przywiązać do wizji, jakie będzie twoje życie". O tym, co znaczy "potraktować samych siebie poważnie". O związkach, o neurozach, o motywacjach i o znalezieniu złotego środka między pracą nad sobą a zadowoleniem z tego, co już się ma. A wszystko na wesoło i z emocjami, które sprawiły, że bardzo chętnie zobaczyłabym ciąg dalszy.