"Kierunek: Noc" dobrze się ogląda, ale nie ma to wiele wspólnego z powieścią Dukaja — recenzja serialu
Michał Kolanko
1 maja 2020, 09:01
"Kierunek: Noc" (Fot. Netflix)
"Kierunek: Noc", nowy serial Netfliksa oparty na powieści Jacka Dukaja "Starość akslotla", to sprawnie zrealizowana produkcja, która lepiej ogląda się bez znajomości pierwowzoru.
"Kierunek: Noc", nowy serial Netfliksa oparty na powieści Jacka Dukaja "Starość akslotla", to sprawnie zrealizowana produkcja, która lepiej ogląda się bez znajomości pierwowzoru.
Na początek ostrzeżenie. Serial "Kierunek: Noc" to twórcze rozwinięcie jednego z pomysłów, które zostały zarysowane w powieści Jacka Dukaja. Świat został zaskoczony falą promieniowania, która zabija ludzi. Śmierć jest nieunikniona, nie chroni przed nią nic. Taki jest punkt wyjścia w książce.
Okazuje się jednak, że istnieje technologia — rodzaj systemu VR — którą można wykorzystać, by przenieść umysł do ogólnoświatowej sieci. Nielicznym się to udaje i tak zaczyna się świat maszyn, ale z niewielką grupką ludzi, którzy przenieśli swoje świadomości do maszyn budowlanych, wojskowych i tak dalej. Tak w skrócie można opisać początek literackiego pierwowzoru serialu Netlifksa.
W pewnej chwili wspomina się w powieści, że grupa ludzi próbowała się ratować, startując nadzwyczaj zaawansowanym prototypem samolotu, by uciec przed falą promieniowania. Z tego jednego krótkiego zdania powstał cały serial. Powieść dotyka jednak tradycyjnych u Dukaja tematów, jak transhumanizm czy natura świadomości i rzeczywistości. Tutaj tego nie ma. Dlatego jeśli ktoś spodziewa się czegoś innego niż zaledwie rozwinięcia jednego z krótkich fragmentów powieści bez znaczenia dla jej ogólnej idei i fabuły, to musi się poczuć rozczarowany. W przeciwnym razie, wcale nie jest tak źle, chociaż nie jest to serial, który trafi na listy top 10 w tym roku.
Serial Kierunek: Noc, czyli coś trochę innego
Klimat i oś powieści dotyczy też nostalgii za utraconym człowieczeństwem i próby odbudowy zniszczonej cywilizacji. Serial zamienia ten klimat na coś zupełnie innego — nie gorszego, ale zdecydowanie innego. W sześciu odcinkach "Kierunek: Noc" opisuje losy pasażerów rejsowego samolotu, którzy ratują się przed apokalipsą znaną z powieści. Jej akcja zaczyna się w nieco bardziej rozwiniętej wersji naszej rzeczywistości (z robotami, Sztuczną Inteligencją itd.), w serialu — a przynajmniej w jego pierwszych trzech odcinkach — nie ma po tym śladu. Ale i tak cały projekt jest dobrze zrealizowany, a kolejne odcinki trzymają w napięciu jak dobre kino katastroficzne czy film akcji. Pomysł jest prosty: trzeba cały czas lecieć w ciemności.
Problem polega oczywiście nie tylko na tym, że konieczne są lądowania w celu uzupełnienia paliwa i zapasów, ale przede wszystkim na tym, że międzynarodowa i przypadkowa mieszanka przerażonych ludzi na pokładzie samolotu (serial zaczyna się zresztą porwaniem) to mieszanka wybuchowa.
W rozmowie z Ksawerym Szlenkierem, który wciela się w postać Jakuba — jednego z pasażerów — pojawia się watek, że to serial który pokazuje konieczność współpracy ponad podziałami wynikającymi z różnic narodowościowych, uprzedzeń czy cech charakteru. To oczywiście widzieliśmy już wielokrotnie w serialach czy filmach z tego gatunku, ale unikalne umiejscowienie akcji serialu i pomysł na apokalipsę sprawiają, że serial ogląda się z zainteresowanie, co będzie dalej i czy bohaterowie poradzą sobie z tym, co ich czeka. Zwykle są to niespodzianki zagrażające oczywiście ich życiu. Pojawiają się tradycyjne dla gatunku dylematy czy walka o władze w małej grupie.
Kameralna apokalipsa w serialu Kierunek: Noc
Filmy czy seriale z gatunku postapo/katastroficzne (np. "2012" czy inne w tym stylu) przyzwyczaiły widza do rozbuchanych efektów specjalnych i gigantycznej skali. Tego w serialu "Kierunek: Noc" nie ma. Apokalipsa jest bardziej kameralna, jeśli więc ktoś spodziewa się obrazów zniszczonych miast czy innych tego typu widoków, to nie znajdzie tego tutaj. Zamiast tego wszystko jest bardziej skupione na przeżyciach konkretnych ludzi na pokładzie samolotu. Każdy odcinek zawiera też retrospekcję z ich życia przed wejściem na pokład. Niczym w "Lost".
Całość jest sprawnie zrealizowana i ogląda się to dobrze. Showrunner Jason George ("Narcos", "Skandal") wie, co robi. Postacie są przyzwoicie wykreowane i zagrane (nawet jeśli dość jednowymiarowe), a zamknięcie w jednej głównej lokalizacji sprawia, że serial chwilami robi wrażenie bardziej spektaklu teatralnego niż telewizyjnego. Nie jest to jednak wada, ale ponownie — przed obejrzeniem warto wiedzieć, czego się spodziewać.
Kierunek: Noc to sprawny serial katastroficzny
Żadnej postaci czy wątku z serialu nie było też w powieści, w której cała historia samolotu to jedno zdanie wspomniane w którymś jej punkcie, bez znaczenia dla fabuły powieści. Serial jest promowany jako projekt międzynarodowy, z międzynarodową obsadą, przez co ma trafić do mieszkańców wielu krajów Europy. I ten międzynarodowy miks aktorów i języków się sprawdza jako pomysł, ale nie niesie dużej głębi czy rozważań o ludzkiej naturze. To po prostu sprawny serial katastroficzny.
"Kierunek: Noc" pojawia się akurat na majówkę. W czasach pandemii, gdy i tak trzeba siedzieć w domu. I to jest dobry termin, bo te sześć odcinków można obejrzeć bardzo szybko. Nie będzie to czas stracony, bo dobry pomysł i sprawna realizacja dały niezły efekt. Ale najlepsze, co można zrobić po obejrzeniu nawet jednego odcinka, to sięgnąć po powieść Jacka Dukaja.