Pytanie na weekend: Jaki jest najlepszy serial, który można teraz oglądać?
Redakcja
25 kwietnia 2020, 13:02
Fot. FX/AMC
Tej wiosny można narzekać na wiele rzeczy, ale brak dobrych seriali nie jest jedną z nich. Gdybyście mieli wybrać jeden najlepszy tytuł emitowany w tym momencie, na co byście postawili?
Tej wiosny można narzekać na wiele rzeczy, ale brak dobrych seriali nie jest jedną z nich. Gdybyście mieli wybrać jeden najlepszy tytuł emitowany w tym momencie, na co byście postawili?
Nasze dzisiejsze pytanie na weekend brzmi: jaki jest najlepszy serial, który można teraz oglądać? Ograniczenie czasowe, jakie przyjęliśmy, tworząc redakcyjne zestawienie, to: serial emitowany w tym momencie co tydzień po odcinku albo taki, którego nowy sezon pojawił się w całości na jednej z platform streamingowych pomiędzy 28 marca (czyli naszym poprzednim zestawieniem) a dniem dzisiejszym.
Mateusz Piesowicz: Better Call Saul
Od samego początku bardzo spodobała mi się "Ucieczka" i "Mrs. America". Świetnie skończył się "Spisek przeciwko Ameryce", a jeszcze lepiej zaczęła "Sprawa idealna". Do tego doszły "Brooklyn 9-9" i "Co robimy w ukryciu" w tak dobrej formie, że nie wiem, które z nich postawić wyżej. Ale to i tak nieważne, bo w gruncie rzeczy żadnego z wymienionych seriali nie brałem zbyt poważnie pod uwagę.
Wszystko rzecz jasna z powodu "Better Call Saul", który wyróżniłem już poprzednio, choć jak się okazało, wówczas serial dopiero się rozkręcał. Teraz jesteśmy już po finale, mając świeżo w pamięci najbardziej emocjonujące odcinki tego sezonu, a przebierać w pamiętnych momentach można do woli. Od ślubu Jimmy'ego i Kim, przez pustynną walkę o przetrwanie, aż po zaskakujące odwrócenie ról, raz jeszcze potwierdzające, że to partnerka głównego bohaterka jest teraz największą gwiazdą serialu.
Najlepszym dowodem na to jest natomiast jej konfrontacja z Lalo w "Bad Choice Road". Jedna z tych serialowych scen, która sprawiła, że świat rzeczywisty kompletnie przestał dla mnie istnieć – liczył się tylko ekran i potworny stres, jaki przeżywałem, martwiąc się o Kim. Dobrze było sobie przypomnieć, że telewizja potrafi tak działać.
Marta Wawrzyn: Better Call Saul
Zgadzam się w stu procentach z wyliczanką Mateusza i również bez chwili wahania stawiam na "Better Call Saul". Spin-off "Breaking Bad" rozwijał się powoli i systematycznie, by w końcówce 5. sezonu skumulować wszystko co najlepsze: szalone napięcie, ogromne emocje i kolejne naturalne etapy rozwoju bohaterów. Z których jednego naprawdę się nie spodziewałam — ani teraz, ani za milion lat.
Kim Wexler, która w "Better Call Saul" pełniła rolę kompasu moralnego głównego bohatera, trochę na tej zasadzie co Jesse Pinkman w serialu-matce, gładko przeszła na ciemną stronę mocy, szokując nie tylko widzów, ale i swojego męża, przyszłego prawnika najgorszych kryminalistów. To była fenomenalna przemiana, którą większość z nas (wszyscy?) jakimś cudem przegapiła, spodziewając się zupełnie innego rozwoju zdarzeń. Rhea Seehorn okazała się prawdziwym skarbem w serialu wypakowanym gwiazdami z "Breaking Bad", i to właśnie na jej bohaterce skupiać się będą nasze myśli przez premierą finałowej serii (i zapewne po premierze też).
Kamila Czaja: Mrs. America
Kusiło mnie trochę, żeby podobnie jak ostatnio wyróżnić "Better Things", które na początku kwietnia zaliczyło fenomenalny odcinek z Sam w Nowym Orleanie. Nadal bardzo mnie cieszy zmartwychwstałe "One Day at a Time" – w trudnym czasie jeszcze bardziej doceniam szansę, żeby się pośmiać. Ekstremalne rzeczy dzieją się w dystopijnej ostatniej serii "Brockmire'a". Właśnie skończył się "Spisek przeciwko Ameryce", który nie okazał się w pełni "moim" serialem, ale nie mogę mu odmówić ważności. Jednak kiedy mam wskazać faworyta ostatnich tygodni, stawiam na historię Stanów Zjednoczonych, ale nie tę alternatywną.
"Mrs. America" Dahvi Waller to świetny kompromis między naładowaną gwiazdami artystyczną produkcją a przystępnym przekazem faktów dotyczących walki, którą konserwatystka Phyllis Schlafly (Cate Blanchett) stoczyła w latach 70. z czołowymi przedstawicielkami drugiej fali feminizmu, przede wszystkim Glorią Steinem (Rose Byrne), Bellą Abzug (Margo Martindale) i Betty Friedan (Tracey Ullman). Doskonałe aktorstwo, niezbanalizowane portrety psychologiczne kobiet po obu stronach barykady, próby zrozumienia, na czym polegał fenomen Schlafly i z czego wynikały spory wśród kobietami walczącymi o uchwalenie Poprawki o Równych Prawach. A to wszystko podane we wciągającej formie, która sprawia, że nie tylko podziwia się obsadowy kunszt, ale i czeka się, co będzie dalej.