Pytanie na weekend: Jakie są wasze ulubione odcinki musicalowe seriali?
Redakcja
18 kwietnia 2020, 18:02
Fot. ABC/The WB/NBC
Odcinki musicalowe w zwykłych serialach to zanikająca tradycja. A szkoda, bo obok prawdziwych koszmarków trafiały się też perełki. Macie swoje ulubione odcinki tego typu?
Odcinki musicalowe w zwykłych serialach to zanikająca tradycja. A szkoda, bo obok prawdziwych koszmarków trafiały się też perełki. Macie swoje ulubione odcinki tego typu?
Telewizja bardzo się zmieniła w ostatnich latach, sezony są coraz krótsze, a więc i czasu na zapychacze mniej niż kiedyś. Tradycja tworzenia odcinków musicalowych zanika wraz z 24-odcinkowymi sezonami, ale wciąż się jej trzyma "Riverdale", które w tym tygodniu pokazało swoją wersję "Hedwiga" (a wszyscy i tak komentują TEN pocałunek). Co nas na Serialowej zainspirowało do rozmów o naszych ulubionych odcinkach, w których obsada nagle zaczyna tańczyć i śpiewać.
Marta Wawrzyn: Once More, with Feeling — Buffy: Postrach wampirów
Uwielbiam odcinki musicalowe, nawet jeśli kompletnie nie mają sensu. I to nie tylko w sitcomach ("Community", "Różowe lata 70.", "Scrubs", "Jak poznałem waszą matkę", "It's Always Sunny in Philadelphia"), gdzie wypadają jeszcze w miarę naturalnie, ale też w serialach dramatycznych. Bardzo dobrze na przykład pamiętam cudownie kiczowaty odcinek muzyczny "Xeny: Wojowniczej księżniczki" czy ten odcinek "Ally McBeal", w którym śpiewali wszyscy, a nie tylko niektórzy.
Ale moim zdecydowanym faworytem jest "Once More, with Feeling" z 6. sezonu serialu "Buffy: Postrach wampirów". Zawsze mnie zadziwiało, jak dobrze Joss Whedon połączył wymogi musicalu z mrocznym klimatem serialu, jak ładnie ten odcinek popchnął do przodu fabułę i ile w tym śpiewaniu było emocji. A numer "Walk Through the Fire", kojarzący się z "Tonight Quintet" z "West Side Story", to po prostu mistrzostwo świata. Tak to się kiedyś robiło, drogie "Riverdale"!
Kamila Czaja: My Musical – Scrubs
Od razu miałam faworyta, ale na wszelki wypadek zerknęłam do tego rodzaju rankingów. Przegląd uświadomił mi, że lepiej kojarzę seriale w całości musicalowe ("Crazy Ex-Girlfriend", "Galavant", "Flight of the Conchords", "Dr. Horrible's Sing-Along Blog") niż specjalne muzyczne odcinki seriali "zwykłych". Albo zupełnie nie załapywałam się na jakąś kultową produkcję ("Buffy"), albo przestawałam coś oglądać, zanim do musicalowej przygody doszło ("Jak poznałem waszą matkę"), albo widziałam całość, a akurat z muzycznego odcinka nic nie pamiętam ("Community"). Całkiem na świeżo mam nadrobiony w Wielkanoc finał "Transparent". Jednak chociaż piosenki, zwłaszcza te wykonywane przez Judith Light i Kathryn Hahn, mnie przekonały, to fabuła i w ogóle kontynuowanie serialu po 3. sezonie już nie.
W efekcie wróciłam do pierwszego pomysłu. "My Musical" w 6. serii "Scrubs", czyli odcinek, w którym pacjentce wydaje się, że wszyscy wokół niej, włącznie z nią samą, śpiewają. To nie tylko zbiór świetnych piosenek, których od lat słucham osobno, ale też wciągająca historia diagnozowania kobiety z nietypowym symptomem oraz sposób pokazania w ciekawej formie emocji znanych nam od lat bohaterów. I chociaż najczęściej mówi się o komicznym "Everything Comes Down to Poo" i o hołdzie dla bromance'u J.D. i Turka, "Guy Love", to ja najchętniej puszczam popisowy numer Carli. Która nie jest Portorykanką
Mateusz Piesowicz: Regional Holiday Music — Community
Miałem takiego pecha (a może to szczęście?), że raczej omijały mnie seriale, w których zdarzały się odcinki muzyczne. Dlatego też wybierałem z ograniczonej listy kandydatów, w pamięci mając przede wszystkim popis Neila Patricka Harrisa w "Girls vs. Suits" ("Jak poznałem waszą matkę") i muzyczne odcinki "Simpsonów", których było nawet kilka, a serial brał w nich na tapet m.in. "Mary Poppins".
Zdecydowanie najlepiej wspominam jednak muzyczny i świąteczny zarazem odcinek "Community", w którym mocno oberwało się "Glee" (Taran Killam jako psychotyczna wersja Pana Schue!), a bohaterowie byli jeden po drugim wcielani do szkolnego chóru. Bo przecież wiadomo, że muzyce nie można się oprzeć, a muzyce świątecznej to już w ogóle. I to nieważne w jakiej wersji, bo tych było tu kilka – od klasycznego rocka, po obowiązkowy gospel. A jakby wszystko było mało, na koniec dostaliśmy jeszcze Annie w roli zdecydowanie przesadzonej seksownej mikołajki. Choć i tak rapujący Abed i Troy jak zwykle pozamiatali całą konkurencję.