Pytanie na święta: Jakiego serialu najbardziej brakuje wam w polskich serwisach VoD?
Redakcja
11 kwietnia 2020, 12:50
Fot. The WB/ABC
Polskie serwisy VoD są biedne, jeśli chodzi o serialową klasykę. Mnóstwo hitów, jak "Lost", "Strefa mroku" czy "Buffy", nigdy nie pojawiło się na naszym Netfliksie. Czego brakuje wam najbardziej?
Polskie serwisy VoD są biedne, jeśli chodzi o serialową klasykę. Mnóstwo hitów, jak "Lost", "Strefa mroku" czy "Buffy", nigdy nie pojawiło się na naszym Netfliksie. Czego brakuje wam najbardziej?
Przerwy w produkcji seriali spowodowane pandemią koronawirusa sprawią, że druga połowa 2020 roku może być bardzo uboga w nowości. Nic nie szkodzi, powiecie, będziemy nadrabiać starsze seriale. Problem w tym, że z wyjątkiem seriali HBO, które są dostępne w stu procentach na HBO GO, zarówno z klasyką, jak i z wieloma produkcjami sprzed kilku lat jest w Polsce bardzo słabo. W dzisiejszym pytaniu na weekend zastanawiamy się nad tym, jakich seriali najbardziej nam brakuje w polskich serwisach VoD. Lista jest niestety bardzo, bardzo długa.
Mateusz Piesowicz: Lost
Jedno słowo: klasyka. Już z filmową na polskich serwisach streamingowych jest bardzo biednie, ale o serialowej nie ma nawet co wspominać. I tyczy się to zarówno kultowych tytułów sprzed wielu lat, jak i tych nieco młodszych.
Fajnie byłoby więc mieć możliwość odpalenia od czasu do czasu odcinka "Zdrówka", a potem "Frasiera". Sprawdzenia, co wyjątkowego było w "Buffy" lub obejrzenia wreszcie od deski do deski "M*A*S*H" czy oryginalnej "Strefy mroku". Może chociaż "Simpsonów" dostaniemy, gdy Disney+ zechce w końcu łaskawie wkroczyć do Polski?
Pomarzyć dobra rzecz, nawet jeśli szansa na spełnienie się któregokolwiek z moich życzeń jest bliska zeru. Patrząc jednak bardziej realistycznie, postawiłbym zdecydowanie na "Lost". Kultowe? Jak najbardziej. Nieco już zapomniane? Chyba tak. Warte przypomnienia? Bez dwóch zdań i to nie tylko ze względu na sentyment. Jasne, można cofnąć się w czasie i oglądać na łatwo dostępnych płytach, ale jestem przekonany, że żaden serwis streamingowy, który dodałby ten serial do swojej oferty, nie pożałowałby takiego ruchu.
Kamila Czaja: Galavant
Możemy sobie w Polsce posłuchać ścieżki dźwiękowej do produkcji stacji ABC z lat 2015-2016, ale samego serialu na żadnej platformie nie uświadczymy. Tymczasem "Galavant" to pozycja obowiązkowa dla fanów odjechanych komedii i oryginalnych musicali. Przygody rycerza, który w asyście wygnanej księżniczki próbuje odzyskać ukochaną, porwaną przez króla (Timothy Omundson!), to parodia rycerskich opowieści i przełamywanie konwencji w najlepszym stylu. Trochę coś jak "Shrek" dla dorosłych, tylko z przystojnym, niezielonym bohaterem. Słychać tu hołd dla ekipy Monty Pythona, ale i dla Broadwayu, bo podczas przygód wszyscy świetnie śpiewają.
Luki platform w niszowych produkcjach są oczywiście większe. Z komedii (anty)związkowych najbardziej doskwiera mi brak "You're the Worst". Z ekip przyjacielskich – "Cougar Town". Z pracowniczych satyr – "Better Off Ted". Z produkcji z dramatycznych zależałoby mi na świetnie obsadzonych produkcjach "Studio 60 on the Sunset Strip" Aarona Sorkina (Sarah Paulson, Amanda Peet, Matthew Perry, Bradley Whitford) i "Men of a Certain Age" (Scott Bakula, Andre Braugher, Ray Romano).
Tyle w skrócie z pragnień, żeby coś się wreszcie pojawiło. Inna sytuacja to seriale, które były dostępne i nagle ich nie ma. Jak "Battlestar Galactica", nieobecne od zniknięcia Showmaksa. Czekam, kiedy po zdjęciu z Amazon Prime Video wróci gdzieś "Seinfeld", bo utknęłam dosłownie w połowie, czyli w połowie czwartego z dziewięciu sezonów. A jak miałam się wreszcie zabrać na dniach do "Line of Duty", to Netflix zmuszony był serial usunąć.
Marta Wawrzyn: Buffy: Postrach wampirów
Ja jednak wrócę do klasyki przez duże K. Bo tak, fajnie byłoby móc gdzieś zobaczyć "You're the Worst", "Terriers" czy "The Americans", ale przede wszystkim u nas panuje straszna bieda, jeśli chodzi o najbardziej kultowe seriale. Nie ma nigdzie "Lost" ani "Gotowych na wszystko". Nie ma "Zdrówka", "Frasiera", "Przystanku Alaska", starej "Dynastii", "Z Archiwum X", "Beverly Hills, 90210". Nie ma "Strefy mroku". Nie ma "Cudownych lat". Nie ma "The West Wing". Nie ma "MacGyvera", "Drużyny A" czy "Xeny". Nie ma "Freaks and Geeks" (choć ten tytuł był przez chwilę na Netfliksie) ani "My So-Called Life". Nie ma "Ally McBeal" i innych świetnych seriali Davida E. Kelleya. Nie ma "Ostrego dyżuru", "Chirurgów" ani "Scrubs". Itd., itp.
A już o takich starociach jak "I Love Lucy", "The Honeymooners" (oryginał "Miodowych lat"!) czy "The Mary Tyler Moore Show" nie powinniśmy pewnie nawet marzyć. Po co nam to, skoro co roku powstają setki nowych sitcomów? No cóż, wystarczy wziąć pierwszą z brzegu amerykańską listę najlepszych seriali wszech czasów i porównać ją z podobnymi polskimi listami, żeby zobaczyć, ile tracimy.
A jeśli mam wymienić jeden tytuł, stawiam na "Buffy: Postrach wampirów", którą oglądałam kiedyś na Polsacie, z lektorem, bo inaczej się nie dało, bardziej wkręcając się w fabułę, niż doceniając wyjątkowy styl Jossa Whedona. Czasem zdarzało mi się pominąć odcinek, bo tym groziło wyjście z domu w porze emisji. Chciałabym obejrzeć ten serial ponownie, mając dzisiejszą wiedzę. Myślę, że tylko by zyskał.