"To nie jest OK" to miks seriali, które znacie i lubicie — recenzja młodzieżowej nowości Netfliksa
Marta Wawrzyn
25 lutego 2020, 21:01
"To nie jest OK" (Fot. Netflix)
Trochę "The End of The F***ing World", trochę "Freaks and Geeks", trochę "Stranger Things". "To nie jest OK" zdecydowanie brakuje oryginalności, ale serial i tak nieźle się ogląda.
Trochę "The End of The F***ing World", trochę "Freaks and Geeks", trochę "Stranger Things". "To nie jest OK" zdecydowanie brakuje oryginalności, ale serial i tak nieźle się ogląda.
Poznajcie Sydney. Sydney ma 17 lat, mieszka w małym szarawym miasteczku i, jak sama nas informuje w drugiej scenie serialu, jest raczej zwyczajna. Przeczy temu jednak scena pierwsza z futurospekcją, w której widzimy naszą bohaterkę wściekłą, całą we krwi i zwracającą się do swojego pamiętniczka w sposób, w jaki grzeczne dziewczyny nie zwracają się do swoich pamiętniczków. Znajomy obraz? Niestety tak.
To nie jest OK — nowy serial młodzieżowy Netfliksa
"To nie jest OK", składający się z siedmiu 20-minutowych odcinków nowy serial młodzieżowy Netfliksa, nie tylko formatem przypomina "The End of the F***ing World". Klimat, realizacja i problemy przerabiane przez tutejszą młodzież również są podobne. I nic dziwnego, bo za produkcję odpowiada Jonathan Entwistle, reżyser "The End of the F***ing World", a scenariusz powstał na podstawie komiksu Charlesa Forsmana, autora pierwowzoru "The End of the F***ing World".
Sydney (Sophia Lillis) jest więc bardzo wrażliwą dziewczyną, trochę outsiderką tudzież alternatywką, która sporo przeszła i ma powody być ciągle wkurzona. Straciła ojca, jej matka (Kathleen Rose Perkins) ma podłą pracę i spędza w niej cały czas, a młodszy brat Liam (Aidan Wojtak-Hissong) wciąż domaga się uwagi. Najbardziej ekscytujące rzeczy w jej życiu to popołudnia spędzane z przebojową przyjaciółką Diną (Sofia Bryant) i potencjalny romans ze Stanleyem (Wyatt Oleff), sąsiadem, który jak na szkolne dziwadło, ma sporo fantazji i pewności siebie.
Syd pewnie nie potrzebowałaby więcej, problem w tym, że Dina znajduje sobie chłopaka. To Brad (Richard Ellis), futbolista, prawdziwa szkolna gwiazda, typowy amerykański złoty chłopiec i totalny palant, nie tylko według naszej bohaterki. Pewnego razu w lokalnej knajpce zdarza się incydent, który rozpoczyna nowy rozdział w życiu Sydney. Zwykła dziewczyna okazuje się być posiadaczką niezwykłych mocy… a może to tylko iluzja? Halucynacje? Problemy psychiczne?
To nie jest OK — miks seriali, które znacie i lubicie
Dodatek w stylu Jedenastki ze "Stranger Things" (znów, nie przypadek, producenci tego serialu również są w ekipie "To nie jest OK") odróżnia nową produkcję Netfliksa od "The End of the F***ing World" i innych seriali, które są tutaj trochę cytowane, a trochę kopiowane, nabierając rumieńców zwłaszcza w finale sezonu. Jeśli z jakiegoś powodu rzeczywiście warto na serial zerknąć, to jest nim swego rodzaju zagadka wokół Sydney, jak również to wszystko, co za nią stoi lub może stać. Pamiętacie, jak na początku w "Legionie" trudno było się połapać — nam i samemu bohaterowi — co jest wytworem jego umysłu, co chorobą, a co supermocą? Tu jest podobnie.
Jeśli jednak usunąć element nadprzyrodzony, "To nie jest OK" to jeden wielki cytat popkulturowy, w którym nie ma zbyt wiele wartości dodanej. Sydney jest trochę jak Alyssa z "The End of the F***ing World" (depresyjna natura, sarkazm i pokręcona sytuacja z ojcem), trochę jak Lindsay z "Freaks and Geeks" (bystra dziewczyna, która ma fajną relację z młodszym bratem), trochę jak Amy z "Faking It" (sami zobaczycie) czy Kate z nieodżałowanego "Everything Sucks!", tylko w parę lat starszej wersji.
Nie zaskakuje niestety sposób, w jaki to wszystko napisano i pokazano. Pozbawiona życiowych perspektyw małomiasteczkowa Ameryka jest nakręcona w surowym stylu, jakby to był brytyjski serial. Fabuła to zlepek dobrze znanych nastoletnich przyjaźni i romansów. Wszyscy bohaterowie przypominają kogoś, kogo już widzieliśmy. Muzycznie "To nie jest OK" korzysta z mody na retro, a dokładniej lata 80., co też go nie wyróżnia. W porównaniu ze znakomitymi poprzednikami serial wypada tak sobie: ma mniej charyzmatyczne postacie (choć na Lillis zawsze dobrze popatrzeć) i słabsze dialogi, a kiedy cytuje popkulturę, robi to w zbyt oczywisty sposób (oprócz ww. seriali jest jeszcze chociażby kultowy film "The Breakfast Club").
Czy warto obejrzeć serial To nie jest OK?
Plusem są zwykłe, normalne dzieciaki, które da się lubić i które wyglądają i zachowują się jak nastolatkowie. Tutejsza rzeczywistość nie ma w sobie nic z plastiku produkcji CW, a obsada nawet jeśli jest starsza, niż byłaby w podobnym brytyjskim serialu, nie wygląda na trzydziestolatków (pozdrowienia dla "Riverdale"). Dobrze się to ogląda, ale jednocześnie czegoś cały czas brakuje. Oryginalności i świeżości — zdecydowanie, ale też po prostu chciałoby się więcej, głębiej i bardziej. Bardziej zapadającej w pamięć historii, większych emocji, głębszej psychologii.
Gdyby nie mocny finał, nie byłoby powodu wracać do serialu w 2. sezonie, przy założeniu, że ten powstanie. Netflix zaserwował nam miks seriali, które znamy i lubimy, pod nową nazwą. I choć "to nie jest OK", obejrzę ewentualny ciąg dalszy dla Sophii Lillis i legionowego pytania, czego właściwie jesteśmy świadkami i czy supermocy nie da się wyleczyć psychoterapią. A także licząc na to, że zarys historii Syd, który poznaliśmy w tym sezonie, w przyszłym zamieni się w pełnokrwisty serial.