Pytanie na weekend: Jaka jest wasza ulubiona serialowa para?
Redakcja
15 lutego 2020, 15:45
Fot. FX/NBC/SyFy
Walentynkowy weekend dopadł także Serialową. Dziś pytamy was o pary, którym kibicowaliście, oglądając seriale. Czy jesteście w stanie wybrać tę jedną ulubioną?
Walentynkowy weekend dopadł także Serialową. Dziś pytamy was o pary, którym kibicowaliście, oglądając seriale. Czy jesteście w stanie wybrać tę jedną ulubioną?
Pytanie na weekend jest dziś walentynkowe, głównie dlatego że nie słyszeliśmy o przypadkach koronawirusa w serialach. Za to nieraz daliśmy się wkręcić w stare jak świat "Zejdą się czy nie zejdą?" i jesteśmy pewni, że wy też. Które z serialowych par uwielbialiście i wciąż uwielbiacie najbardziej?
Mateusz Piesowicz: Ben i Leslie – Parks and Recreation
Jak bym nie kombinował, wychodzi na to, że najmocniej lubię pary, które z założenia mają być miłe i sympatyczne. To z kolei oznacza, że wśród ulubionych muszą dominować duety komediowe. Monica i Chandler ("Przyjaciele"), Lily i Marshall (przynajmniej dopóki twórcy "Jak poznałem waszą matkę" nie zafundowali im prozy życia), Jim i Pam ("The Office") czy Eleanor i Chidi ("Dobre Miejsce") to tylko pierwsi, którzy przychodzą mi do głowy. I choć niczego nie odmawiam parom połączonym nieco bardziej skomplikowanymi więziami (jak Jimmy i Kim z "Better Call Saul" czy Yorkie i Kelly z "San Junipero"), w tej klasyfikacji zawsze będą trochę niżej.
Na samej górze umieszczam zaś jeszcze dwa duety sitcomowe, co więcej pochodzące z tego samego serialu. I tylko dlatego, że kogoś trzeba było wybrać, Ben i Leslie lądują odrobinę wyżej od April i Andy'ego, z zaznaczeniem, że obydwie pary z "Parks and Recreation" to absolutny top. Także dlatego, że gdy już się na dobre schodzili, związek nie ujmował im niczego z uroku. Ba, stawali się jeszcze cudowniejsi, nawzajem wspierając własne marzenia i pokazując, że ekranowe szczęście absolutnie nie musi się równać nudzie i wypaleniu.
Marta Wawrzyn: Jimmy i Gretchen — You're the Worst
Też uwielbiam Bena i Leslie za to wszystko co Mateusz i za ich słynne "I love you and I like you" — prawdopodobnie najlepsze wyznanie miłości, jakie można wypowiedzieć i usłyszeć. Niczego nie odbieram też innym parom sympatycznym, ale moje ulubione to jednak te skomplikowane. Kelly i Yorkie z "Black Mirror: San Junipero", Jamie i Claire z "Outlandera", Dylan i Brenda z "Beverly Hills, 90210", Jess i Rory z "Gilmore Girls", Al i Trixie z "Deadwood", Alicia i Will z "Żony idealnej".
A mój absolutny numer 1 wczoraj, dziś i być może już zawsze? Jimmy i Gretchen z "You're the Worst". Za wszystkie ich wady, które współcześni trzydziestolatkowie znajdą też w sobie. Za to, jacy byli problematyczni. Za to, że rozstawali się, zdradzali, wracali do siebie. Za depresje, nieporozumienia, ale też wdzięczne szaleństwa, szukanie wspólnej drogi i bycie razem wbrew całemu światu, który nie sądził, że to dobry pomysł. Za "I'm gonna leave you anyway". I za to, że byli tacy jak wielu z nas w tym wieku. Cyniczni, egocentryczni, pozbawieni złudzeń co do związków.
Kamila Czaja: Roslin i Adama – Battlestar Galactica
Kandydatów mam mnóstwo, bo bardzo długo dawałam się wkręcać w schemat "zejdą się czy się nie zejdą". I pewnie nieraz jeszcze się dam. Najstarszą produkcją, która pod tym kątem oglądałam, było "Na wariackich papierach", ale że nadrabiałam serial późno, to założycielską "parą-nieparą" w mojej prywatnej historii telewizji są Harm i Mac ("JAG – Wojskowe Biuro Śledcze"). Czekałam na każdy odcinek z uporem wartym lepszej sprawy – czego świeży dowód przyniosło odgrzewanie po latach tego wątku w "Agentach NCIS: Los Angeles".
Oczywiście i potem nieraz ulegałam urokom romansów bohaterów, nawet jeśli czasem sama porzucałam serial przed końcem (Castle i Beckett z "Castle'a") albo mogłam się jakąś produkcją cieszyć tylko przez sezon (Danny i Jordan ze "Studia 60"). Poza tym związki sitcomowe: Leslie i Ben ("Parks and Recreation"), Eleanor i Chidi ("Dobre Miejsce"), Gretchen i Jimmy ("You're the Worst"), Monica i Chandler ("Przyjaciele").
Ale ostatecznie stawiam na dwie pary. Na 2. miejscu House i Cuddy, czyli związek, który był genialny, pełen chemii i błyskotliwych tekstów… zanim faktycznie stał się związkiem, bo wtedy szybko został spektakularnie zepsuty. A wygrywają Laura Roslin i Bill Adama ("Battlestar Galactica"). Przeszli długą drogę od wrogości po miłość, odnalezioną w obliczu końca świata. A ratując ludzkość, znaleźli czas, by pielęgnować to uczucie – zupełnie niespodziewane, a tak pięknie i dojrzale poprowadzone w serialu.