Pytanie na weekend: Jaka jest wasza ulubiona serialowa knajpa?
Redakcja
8 lutego 2020, 14:03
Fot. NBC/Netflix/ABC
Co byście powiedzieli na filiżankę cholernie dobrej czarnej kawy i ciasto wiśniowe? A może wolicie sympatyczne klimaty rodem z sitcomów? Wybieramy nasze ulubione knajpy z seriali.
Co byście powiedzieli na filiżankę cholernie dobrej czarnej kawy i ciasto wiśniowe? A może wolicie sympatyczne klimaty rodem z sitcomów? Wybieramy nasze ulubione knajpy z seriali.
Dziś w Pytaniu na weekend zapraszamy was na kawę, piwo, a może i coś mocniejszego. W których serialowych knajpach chętnie byście spędzili wieczór albo i dziesięć wieczorów pod rząd?
Kamila Czaja: Luke's Diner – Gilmore Girls
Od razu nasunęło mi się Central Perk, ale ostatnio tak często tu przypominam, że lubię "Przyjaciół", że chyba jest to już aż nazbyt jasne. Szukałam czegoś chociaż trochę mniej oczywistego. Pomyślałam na przykład o miejscu, do którego pewnie nie chciałabym trafić, ale wokół którego Louis C.K. (kiedy jeszcze oglądaliśmy go bez pewnego zażenowania skandalem) stworzył rewelacyjną historię. Moim ulubionym serialem 2016 roku było bowiem "Horace and Pete", w którym Horace (C.K.), Pete (Steve Buscemi) i Sylvia (Eddie Falco) prowadzili brookliński bar.
Trudno jednak pewnie nazwać tę ponurą knajpę ulubioną, zdecydowałam się więc na Luke's Diner z "Gilmore Girls". Od pierwszej do ostatniej sceny to miejsce było nierozerwalnie związane z magią serialu – nawet jeśli z kolejnym sezonami magia coraz częściej przypomniała marną iluzję. To tu toczyło się wiele najbardziej błyskotliwych dialogów, tu rozwijały się kolejne piękne romanse i rozgrywały się wielkie awantury. Zwyczajna jadłodajnia/dawny sklep z narzędziami, z obsługą daleką od uprzejmiej, z masą zakazów i nienowoczesnym wnętrzem, to miejsce, w którym świat wydaje się lepszy, a przy tym cudownie ekscentryczny. Jak to w Stars Hollow. [Kamila Czaja]
Mateusz Piesowicz: Central Perk – Przyjaciele
Ja tym razem nie będę eksperymentował, stawiając na to, co nasunęło mi się jako pierwsze. A że do głowy od razu przyszła pewna kawiarnia, w której wystroju króluje pomarańczowa kanapa, za kontuarem stoi Gunther, a szóstka znajomych nowojorczyków spędza tam o wiele za dużo czasu, to wybór był oczywisty. I nieważne, że Central Perk w sumie nie robi jakiegoś szczególnego wrażenia, będąc ni mniej, ni więcej, tylko sympatyczną knajpką. Niewiele serialowych lokali zapisało się w historii telewizji wyraźniej i to wystarcza, by "Przyjaciele" zostali przeze mnie w tej kategorii docenieni.
A co poza tym? Zostając w komediowych klimatach, nie można nie wspomnieć tytułowego baru z "Cheers", choć nie byłem tam stałym bywalcem, zaglądając tylko z czystej ciekawości. Znacznie częściej gościłem w MacLaren's razem z bohaterami "Jak poznałem waszą matkę" albo w nieco mniej ekskluzywnych lokalach, jak u Moe z "Simpsonów" czy w Alibi prowadzonym przez Kevina z "Shameless". No i nie da się ukryć, że te miejsca też mają swój klimat, choć przed wejściem do któregoś z nich, zastanowiłbym się dwa razy.
Marta Wawrzyn: Double R Diner — Twin Peaks
Na wypadek gdyby nie wystarczyła mi cholernie dobra czarna kawa, jeszcze doskonalsze ciasto wiśniowe i bardzo amerykański wystrój z charakterystyczną podłogą w kratkę, do Double R Diner pewnie przekonałyby Shelly i Norma za barem, Audrey tańcząca gdzieś w rogu i przede wszystkim błoga mina agenta Coopera, który kochał to miejsce, tak jak całe Twin Peaks. W latach 90. Double R Diner był ucieleśnieniem moich wielkich marzeń o Ameryce, a potem stał się miejscem, którego uparcie szukałam, kiedy faktycznie pojechałam za ocean.
Nie spędziłam tam wystarczająco dużo czasu, by zorientować się, jak takie serialowe marzenia mają się do rzeczywistości, ale faktem jest, że zawsze lubiłam oglądać na ekranie knajpy, które wydawały mi się "typowo amerykańskie". Czyli najczęściej właśnie przybytki mające "diner" w nazwie, bo o różnego rodzaju kopie Central Perku nie jest trudno w Polsce. Uwielbiałam też tyleż klimatyczny, co obskurny Merlotte's Bar and Grill z "Czystej krwi", a jedną z najlepszych rzeczy w "Deadwood" był dla mnie Gem Saloon z fenomenalnym Ianem McShane'em za barem.
Podobnie jak Mateusz, dobrze wspominam nieregularne wizyty w barze z "Cheers" (szkoda, że nie ma tego serialu w żadnym serwisie streamingowym), a także The Warsaw Tavern, ulubione miejsce Drew Careya i jego ekipy. Nigdy nie wkręciłam się ani w "Simpsonów", ani w "Family Guya", ale lepszych animowanych knajp niż Moe's Taven i The Drunken Clam chyba nikt nie wymyśli. [Marta Wawrzyn]