"Outsider", czyli jak połączyć Stephena Kinga z "Detektywem" – recenzja serialu HBO
Mateusz Piesowicz
12 stycznia 2020, 21:33
"Outsider" (Fot. HBO)
HBO i Stephen King? W dodatku w historii łączącej horror z mrocznym kryminałem? "Outsider" miał potencjał, by zostać jedną z najlepszych adaptacji powieści mistrza grozy. Co z tego wyszło?
HBO i Stephen King? W dodatku w historii łączącej horror z mrocznym kryminałem? "Outsider" miał potencjał, by zostać jedną z najlepszych adaptacji powieści mistrza grozy. Co z tego wyszło?
Gdzieś w lasach stanu Georgia odnaleziono zmasakrowane ciało 11-letniego chłopca. Zbrodnia wstrząsa lokalną społecznością, tym bardziej że na oczach całego miasteczka za jej popełnienie aresztowany zostaje szanowany miejscowy nauczyciel i trener drużyny baseballowej. Dowody i zeznania świadków nie pozostawiają jednak cienia wątpliwości – tak się przynajmniej wydaje. Czyżby kolejny kryminał z twistem? I tak, i nie, w końcu to historia według Stephena Kinga.
Outisder — ekranizacja powieści Stephena Kinga
O tyle jednak nietypowa, że nie mamy do czynienia ani z czystym horrorem, ani ze stuprocentowym kryminałem. "Outsider" to raczej specyficzna mieszanka dwóch gatunków, wychodząca wprawdzie od detektywistycznej historii, jakich widzieliśmy już dziesiątki, ale z czasem skręcająca coraz wyraźniej w stronę niewyjaśnionego. Można dyskutować, czy z pozytywnym skutkiem, natomiast nie da się serialowi HBO odmówić chociaż próby odświeżenia oklepanych schematów.
Próby na tyle przyzwoitej i wciągającej, by sześć z dziesięciu odcinków, jakie zobaczyłem przedpremierowo, zostawiło mnie z chęcią na więcej. Po drodze nie obyło się oczywiście bez zgrzytów, bo tych przy łączeniu realistycznej kryminalnej opowieści z potrzebą wiary w nadprzyrodzone uniknąć chyba nie sposób. Nie mogę jednak zarzucić twórcom, że polegli przy tym trudnym zadaniu już na starcie.
Wręcz przeciwnie, balansowanie pomiędzy dwoma aspektami fabuły wychodzi "Outsiderowi" naprawdę nieźle, w czym dostrzegam największą zasługę Richarda Price'a – głównego scenarzysty wcześniej pracującego m.in. przy "Długiej nocy", "The Wire" czy "Kronikach Times Square". Tytuły mówią same za siebie i choć daleko mi do stawiania najnowszego dzieła Price'a na podobnej półce, pewien gwarantowany przez niego poziom został tu osiągnięty. A że reszta szerokiego grona twórców też z choinki się nie urwała, to o żadnej amatorszczyźnie nie ma mowy.
Outsider, czyli coś więcej niż zwykły kryminał
Widać to od samego początku serialu, który w spokojnym tempie, ale bez niepotrzebnej zabawy w długie wstępy, od razu wrzuca nas w środek makabrycznej historii. Towarzyszymy w niej detektywowi Ralphowi Andersonowi (Ben Mendelsohn), badającemu sprawę brutalnego zabójstwa młodego chłopca. A raczej od razu ją rozwiązującemu, bo przypadek to raczej oczywisty. Dowody obciążające niejakiego Terry'ego Maitlanda (Jason Bateman) są bowiem niepodważalne – zostaje tylko z satysfakcją przymknąć zwyrodnialca, ponarzekać z goryczą na kierunek, w jakim zmierza świat i można kończyć.
No ale z tego nie byłoby dziesięcioodcinkowej historii, prawda? Nie mija zatem wiele czasu, a Ralph i my wraz z nim jesteśmy zmuszeni zmienić swoje poglądy na jednoznaczną sprawę. Albo nie tyle zmienić, co zmierzyć się z niewygodnym pytaniem: jak do tego wszystkiego doszło, skoro to nie mogło się zdarzyć? Sytuacja nie jest szczególnie komfortowa, a to przecież dopiero początek. Dalszy ciąg to jeszcze więcej zagadek bez rozwiązania, sprzecznych tropów i irytującego braku rozsądnego wytłumaczenia. Szybko dochodzimy więc do momentu, gdy zostaje tylko to nierozsądne, co sprowadza opowieść na nowe tory i wprowadza do rozgrywki jeszcze jedną istotną postać, czyli Holly Gibney (Cynthia Erivo).
Jeśli skądś to nazwisko kojarzycie, to pewnie oglądaliście "Mr. Mercedesa", gdzie w tę samą bohaterkę wcieliła się Justine Lupe. Zapomnijcie o niej — tu mamy zupełnie inną interpretację, bez żadnych związków z tamtą historią. Tutejsza Holly jest prywatną detektywką znaną z niekonwencjonalnego podejścia i przekonań kompletnie odmiennych do Ralpha, a do tego bardzo specyficzną osobą, której pojawienie się dodaje "Outsiderowi" sporo barw. Przede wszystkim pomaga zaś w płynnym przejściu do porządku dziennego nad faktem, że w serialowym świecie dzieje się coś niewytłumaczalnego.
Outsider – ludzkie dramaty i mroczny klimat
Oczywiście można na to spojrzeć z drugiej strony i powiedzieć, że pojawienie się Holly jest wygodną furtką dla fabuły, która bez tego mogłaby mieć problemy z sensownym rozwiązaniem. To z kolei prowadzi do wniosku, że twórcy obiecując na wstępie osadzoną na realistycznych fundamentach historię kryminalną, najzwyczajniej w świecie zrobili nas w konia. Sęk w tym, że ta obietnica miała w sobie bardzo wyraźne zastrzeżenie i wcale nie chodzi o fakt, że skoro to adaptacja Kinga, to powinniśmy się domyślić. Nie, sygnały że coś jest nie tak, są widoczne od samego początku.
Najlepsze w "Outsiderze" jest natomiast to, że w najmniejszym stopniu nie przeszkadzają one w odbiorze całej historii. Ba, wręcz dodają jej smaku, nadspodziewanie dobrze uzupełniając oparty na nieźle napisanych postaciach dramat. Zaznaczmy, że nie jakiś szczególnie odkrywczy, lecz na tutejsze potrzeby w zupełności wystarczający. Dla przykładu, kluczową kwestią w charakterystyce Ralpha jest to, że sam stracił niedawno nastoletniego syna. Podobne, najczęściej bolesne tropy znajdziemy u innych bohaterów, co wprawdzie nie czyni ich oryginalnymi, ale w odpowiednim stopniu przekonującymi i autentycznymi już tak.
Mamy więc standard, czyli ludzi z problemami postawionych w obliczu nieopisanej tragedii, oraz bonus, czyli nadnaturalną część opowieści. Jedno zaskakująco pasuje tu do drugiego, co bynajmniej nie stanowi reguły. Bo przecież historii łączących zwykłe z niezwykłym jest dużo, ale takich, które robią to skutecznie, już znacznie mniej. "Outsider" potrafi towarzyszący fabule mrok połączyć z wewnętrznymi przeżyciami bohaterów – kłania się "Detektyw" w swoich najlepszych momentach – dodając jeszcze do mieszanki coś ekstra.
Outsider stoi mocną obsadą i dobrą realizacją
Czy to "coś ekstra" nie okaże się mimo wszystko zgubne dla serialu, trudno w tej chwili jednoznacznie osądzić. Już na przestrzeni sześciu odcinków zdarzają się wszak motywy zupełnie nieprzekonujące i psujące obraz całości, ale równocześnie obok nich funkcjonują inne, podobnie oderwane od rzeczywistości, mimo to idealnie tu pasujące. Wygląda to trochę tak, jakby twórcy chcieli oddać Kingowi, co Kingowskie, a jednocześnie uważali, by nie posunąć się za daleko, czym mogliby zrazić bardziej postronnych odbiorców.
Najważniejsze jednak, że efektem nie jest kompletny chaos, a co najwyżej historia niekiedy mająca problemy z zachowaniem odpowiedniej równowagi. Taką wadę można "Outsiderowi" wybaczyć, zwłaszcza że produkcja HBO nadrabia na innych polach. Weźmy choćby świetną obsadę (na drugim planie mamy m.in. Julianne Nicholson, Billa Campa, Mare Winningham czy Jeremy'ego Bobba), która wyciąga ze scenariusza może nawet więcej, niż ten jest faktycznie wart. Do pełni szczęścia brakuje tylko więcej wspólnych scen Mendelsohna i Erivo, ale to powinno się jeszcze spełnić.
Za to już od pierwszych dwóch odcinków wyreżyserowanych przez Jasona Batemana widać, z jak starannie wykonaną produkcją mamy do czynienia. Mroczną, ale nie za mroczną (nie jest to przypadek zatopionego we wręcz groteskowej ciemności "Ozark") i potrafiącą z ponurych kadrów oraz ich często nieoczywistego sposobu filmowania uczynić swój bardzo mocny punkt. Zdecydowanie jest to jeden z tych seriali, przy których słowo "klimatyczny" będzie nasuwać się samo i nie będzie to określenie na wyrost.
A czy to wystarczy, by "Outsider" okazał się hitem i wspomnianą na wstępie jedną z najlepszych Kingowskich adaptacji? W tej drugiej kwestii konkurencja (przynajmniej telewizyjna) nie jest duża, więc dość pewnie mogę odpowiedzieć że tak. Co do pierwszej mam większe wątpliwości, bo spodziewam się, że niespieszne tempo i fakt, że to produkcja z gatunku wymagających od widza nieco większej uwagi, może niektórych zniechęcić.
Jeśli nie zraża was jednak ani to, ani konieczność porzucenia oczekiwań na przyziemną historię kryminalną, to ostrożnie polecam. Podkreślając przy tym, że serial to zdecydowanie bliższy solidności niż wybitności i zostawiając sobie margines błędu na końcowe odcinki. W końcu, jak już napisałem, to Stephen King. Więc kto wie, czy starannie budowana konstrukcja nie posypie się na ostatniej prostej.