10 najlepszych seriali 2019 wg Michała Paszkowskiego
Michał Paszkowski
30 grudnia 2019, 12:06
"Fleabag" (Fot. BBC/Amazon)
Zwyciężczyni mogła być tylko jedna, choć nr 2 deptał jej po piętach. O dwóch znakomitościach i całej masie bardzo dobrych pozycji w morzu przeciętności, czyli jak wyglądał mój serialowy rok 2019.
Zwyciężczyni mogła być tylko jedna, choć nr 2 deptał jej po piętach. O dwóch znakomitościach i całej masie bardzo dobrych pozycji w morzu przeciętności, czyli jak wyglądał mój serialowy rok 2019.
Podsumowując rok w serialach, nie da się nie wspomnieć, że w 2019 piętrząca się liczba powstających produkcji już absolutnie przerosła ludzkie możliwości ich pochłaniania. W dodatku fakt, że przybywa głównie produkcji średnich lub co najwyżej poprawnych, a nie rzeczywiście znakomitych, też nie napawa szczególnym optymizmem na kolejną dekadę. W porównaniu do poprzednich lat, nie było wielu seriali, które biłyby się o 1. miejsce w moim zestawieniu najlepszych produkcji.
Jednak zainspirowany podcastem IndieWire, w którym dziennikarze znajdowali powody do dziękowania za "zbyt dużo telewizji", także wolałbym skupić się na tym, za co jestem wdzięczny. A powodów w 2019 roku znajdzie się całkiem sporo. Jestem wdzięczny choćby za boleśnie realistyczne i poruszające odtworzenie przeszłości w "Czarnobylu" i autorską wizję czarnych kart historii współczesnej Ameryki w "Jak nas widzą". Za równie przerażające swoją wizją przyszłości, co angażujące losami swoich bohaterów "Rok za rokiem".
Za autentycznego i rozbrajająco zabawnego "Ramy'ego". Za krótki, lecz błyskotliwy "Status związku". Za Kathryn Hahn w "Pani Fletcher" i Hailee Steinfeld w "Dickinson". Za świetny duet millenialnych loserów w "The Other Two". Za czystą ekscytację, jaką zapewnił 3. sezon "Stranger Things". Za nierówną, choć w fascynujący sposób eksperymentującą z formą serialu młodzieżowego "Euforię" oraz za odświeżająco tradycyjne i porywające "Szukając Alaski".
Za to, że nowi gracze w wojnach streamingowych, czyli Disney+ i Apple TV+, wracają do systemu wypuszczania seriali tygodniowo. Za jeden szalony sezon "Tuki i Bertie" i ekscytujące wprowadzenie do finałowej serii jednego z najlepszych seriali dekady — "BoJacka Horsemana". Za emocjonalne pożegnanie z "Doliną Krzemową" i pokręcony, dziwaczny, ale do ostatniej minuty jedyny w swoim rodzaju ostatni ukłon "Transparent".
No i oczywiście, jestem wdzięczny za Baby Yodę. Oraz przede wszystkim za poniższą dziesiątkę.
10. Better Things
"Better Things" nigdy nie było serialem jedynie o "samotnej matce", ale jeśli któryś z sezonów najmocniej zaakcentował to, jak wiele różnych aspektów życia Sam Fox czyni ją osobą, którą jest, to był to właśnie tegoroczny sezon 3. Choć mniej wypełniona małymi odcinkowymi arcydziełami, które z łatwością zapadały w pamięć jak w sezonie 2., najnowsza seria podjęła się zadania być może trudniejszego i wyszła z niego obronną ręką. Pamela Adlon jeszcze bardziej niż poprzednio zachęciła do skupienia się na drobnych momentach — oderwanych od rzeczywistości, realistycznych, jak ze snu, radosnych, denerwujących, dających energię i stworzyła z nich zachwycającą mozaikę roku z życia swojej bohaterki. A wszystko spięte znakomitym finałem, który rzucił nowe światło na cały świetny sezon.
9. One Day at a Time
Z recenzenckiego obowiązku (i chęci zobaczenia finałów "Dobrego Miejsca" i "BoJacka") raczej nie mógłbym na razie zrezygnować z mojej subskrypcji Netfliksa, ale jeśli jakaś decyzja platformy doprowadziła mnie najbliżej do usunięcia konta w ramach maleńkiego znaku protestu, było nią skasowanie "One Day at a Time". Całe szczęście, że Pop w cudowny sposób uratował serial, ale perspektywa kontynuacji nie zmienia jednego: Gloria Calderon Kellet i Mike Royce właśnie zaserwowali najlepszą serię z dotychczasowych. Jeszcze silniej pogłębili swoją barwną grupkę postaci, nie popadając w banały podczas mówienia o tematach ważnych dla współczesnej Ameryki, a wszystko to zaserwowali z dowcipem zarażającym swoim optymizmem.
8. Russian Doll
A skoro już o serwisie z dużym czerwonym N w logo mówimy, nie sposób zapomnieć o jednej z najprzyjemniejszych niespodzianek zaprezentowanych w tym roku. Natasha Lyonne uwięziona w pętli czasowej, w której nieustannie zmuszona jest przeżywać swoją śmierć, brzmi jak pomysł na ciekawy reboot "Dnia świstaka" w 2019 roku, ale na przestrzeni 8-odcinkowego sezonu "Russian Doll"okazuje się czymś całkowicie oryginalnym, autorskim i nieprzewidywalnym. Serial stworzony przez Lyonne, Leslye Headland i Amy Poehler to przebłysk kreatywności od platformy, która niestety coraz rzadziej się z takimi projektami kojarzy.
7. PEN15
W roku, w którym Hulu objawiło się jako nowy dom dla autorskich, oryginalnych komediodramatów (niezłe "Shrill", znakomity "Ramy"), to właśnie "PEN15" pozostawiło na mnie największe wrażenie przez wiele miesięcy od swojej lutowej premiery. Co sprawia, że serial, w którym dwie trzydziestolatki grają swoje gimnazjalne wersje, jest taki niezwykły? Nietypowy miks nostalgii, cringe'owej komedii i hołdu dla tych lat życia, w których nie do końca jest się jeszcze nastolatkiem, ale już chyba nie dzieckiem. A ponad wszystko znakomita oda do młodzieńczej przyjaźni. Nie mogę się doczekać kolejnego sezonu.
6. Undone
Czy zaledwie kilka lat temu, kiedy seriale dopiero wkraczały w erę streamingu, projekt taki jak "Undone" w ogóle mógłby powstać? Historia dziewczyny, która uczy się inaczej postrzegać rzeczywistość, to zarówno popis kreatywności scenarzystów, którzy już przy "BoJacku Horsemanie" pokazali, z jaką oryginalnością potrafią zagłębiać się w psychikę swoich bohaterów, jak i przykład technicznej maestrii w tworzeniu animacji w technice rotoskopowej. Serial Prime Video zdaje się otwierać nowe horyzonty nie tylko dla swojej głównej bohaterki znakomicie zagranej przez Rosę Salazar, ale i dla całego serialowego świata.
5. Derry Girls
Choć zdaję sobie sprawę, że nazwanie czegoś "najśmieszniejszym" jest kwestią bardzo subiektywną, to właśnie tym mianem najchętniej określiłbym 2. sezon "Derry Girls". Podobnie jak Kamila wspominająca o tym w swoim podsumowaniu, na żadnym innym serialu nie śmiałem się w 2019 roku tak mocno jak na tym. Niezależnie, czy katolicy kłócili się z protestantami, podróży na koncert Take That zagrażał niedźwiedź polarny, czy wesele w mig zamieniało się w pogrzeb. A przy okazji ten króciutki sitcom o dojrzewaniu w Irlandii Północnej w ostatnich latach militarnego konfliktu pokazał, że nie trzeba wielu odcinków, aby niezwykle silnie przywiązać się do zwariowanej grupki przyjaciół na ekranie. Kiedy na koniec sezonu James z dumą krzyczy "I am a Derry Girl", nie sposób nie krzyczeć tego razem z nim.
4. Dobre Miejsce
Czy chciałbym, żeby serial Mike'a Schura trwał jeszcze co najmniej kilka sezonów? Jak najbardziej. Czy uważam, że kończy się obecnie w świetnym stylu i w idealnym momencie? Tegoroczny zestaw odcinków, czyli zwieńczenie 3. sezonu i większość finałowego, jest najlepszą odpowiedzią na to drugie pytanie. Podróż po zaświatach z Eleanor i spółką to obecnie jedno z najbardziej satysfakcjonujących przeżyć, jakie zapewniają seriale. Twórcy nie tylko wynagradzają widzów, pozwalając obserwować, jak mocno zmienili się ich ulubieni bohaterowie, ale i nieustannie zaskakują odcinkami, które zachwycają swoją nietypową strukturą, filozoficznymi rozterkami, kreatywnością scenarzystów i potężnym ładunkiem emocjonalnym. A najczęściej wszystkim tym jednocześnie. Ostatnie odcinki dopiero przed nami, ale "Dobre Miejsce" już zapisało się jako jeden z najlepszych seriali lat 10. XXI wieku.
3. Barry
W roku, który stał pod znakiem niepotrzebnych, rozczarowujących i po prostu słabszych niż oryginał drugich sezonów, "Barry" dokonał czegoś wyjątkowego. Po 1. sezonie, który wydawał się idealną zamkniętą całością, Bill Hader i Alec Berg dopisali kolejny rozdział, jeszcze bardziej emocjonujący i pogłębiający portret aspirującego aktora nie mogącego zerwać z przeszłością seryjnego mordercy. 2. sezon "Barry'ego" nie tylko dał więcej możliwości na zabłyszczenie wszystkim członkom obsady, ale i zrobił to w czysto kinowym stylu, fundując trzymające w napięciu sceny akcji i absolutnie szalony odcinek "ronny/lilly", który trzeba obejrzeć, aby w niego uwierzyć. To prawdopodobnie najśmieszniejszy dramat obecnie w telewizji i zarazem jedna z najbardziej ponurych komedii.
2. Watchmen
Jedyny serial w tym roku, któremu udało się najbardziej zbliżyć do strącenia z podium zwyciężczyni (fani "Sukcesji", zarówno wśród czytelników i redakcji, proszę wybaczcie, ale spotkanie z klanem Royów w 2. sezonie mam zaplanowane dopiero na przyszły rok). Damon Lindelof i spółka powiedzieli w dziewięciu odcinkach więcej o współczesnej Ameryce niż niektórym produkcjom udaje się przez wiele sezonów.
"Remiks", czy jak kto woli autorska kontynuacja legendy, czyli komiksu "Watchmen", portret rasowych napięć w Ameryce, krytyka roli superbohaterów w popularnej kulturze, wzruszająca historia traumy pokoleniowej, a do tego jeszcze chwytająca za serce historia miłosna i wiele, wiele więcej. "Watchmen" brzmi jak zadanie nie do wykonania, które jednak zachwyciło nie tylko błyskotliwym scenariuszem, świetną reżyserią, nieziemską obsadą, ale i szczerymi emocjami. Dla takich produkcji chce się oglądać seriale.
1. Fleabag
"Wyglądam jak ołówek" — ten tekst Claire z 2. sezonu "Fleabag" po feralnej wizycie u fryzjera powinien znaleźć się na liście cytatów, które najlepiej są w stanie poprawić humor w gorszym momencie. Ale nie tylko ten fragment mistrzowskiej tragikomedii Phoebe Waller-Bridge został ze mną na długo w pamięci po tym (prawdopodobnie ostatnim) spotkaniu ze "współczesną dziewczyną". Monolog Kristin Scott Thomas z 3. odcinka, emocjonalna rozmowa Fleabag z ojcem na poddaszu, kazanie o miłości w finałowym odcinku, które powinno stać się stałym elementem każdego ślubu, aż w końcu wyznanie — "jedyna osoba, za którą goniłabym na lotnisko, to ty".
Oglądanie "Fleabag" w 2. sezonie było jak dosłownie zatopienie się w życiu bohaterki, która stawia kroki na drodze do mniej autodestrukcyjnej przyszłości, i zarazem przeżycie silne jak niewiele innych serialowych doświadczeń. Phoebe Waller-Bridge udowodniła kolejny raz, że wśród serialowych twórców nie ma sobie równych i do tego stopnia podbiła serialowy świat, że dała nam rzadką okazję na zobaczenie, jak Akademia Telewizyjna nagradza statuetkami Emmy rzeczywiście najbardziej na to zasługujący program. Nie pozostaje mi nic, jak tylko powtórzyć własne słowa — dla takich produkcji chce się oglądać seriale.