Pytanie na weekend: Który serial był dla was najlepszym zaskoczeniem 2019 roku?
Redakcja
14 grudnia 2019, 13:01
Fot. HBO/Hulu/Netflix
Na wybór najlepszych seriali 2019 roku jeszcze przyjdzie czas, a dziś pytamy o największe niespodzianki. Po których serialach nie spodziewaliście się niczego, a obejrzeliście je jednym tchem?
Na wybór najlepszych seriali 2019 roku jeszcze przyjdzie czas, a dziś pytamy o największe niespodzianki. Po których serialach nie spodziewaliście się niczego, a obejrzeliście je jednym tchem?
W Pytaniu na weekend rozpoczynamy nasz cykl serialowych podsumowań 2019 roku. A rozpoczynamy go od pytania o najlepszą serialową niespodziankę ostatnich 12 miesięcy. Który serial zaskoczył was i został jednym z waszych ulubionych?
Kamila Czaja: Szukając Alaski
Jeśli coś miało być świetne i jest świetne, to żadne zaskoczenie, więc od razu pomyślałam o serialach może nie najgenialniejszych, niekoniecznie mających szanse załapania się do mojego rocznego topu (chociaż: kto wie), ale takich, po których wiele się nie spodziewałam lub wręcz wcale nie planowałam ich oglądać.
Choćby "On Becoming a God in Central Florida", które wprawdzie wyróżniało się Kirsten Dunst w roli głównej, ale że nie lubię opowieści o przekrętach, piramidach finansowych, napadach na bank i tym podobnych, a moda na lata 90. już mnie trochę zmęczyła, to włączyłam ten serial bez przekonania. Tymczasem dostałam naprawdę oryginalną, pełną czarnego humoru historię. Podobnie "Pani Fletcher", którą sprawdziłam tylko ze względu na Kathryn Hahn i pozytywną recenzję Marty. I mnie ten kameralny miniserial o przekraczaniu przyzwyczajeń naprawdę ujął.
Zdecydowałam się jednak wyróżnić przede wszystkim "Szukając Alaski". Gatunek nie mój, bo po młodzieżówki prawie nie sięgam. Obsada stosunkowo nieznana. Adaptacja powieści, której nie czytałam i przed wiadomością o serialu nawet nie wiedziałam o jej istnieniu. Początek produkcji Hulu zresztą średnio mnie wciągnął. Ale mniej więcej od 3. odcinka oglądałam już w miarę możliwości maratonowo. "Szukając Alaski" łączy to, co najlepsze, w historiach o szkołach z internetem i w opowieściach o letnich obozach, dorzucając do tego dużo literatury, filozofii i religioznawstwa. Cieszy świadomość, że wciąż można dziś zrobić taki mądry serial o nastolatkach. Nie tylko dla nastolatków.
Marta Wawrzyn: Sukcesja
U mnie "Sukcesja" w tym roku bierze wszystko i to dla mnie ogromne zaskoczenie. Rok temu, podobnie jak Mateusz, obejrzałam siedem odcinków z dziesięciu, które dostaliśmy przed premierą, i nie zdecydowałam się kontynuować tej przygody, nie widząc w historii paskudnej rodziny Royów niczego aż tak wyjątkowego. Pech chciał, że Royowie swoją wyjątkowość zaczęli udowadniać dopiero w ostatnich odcinkach 1. sezonu, a 2. sezon nie bez powodu stał się internetowym fenomenem.
"Sukcesja" nie tylko bezbłędnie opisuje współczesny świat, którym rządzi wielka kasa i jeszcze większa bezczelność, ale też ma wszystko to, czego wymagamy od wybitnego telewizyjnego dramatu (złożone postacie, emocje, wydarzenia, których cudem byśmy nie przewidzieli) i satyry na naszą rzeczywistość jednocześnie. 2. sezon przerósł wszelkie moje oczekiwania, nie tylko dostarczając momentów świadczących o ogromnej fantazji scenarzystów ("Boar on the floor!") i świetnej znajomości światka, w którym rozgrywa się ta historia (nawet Zuckerberg nosi plakietkę z nazwiskiem), ale też wkręcając mnie w bezpardonową grę o względy tatusia i jego tron. Kompletnie się tego nie spodziewałam i jestem zachwycona.
Mateusz Piesowicz: Ciemny kryształ: Czas buntu
Brakuje mi oczywistego kandydata – co miało być dobre, raczej było, prędzej znalazłbym zaskoczenia na minus. Oczywiście trafiały się tytuły, po których nie spodziewałem się aż tyle ("Czarnobyl") albo w ogóle nie miałem w planach ich kontynuować ("Sukcesja"), czy nawet pojedyncze perełki wyciągnięte z kapelusza ("Undone"). Jednak szukając serialu, który spodobał mi się nieco wbrew logice, muszę skierować wzrok na Netfliksa.
Ani ze mnie wielki miłośnik fantasy, ani fan oryginału, ani wielbiciel animacji. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazywały więc, że "Ciemny kryształ: Czas buntu" zwyczajnie nie jest dla mnie. Zerknę na początek, żeby nie było, że nie próbowałem i zaraz dam sobie spokój. Dalszego ciągu pewnie się domyślacie – obejrzałem całość i nawet mając pewne zastrzeżenia (oczywiście, że jest za długa), zachwyciłem się bez reszty.
I to nie tylko warstwą wizualną, choć nie mam wątpliwości, że niczego piękniejszego od serialu Netfliksa w tym roku nie widziałem. Ale kukiełkowa animacja wspomagana CGI to jedno, a mądra, wciągająca i uniwersalna historia to zupełnie inna sprawa. Tymczasem "Ciemny kryształ" nie dość, że jest skomplikowaną i wieloznaczną baśnią, to jeszcze zapewnia multum atrakcji. Od wyrazistych i wielowymiarowych postaci, przez akcję i humor, aż po czystą groteskę. Serial tylko dla młodszych widzów? Bynajmniej.