David Harbour ze "Stranger Things" wyjaśnia, dlaczego Jima Hoppera musiał spotkać taki los
Magdalena Miler
10 grudnia 2019, 20:00
"Stranger Things" (Fot. Netflix)
Rozpoczęcie zdjęć do 4. sezonu "Stranger Things" już za rogiem, a widzowie dalej nie wiedzą, co dalej z ich ulubionym bohaterem, Jimem Hopperem. Czy choć odrobinę uspokoi ich David Harbour?
Rozpoczęcie zdjęć do 4. sezonu "Stranger Things" już za rogiem, a widzowie dalej nie wiedzą, co dalej z ich ulubionym bohaterem, Jimem Hopperem. Czy choć odrobinę uspokoi ich David Harbour?
3. sezon "Stranger Things" pozostawił widzów w szoku i niedowierzaniu. Wszystko za sprawą cliffhangera, który stawia życie Jima Hoppera pod znakiem zapytania. Jednocześnie scena po napisach sugeruje, że przybrany ojciec Jedenastki (Millie Bobby Brown) wcale nie zginął w trakcie wybuchu w laboratorium, a został porwany przez rosyjskich żołnierzy. Teraz David Harbour wyjaśnia, dlaczego jego postać "musiała umrzeć".
Stranger Things: David Harbour mówi, że Jim Hopper musiał umrzeć
Aktor grający Hoppera pojawił się na Comic Conie w Dortmundzie. Pytany o szczegóły 4. sezonu, do którego zdjęcia mają zacząć się na początku przyszłego roku, zapewnił, że jeszcze nic nie wie.
— O mój Boże, nie wiem. Może powinniśmy zapytać braci Dufferów. Jeszcze nie wiemy, jeszcze nic nie wiemy. Oni mi nic nie mówią, więc musimy poczekać. Myślę, że dowiecie się w pewnym momencie, wszyscy się w nim dowiemy. Miejmy nadzieję, że on żyje — powiedział.
Gdy publiczność zaczęła domagać się powrotu bohatera, David Harbour zażartował:
— Wiecie co? Ja też bym tego chciał, bo lubię pracować.
Harbour wyjaśnił, że jego postać musiała umrzeć, przynajmniej w znaczeniu metaforycznym. Jego zdaniem ma to związek z tym, że wciąż nie otrząsnął się po stracie 7-letniej córki Sary (Elle Graham), która zmarła na raka.
— Myślę, że Hopper — mówiłem to od samego początku — jest w pewien sposób sympatyczny, ale jest też szorstkim gościem. Zwłaszcza na początku pierwszego sezonu jest mroczny, pije i próbuje się zabić. Nienawidzi się za to, co przytrafiło się jego córce. W pewnym sensie ta postać musiała umrzeć. Musiał poświęcić się, żeby zniwelować swoje rozgoryczenie i sposób, w który żył przez ostatnie 10 lat. Musiał więc umrzeć — powiedział aktor.
Jak dodał, niezależnie od tego, czy Jim zmartwychwstanie, dostanie drugą szansę czy może odejdzie, dla niego i tak będzie to interesujące. Los bohatera porównał do Gandalfa Szarego z "Władcy Pierścieni", który walczy z Balrogiem i gdy widzowie myślą, że umiera, on wraca jako Gandalf Biały wyposażony w nową moc i siłę. Czyżby podobny los miał spotkać Hoppera?
Aktor odniósł się także do sceny po napisach, w której Rosjaninie idą do tajemniczego "Amerykanina". Czy jest nim Hopper? Harbour odpowiedział z typowym dla siebie poczuciem humoru: "To Barb, ona była Amerykanką".