Serialowa alternatywa: "A Black Lady Sketch Show", czyli zastrzyk komediowego szaleństwa
Mateusz Piesowicz
9 listopada 2019, 19:01
"A Black Lady Sketch Show" (Fot. HBO)
Cztery czarnoskóre aktorki w rolach głównych, mnóstwo gościnnych występów i cała masa odlotowych pomysłów. Oto "A Black Lady Sketch Show" od HBO – komedia inna niż wszystkie.
Cztery czarnoskóre aktorki w rolach głównych, mnóstwo gościnnych występów i cała masa odlotowych pomysłów. Oto "A Black Lady Sketch Show" od HBO – komedia inna niż wszystkie.
Czy inna niż wszystkie musi jednak zawsze znaczyć w stu procentach oryginalna? Bynajmniej, i "A Black Lady Sketch Show" jest tego świetnym przykładem. Produkcja HBO nie wymyśla przecież skeczowej komedii na nowo, co nie zmienia faktu, że na swój sposób tworzy telewizyjną historię. A dlaczego, to już wyjaśnia pierwsza część tytułu odnosząca się do twórczyni – Robin Thede – i towarzyszących jej czarnoskórych aktorek. Fantastycznie utalentowanych, a jednak często spychanych na drugi plan lub całkiem pomijanych, nie tylko w omawianym gatunku.
A Black Lady Sketch Show to świeża komedia
Tymczasem wystarczy chwila w towarzystwie "A Black Lady Sketch Show", by uświadomić sobie, jak wiele świeżych pomysłów i oryginalnego podejścia zyskałaby telewizja, gdyby częściej oddawać im głos. Wspomniana Thede (aktorka i scenarzystka, wcześniej twórczyni "The Rundown with Robin Thede"), a także Ashley Nicole Black, Gabrielle Dennis i Quinta Brunson stanowią absolutnie niepodrabialną i pełną żywiołowej energii ekipę, jakiej pozazdrościć może ich serialowi wielu konkurentów.
Bo nie myślcie sobie, że polecamy "A Black Lady Sketch Show" w naszym alternatywnym cyklu tylko i wyłącznie ze względu na przełamywanie kolejnych telewizyjnych barier. To się oczywiście chwali i jak najbardziej jest warte docenienia, ale samo w sobie niewiele by dało, gdyby serial okazał się zbiorem wtórnych gagów. Na szczęście daleko mu od tego i to pomimo dobrze znanego, w najmniejszym stopniu nieodkrywczego formatu.
Mamy tu bowiem do czynienia ze złożoną z najczęściej niepowiązanych ze sobą skeczów półgodzinną komedią, sięgającą po różnego rodzaju motywy. Są popkulturowe parodie (m.in. filmów szpiegowskich), są historyjki w jakiś sposób odnoszące się do rzeczywistości, są też takie całkiem od niej oderwane. Za sprawą twórczyń trudno jednak którąkolwiek z nich nazwać wtórną, bo każda serwuje perspektywę afroamerykańskiej kobiety – równie rzadko spotykaną, co świeżą i przede wszystkim zabawną.
A Black Lady Sketch Show – inaczej, ale śmiesznie
Oczywiście jak w każdej tego typu produkcji utrzymanie równego i wysokiego poziomu przez cały czas jest praktycznie niemożliwe. Zdarzają się zatem skecze słabsze (choć wiadomo, że to często kwestia gustu), ale że 1. sezon to tylko sześć krótkich odcinków, praktycznie nie ma czasu, by zdążyć się czymkolwiek znudzić. Zwłaszcza że twórczynie (a także również złożony w całości z Afroamerykanek writers' room i czarnoskóra reżyserka Dime Davis), nie stawiają na powtarzalne i bezpieczne banały. Ich dzieło ma robić hałas i tak rzeczywiście jest.
Spodziewajcie się zatem serialu do pewnego stopnia nieokrzesanego, często niegrzecznego i w pozytywny sposób aroganckiego, a nade wszystko bardzo pewnego siebie i rozpychającego się łokciami w telewizyjnym krajobrazie. Nie jest to z pewnością podejście gwarantujące "A Black Lady Sketch Show" masowy sukces, ale przecież nie o ten tu chodzi i wątpię, by ktokolwiek się go spodziewał. Co innego ze zwróceniem na siebie uwagi i narobieniem zamieszania, co sądząc po uznaniu krytyków i zamówieniu przez HBO 2. sezonu, już się udało.
A skoro tak, to tym bardziej nie ma sensu oglądać się na innych. Lepiej po prostu robić swoje, nie martwiąc się, że wielu nie przypadnie to do gustu. Bo nie ma co się oszukiwać, "A Black Lady Sketch Show" nie jest serialem mogącym porwać tłumy i idę o zakład, że niejeden widz rzuci okiem, szybko stwierdzając, że to nie dla niego. Zrozumiałe, bo tutejszy styl i poczucie humoru należą do bardzo specyficznych – sam potrzebowałem chwili, by to szaleństwo choć trochę opanować.
A Black Lady Sketch Show — Robin Thede i reszta
Zapewniam jednak, że warto, nawet mimo początkowych wątpliwości. Komedia HBO potrafi wynagrodzić odważnych i poszukujących nowych wrażeń widzów, serwując nie tylko zestaw zwariowanych skeczy, ale także choćby całą paradę świetnych gościnnych występów. Pojawiają się na przykład znane z "Niepewnych" Issa Rae (jest również producentką wykonawczą) i Yvonne Orji, a także m.in. Angela Bassett ("American Horror Story"), Laverne Cox ("Orange Is the New Black") czy Yvette Nicole Brown ("Community"), często w bardzo zaskakujących wcieleniach. Jest też Patti LaBelle w roli samej siebie. Bo czemu nie?
Możliwe jest tu wszak wszystko, od wiralowych oświadczyn, przez kościelny open mic i "Romea i Julię" w raperskim wydaniu, po uosobione zadaniowość, podjarkę i niepewność. Bez sensu? Owszem, często tak to wygląda, ale wierzcie mi, że to absurd i surrealizm w najlepszym wydaniu, a ja przedstawiłem tylko niewielki ułamek tego, czym jesteśmy tu nieustannie zaskakiwani. O proszę, choćby taką cudowną parodią "Pose" ("Kategoria brzmi: kliniczna depresja!").
I choć większość skeczy stanowi zupełnie oddzielne byty, jest wśród nich kilka powracających motywów, na czele z przewijającą się przez cały sezon historią przyjaciółek (serialowych wersji czterech głównych aktorek), które przeżyły apokalipsę. Siła "A Black Lady Sketch Show" tkwi jednak w znacznie większym stopniu w nieprzewidywalności oraz umiejętnościach Robin Thede i jej zespołu, które w kapitalny sposób wyśmiewają różnego rodzaju klisze, nie tylko na swój temat. Nieważne więc, czy chodzi o stereotypowe postrzeganie Afroamerykanek lub narzucane kobietom normy zachowania i wyglądu, czy o kpinę z wojujących feministek – dostać może się tu wszystkiemu i każdemu.
To zaś stanowi wielką zaletę serialu, który opierając się pokusie prostego wyszydzenia tych najbardziej absurdalnych części rzeczywistości (można go wręcz nazwać apolitycznym), postanowił skoncentrować się na bardziej przyziemnych rzeczach. I bardzo dobrze, bo znajdując w ten sposób miejsce dla siebie pośród komediowej konkurencji, "A Black Lady Sketch Show" już na pierwszy rzut oka się wyróżnia, znakomicie bawiąc i mając jednocześnie dużo do powiedzenia na temat współczesnego świata. A wbrew pozorom nie trzeba wcale być Afroamerykanką, by tę perspektywę przyjąć i zrozumieć.