Nasz top 10: Najlepsze seriale października 2019 roku
Redakcja
6 listopada 2019, 19:02
"Sukcesja" (Fot. HBO)
Październik w serialach należał do HBO, bardziej nawet niż poprzednie miesiące. W naszym top 10 doceniamy m.in. "Sukcesję", "Watchmen", "Kroniki Times Square" i młodzieżowe "Szukając Alaski".
Październik w serialach należał do HBO, bardziej nawet niż poprzednie miesiące. W naszym top 10 doceniamy m.in. "Sukcesję", "Watchmen", "Kroniki Times Square" i młodzieżowe "Szukając Alaski".
10. Sorry for Your Loss (powrót na listę)
Zeszłoroczny 1. sezon serialu Facebook Watch bardzo pozytywnie nas zaskoczył. Kameralna opowieść w świetnej obsadzie prowadziła nas przez kolejne etapy żałoby Leigh po mężu, dając widzom wgląda także w sytuację matki, siostry i szwagra głównej bohaterki, a czasem cofając się do czasów, gdy Matt jeszcze żył. Mimo słabej oglądalności zdecydowano się na kontynuację, wierząc, że twórczyni serialu, Kit Steinkellner, ma pomysł na kolejne losy naprawdę dobrze napisanych postaci.
Na 2. sezon "Sorry for Your Loss" warto było czekać. Już za sam 3. odcinek należy się serialowi miejsce w naszym rankingu, bo cuda, jakie wyczyniała tam Janet McTeer w roli Amy, zapamiętamy na długo. Ale i inne odcinki miały swoje momenty, bo "Sorry for Your Loss" przypomina, że żałoba to często krok do przodu i dwa do tyłu, pogłębia portrety postaci, uświadamia, że Matt nie był chodzącym ideałem, i stawia Leigh przed poważnymi dylematami.
2. seria może chwilami budzić mieszane uczucia. Wyraźnie w nowszych odcinkach brakuje Amy, a w relacji Leigh z Dannym, bratem Matta, twórcy dość ostro zaryzykowali. Jednak "Sorry for Your Loss" to produkcja, która nie unika trudnych tematów i z reguły rozwiązuje takie kwestie z dużą subtelnością, więc z oceną pewnych wątków wstrzymałabym się do końca sezonu. Poza tym na ogół wciąż dostajemy przekonująco pod względem psychologicznym napisane postacie, emocjonalne, ale nie nadmiernie sentymentalne przełomy w ich życiu i mądry przekaz. A to wszystko "na fejsie"! [Kamila Czaja]
9. The Kominsky Method (powrót na listę)
Kolejna dość zaskakująca kontynuacja, bo wydawałoby się, że przy gwiazdach, jakimi są Michael Douglas i Alan Arkin, serial może się okazać jednorazową przygodą. Jednak Chuck Lorre po 1. sezonie "The Kominsky Method" – nagradzanym, kameralnym, ambitniejszym niż to, do czego przyzwyczaił tradycyjnymi sitcomami – wrócił z równie dobrymi nowymi odcinkami historii przyjaciół w mocno podeszłym wieku.
2. seria daje większe pole do popisu Arkinowi, z czego należy się zdecydowanie cieszyć, bo Norman, ten cudownie zgryźliwy wdowiec, wygłasza mnóstwo świetnych kwestii, które utytułowany aktor prezentuje z rozbrajająco kamienną twarzą. Ale i Douglas wciąż ma co grać, gdy Sandy zmaga się z faktem, że jego córka spotyka się z dużo starszym mężczyzną. Na drugim planie pojawiają się między innymi Jane Seymour i Paul Reiser, a wraca choćby Lisa Edelstein, która w tej serii może talent pokazać nie tylko komiczny, ale i dramatyczny.
Nowy sezon jest od poprzedniego nieco luźniejszy pod względem struktury. Lorre nie udaje, że chce opowiedzieć historię z wyraźnym początkiem i końcem. Sandy i Norman po prostu walczą, by poradzić sobie z wyzwaniami rodzinnymi, miłosnymi i zawodowymi, wciąż mając przy tym świadomość, że kolejnych szans na podjęcie słusznych decyzji będzie coraz mniej. Równocześnie jednak tak opowiedziana starość nie przygnębia. A oglądanie, jak bohaterowie wbrew niej korzystają z życia, to czysta przyjemność. [Kamila Czaja]
8. BoJack Horseman (powrót na listę)
"BoJack Horseman" żegna się z nami w szybszym tempie, niż planowali twórcy, ale nic nie szkodzi. To wciąż jedna z najlepszych kreskówek ostatnich lat w wysokiej formie, do której jesteśmy przyzwyczajeni.
Pierwsza część finałowej serii to przede wszystkim mozolna praca najbardziej ludzkiego z koni nad sobą. BoJack idzie na odwyk i wydaje się, że jego życie zaczyna wreszcie zmierzać w lepszym kierunku. Przynajmniej do czasu, bo ostatnie odcinki wyraźnie sugerują, że to nie jest i nie będzie słodka historia z oczywistym happy endem. Ale może to już być słodko-gorzka historia o odkupieniu z jakąś wariacją na temat happy endu. Zobaczymy.
Na razie wszyscy w "BoJacku" dokądś dążą i pokonują kolejne przeszkody. Podczas gdy główny bohater na serio stara się zmienić, Princess Carolyn przekonuje się, że kobieta niekoniecznie może "mieć wszystko", Diane próbuje szczęścia w Chicago, zaś Mr. Peanutbutter okazuje się być "narodową twarzą depresji", co jest jednym z większych absurdów w tym sezonie.
Brakuje jednego wyjątkowego odcinka na miarę "Free Churro", ale jest mnóstwo innych świetnych rzeczy, choćby skrócona historia przygody BoJacka z alkoholem czy strajk asystentów w tym okropnym Hollywoo. Czekamy na ciąg dalszy, trzymając kciuki, żeby doświadczone przez życie konisko dostało zakończenie, na jakie zasługuje. [Marta Wawrzyn]
7. El Camino: Film Breaking Bad (nowość na liście)
Czy filmowy epilog do "Breaking Bad" był nam absolutnie niezbędny do szczęścia? Raczej nie, ale skoro już go dostaliśmy, to nie zamierzamy narzekać ani ukrywać, że nam się podobało. Zwłaszcza że Jesse Pinkman (Aaron Paul w bez wątpienia życiowej roli) to jeden z tych serialowych bohaterów, którzy zwyczajnie zasłużyli sobie na właściwe zakończenie, nawet jeśli trzeba było na nie czekać sześć długich lat.
Powiecie, że to za długo, zwłaszcza że "El Camino" nie przyniosło żadnych rewelacji, będąc dość oczywistym dopowiedzeniem zamkniętej historii. I będziecie mieć sporo racji, co jednak nie zmienia faktu, że ponowne wkroczenie do tego świata było akurat takim powrotem do przeszłości, który przyjęliśmy z otwartymi ramionami. Nieważne więc, że wszystko odbyło się dokładnie tak, jak powinno – i tak obejrzeliśmy z przyjemnością.
Tym większą, że Vince Gilligan doskonale wiedział, czego oczekują fani "Breaking Bad", krok po kroku spełniając niemal wszystkie ich zachcianki. Były więc sentymentalne powroty, było uzupełnienie paru luk pozostawionych przez serial, była cała masa mniejszych i większych odniesień do niego. A co najważniejsze, był sponiewierany przez los Jesse, który pokonawszy kilka ostatnich przeszkód, mógł wreszcie spokojnie ruszyć na Alaskę. Mamy nadzieję, że odnajdzie tam szczęście i nie, wcale nie potrzebujemy na to filmowych dowodów. [Mateusz Piesowicz]
6. Mr. Robot (powrót na listę)
W masie jesiennych premier i powrotów łatwo przeoczyć serial, który wrócił bez wielkiego szumu i to po dość długiej przerwie. Nie powinniście tego jednak robić, bo "Mr. Robot", który swego czasu narobił w telewizyjnym światku sporego zamieszania, pokazuje w finałowych odcinkach, że wciąż należy do serialowej czołówki.
I to pomimo faktu, że czasy rewolucji już dawno w nim minęły. Teraz nastała raczej pora odwracania jej skutków i naprawiania własnych błędów, których w przypadku Elliota (Rami Malek) i Pana Robota (Christian Slater) trochę się nazbierało. A mowa tylko o tych, które naprawić rzeczywiście można, bo od samego początku sezonu wiadomo, że nie wszystko jest tu proste do rozwiązania, a pociągająca za sznurki Whiterose (BD Wong) nie cofnie się absolutnie przed niczym.
Jaki dokładnie jest jej cel i o co tak naprawdę w tym wszystkim chodzi, wciąż nie jest do końca jasne, ale to przecież żaden problem. "Mr. Robot" do tajemnic nas w końcu przyzwyczaił, a jego twórca, Sam Esmail, udowadniał nie raz, że w konstruowaniu pomysłowych i efektownych intryg niewielu może się z nim równać. Wypada więc mu po raz kolejny zaufać, dając się wciągnąć w specyficzną układankę, w której mrok przenika się ze świąteczną atmosferą (akcja całego sezonu została osadzona w okolicach Bożego Narodzenia), a sceny trzymające w napięciu jak w rasowym thrillerze, przeplatają się z zaskakująco emocjonalnymi.
W zamian dostaniemy wysokiej klasy rozrywkę, która nie rości sobie już pretensji do przeprowadzania telewizyjnej rewolucji, za to wciąż potrafi przykuć uwagę jak nic innego. Nieważne, czy akurat zabiera nas do Chin, ciemnego lasu pośrodku niczego czy na przejażdżkę z pewnym podchmielonym Świętym Mikołajem. Bez sensu? Bynajmniej i warto się o tym przekonać. [Mateusz Piesowicz]
5. Dobre Miejsce (spadek z 4. miejsca)
W zeszłym miesiącu pozwoliliśmy sobie na małe nagięcie dat i dwuodcinkowe "A Girl from Arizona" potraktowaliśmy jako wrześniowy odcinek. Zgodnie z tym założeniem w październiku oceniamy nie pięć, a cztery odcinki, które bardzo nam się podobały. Nawet jeśli wciąż nie wiemy, dokąd to wszystko zmierza.
"Chillaxing" i "Employee of the Bearimy" to odcinki bardziej typowe, jeśli można tak w ogóle mówić w przypadku "Dobrego Miejsca". Pokazane w nich kolejne, bardziej i mniej udane próby udowodnienia, że ludzie mogą się zmienić na lepsze, oraz pełną przygód wyprawę do Złego Miejsca w celu odbicia Janet na szczęście przepleciono odcinkami znacznie ciekawszymi pod względem formy.
"Tinker, Tailor, Demon, Spy" to wciągająca zagadka. Nasza paczka grzeszników pod wodzą Eleanor musi rozstrzygnąć, w ramach niemal detektywistycznego śledztwa, komu zaufać. Z kolei "A Chip Driver Mystery" to snuta przez Michaela opowieść o naturze ludzkiej, co, jak wszelkie filozoficzne rozważania, wypada w "Dobrym Miejscu" fascynująco.
Zastanawiamy się tylko, jak twórcy mają zamiar w kilku zaledwie odcinkach zamknąć całą tę ambitną historię, bo oglądając 4. sezon można odnieść wrażenie, że dużo czasu spędzamy na kolejnych powodzeniach i niepowodzeniach eksperymentatorów, ale cała fabuła nieszczególnie posuwa się przez to do przodu. Ale Michael Schur już wiele razu udowodnił, że wie, co robi, i to my jesteśmy zawsze parę korków do tyłu. Czekamy więc cierpliwie na rozwój wydarzeń. [Kamila Czaja]
4. Szukając Alaski (nowość na liście)
Nie znam książki Johna Greena i gdyby nie recenzja Marty, pewnie nie sięgnęłabym szybko po serial Josha Schwartza i Stephanie Savage. A może nawet całkiem odpuściłabym sobie seans, zakładając, że to jakaś sentymentalna "młodzieżówka". Nic podobnego! Po weekendowym maratonie dołączam się do zachwytów Marty i zapewniam, że 4. miejsce, tylko za bardzo mocnymi dramatycznymi propozycjami, nie jest przypadkiem. Doskonałą obsada, świetnie dobrana muzyka, a co najrzadsze – udany scenariusz. Wszystko tu świetnie gra.
"Szukając Alaski" łączy to, co najlepsze w opowieściach o szkole z internatem i w produkcjach o letnich obozach. Położona na łonie natury szkoła to fantastycznie wymyślony świat, w którym dzieciaki z różnych środowisk mogą dorastać i przeżywać pierwsze miłości, przyjaźnie i rozczarowania. Jeśli brzmi to jak większość historii o nastolatkach, to wyłącznie dlatego, że w serialu Hulu diabeł tkwi w szczegółach. Wielkie tematy rozgrywają się tu w sposób niebanalny, subtelny, a przy tym dotyczą zachwycających bohaterów.
Niedająca się zaszufladkować, charyzmatyczna, ale i nękana przeszłością Alaska, ujmujący, ekscentryczny Miles, ale i reszta paczki (nawet postać, którą słabszy serial potraktowałby jako irytującą przeszkodę na drodze do wielkiego romansu) to ludzie, którym chce się kibicować w poszukiwaniach – czy to "Wielkiego Być Może", czy po prostu szansy wyjścia poza to, co zaoferować mogą rodzice.
Przy całym zaangażowaniu widza w losy bohaterów "Szukając Alaski" wydaje się w pozytywny sposób trochę nierzeczywiste, niewinne. Umieszczenie akcji w 2005 roku sprawia, że odnajdą w tych odcinkach swoje tęsknoty ci dorastający bez smartfona. Ale wierzę, że ludzi, którzy do książek podchodzą z taką czcią jak cudowna ekipa Alaski, znajdzie się i wśród dzisiejszych nastolatków. A na pewno znajdzie się wśród nich tych, którzy chcieliby z postaciami z "Szukając Alaski" zgłębiać najtrudniejsze kwestie egzystencjalne. I chwytać każdą chwilę przed nieuchronnym, bolesnym zderzeniem z dorosłością. To serial dla nich, ale i dla marzycieli w każdym wieku. [Kamila Czaja]
3. Watchmen (nowość na liście)
Ekranizacja komiksu, która wcale ekranizacją nie jest, a w dodatku ośmiela się stawiać na pierwszym planie drażliwe kwestie, uderzając w rasistowskie oblicze Ameryki? To oczywiście musiało wzbudzić kontrowersje, ale nie myślcie sobie, że "Watchmen" znaleźli się na podium naszego rankingu dlatego, że wywołali trochę szumu. Ten jest tylko dodatkiem do serialu różnego od wszystkiego, co można aktualnie oglądać w telewizji i czego spodziewacie się, słysząc o kolejnej superbohaterskiej historii.
Czego jednak innego oczekiwać, gdy twórca klasy Damona Lindelofa ("Lost", "Pozostawieni") bierze się za tak wyjątkowy materiał źródłowy jak "Strażnicy" autorstwa Alana Moore'a, twierdząc, że jego wizja będzie "remiksem" oryginału? Na pewno nie zwykłej opowieści o zamaskowanych przebierańcach i rzeczywiście, serial HBO jest od niej bardzo odległy. Zamiast jeszcze raz tego samego, dostaliśmy zatem całkiem nową historię rozgrywającą się w alternatywnej Ameryce, którą trapią jednak znajome problemy.
Na czele z nacjonalistycznym ekstremizmem, tutaj stanowiącym na tyle realne zagrożenie, że stróże prawa z Tulsy w Oklahomie muszą ukrywać swoje tożsamości za maskami, by nie paść ofiarami organizacji terrorystycznej zwanej Siódmą Kawalerią. A i to nie zawsze pomaga, więc długo nie trzeba czekać na straszne wydarzenia, które wprowadzą nas do tego świata – specyficznego, nieprzyjaznego, ale na swój sposób fascynującego.
W końcu nie wszędzie zdarzają się przelotne opady kałamarnic, wyjątkowo rześcy 105-latkowie czy Regina King biegająca po ulicach w stroju zakonnicy. Nie wspominając nawet o pewnym tajemniczym osobniku o twarzy Jeremy'ego Ironsa, który spędza czas na pisaniu i wystawianiu sztuk, nie troszcząc się przy tym o życie swoich służących. Dziwne? Nie, dziwnie to dopiero będzie, w październiku dostaliśmy ledwie zagadkowy i robiący apetyt na więcej wstęp.
Tyle jednak wystarcza, by już "Watchmen" docenić, zauważając, że jak zawsze u Lindelofa, za szeregiem dziwactw kryje się coś znacznie bardziej przyziemnego. A czy to będzie historia o tym, co kieruje superbohaterami, czy przestroga przed niebezpieczeństwami współczesnego świata, czy coś jeszcze innego, to już musicie sami zadecydować. [Mateusz Piesowicz]
2. Sukcesja (spadek z 1. miejsca)
"Sukcesja" zaliczyła malutki spadek, ale nie dlatego, że coś w końcówce 2. sezonu poszło nie tak. Po prostu to zestawienie mógł wygrać tylko jeden serial, pewnie już wiecie jaki. Nie ulega wątpliwości, że produkcja HBO o paskudnej rodzinie zarządzającej imperium medialno-rozrywkowym pod koniec 2. sezonu rozwinęła skrzydła, dostarczając widzom szalonych emocji w finale i zostawiając nas z pytaniem, czy aby na pewno widzieliśmy to, co widzieliśmy.
Odcinki "DC" i "This Is Not for Tears" ugruntowały mocną pozycję "Sukcesji" nie tylko jako jednego z najlepszych seriali tego roku, ale też jako wydarzenia, o którym co tydzień się rozmawiało. Pytanie o to, kto zostanie kozłem ofiarnym Logana, a potem czy Logan stoi za tym, co Kendall zrobił w finale, przewijało się non stop na Twitterze. Do tego dochodziła masa teorii na temat dalszej fabuły: czy w kolejnym sezonie zobaczymy, jak ojciec niszczy Romana, tak jak wcześniej to zrobił z Kenem i Shiv? Czy na końcu i tak zwycięży Greg?
Ale teorie spiskowe to tylko część zabawy. Przede wszystkim "Sukcesja" jest fenomenalnym połączeniem dramatu rodzinnego z współczesną "Grą o tron", w której biorą udział sami Lannisterowie. Kolejne odcinki 2. sezonu trafnie opisywały nasz świat, którym rządzą tacy bogacze jak Royowie, i dostarczały tony emocji, bo na tym etapie każdy już chyba ma postacie, które lubi bardziej niż inne, nawet jeśli wszyscy są absolutnie okropni.
W miłościwie nam panującej epoce bezmyślnego binge-watchingu oraz masowego odmładzania i ogłupiania publiczności dobrze jest mieć serial, który traktuje widza jak dorosłego człowieka i podejmuje z nim inteligentną grę. A do tego jest wypakowany cynizmem, czarnym humorem i trafnymi diagnozami na temat tego, kim jesteśmy w tych niewesołych czasach. [Marta Wawrzyn]
1. Kroniki Times Square (awans z 3. miejsca)
Czy "Kroniki Times Square" pójdą śladem choćby "The Wire", zyskując należny sobie szacunek dopiero kilka lat po zakończeniu telewizyjnej emisji? Na pewno nie mielibyśmy nic przeciwko, bo zakończony w październiku serial Davida Simona i George'a Pelecanosa zdecydowanie zasługuje na większy rozgłos.
I to nie tylko dlatego, że może być jednym z ostatnich przedstawicieli swojego gatunku – w końcu w czasach pędzącego naprzód streamingu praktycznie nie ma już miejsca na seriale, którym nigdzie się nie spieszy i które mają przy tym coś do powiedzenia. A "Kroniki Times Square" bez wątpienia miały, snując swoją zwykle ponurą, ale przetykaną optymistycznymi nutami opowieść aż do słodko-gorzkiego końca. Końca nieuniknionego i spodziewanego, bo wszyscy doskonale wiedzieliśmy, w co zmieni się serialowy Nowy Jork, ale mimo to wzbudzającego gamę różnych emocji.
Zanim jednak do nich i finałowego spaceru po współczesnych ulicach doszło, dostaliśmy jak zawsze jedyne w swoim rodzaju opowieści o ludziach próbujących z różnym skutkiem znaleźć swoje miejsce w mało przyjaznym świecie. Vince pomścił brata, jednocześnie uwalniając się od mafijnych wpływów i rozstając się z Abby. Eileen zdołała skończyć swój film, zmuszona jednak w zamian poświęcić dobrze zapowiadający się związek, a nawet wrócić przed kamerę. Ktoś zmarł samotnie, ktoś inny w otoczeniu bliskich, a jeszcze komuś zdarzyło się nawet wziąć ślub. No i Lori sprawiła, że w jednej chwili pękły nam serca.
Trzeba więc mówić raczej o kroplach słodyczy w całym oceanie goryczy niż na odwrót, ale to przecież nic zaskakującego. W końcu nawet na tych, którzy wydawali się radzić sobie w tej rzeczywistości lepiej od całej reszty, nie czekało tu wiele dobrego. Eileen mogła liczyć co najwyżej na uzyskany po latach status legendy arthouse'u. Alston i Gene nie zmienili miasta na lepsze, a ledwie zamietli problem pod dywan. Vince'owi zostało przechadzanie się po 42. ulicy, już od dawna niepamiętającej, że swego czasu coś na niej znaczył.
A mimo tego trudno było pod koniec chociaż lekko nie uśmiechnąć się pod nosem. Może przez łzy, oglądając bohaterów, których kiedyś znaliśmy, a może nostalgicznie, wspominając czasy, których byliśmy świadkami, ale jednak. A to świadczy najlepiej, że w ciągu trzech sezonów udało się twórcom osiągnąć stopień emocjonalnego przywiązania, o jakim inni mogą tylko marzyć. [Mateusz Piesowicz]