Czy "The Affair" zawsze miało się tak skończyć? Czy to była historia Noaha? Twórczyni serialu komentuje finał
Marta Wawrzyn
6 listopada 2019, 14:02
"The Affair" (Fot. Showtime)
"The Affair" zakończyło się satysfakcjonującym finałem, który wygląda jakby go planowano od zawsze. Jak to było naprawdę, opowiada Sarah Treem, twórczyni serialu. Uwaga na spoilery.
"The Affair" zakończyło się satysfakcjonującym finałem, który wygląda jakby go planowano od zawsze. Jak to było naprawdę, opowiada Sarah Treem, twórczyni serialu. Uwaga na spoilery.
"The Affair" zakończyło się satysfakcjonującym i zaskakująco optymistycznym finałem, w którym Noah i Helen wrócili do siebie w dniu wesela Whitney. 30 lat później Noah dalej mieszkał w Montauk i prowadził Lobster Roll, gdzie spotkał dorosłą Joanie i poznał od niej prawdę o śmierci Alison. Helen w tym momencie już nie żyła, ale Noah wyglądał na pogodzonego ze wszystkim, co go spotkało w życiu.
Ostatnia scena to Noah jako staruszek tańczący na klifie do coveru "The Whole of the Moon" w wykonaniu Fiony Apple — czyli piosenki, która była motywem przewodnim wesela Whitney. Dlaczego dokonano takich, a nie innych wyborów? Czy to zawsze miało tak się skończyć? Czemu Ben umknął sprawiedliwości? O tym wszystkim opowiada Sarah Treem, twórczyni serialu, w wywiadzie dla TVLine.
The Affair — czy to zawsze miało się tak skończyć?
Zacznijmy od pytania, jak dużo z tego, co zobaczyliśmy w finale, twórczyni zaplanowała na początku. Wbrew temu, co podejrzewałam w mojej recenzji, nie było pełnego planu na pięć sezonów i wiele początkowych założeń zmieniono po drodze.
— To zdecydowanie bardzo ewoluowało. Kiedy na początku myśleliśmy o serialu, był plan na trzy sezony i pomysł, że będzie to trochę scenariusz jak "Take This Waltz". Miały być tylko perspektywy Noaha i Alison. Mieli zacząć ten gorący romans i na koniec praktycznie znaleźć drogę z powrotem do tych samych małżeństw, od których czuli, że muszą uciec. Takie było pierwotne założenie, ale serial ewoluował, uwzględniając perspektywy Cole'a i Helen.
Myślę, że kiedy zaczynaliśmy serial, koncept był taki: co się dzieje z dwojgiem ludzi, jeśli oboje są w małżeństwach, ale myślą, że spotkali swoje bratnie dusze? Także pierwotnie Noah i Alison mieli być bratnimi duszami, ale to nie ewoluowało w ten sposób, co wydawało mi się naprawdę ciekawe.
A potem nie wiem, czy to był scenariusz, czy aktorstwo, czy jedno i drugie — pewnie jedno i drugie — ale zaczęło się wydawać, jakby prawdziwe romanse były między oryginalnymi parami, co było świetne. Myślę, że dało nam to znacznie bardziej interesującą historię do opowiedzenia — wyjaśnia Sarah Treem.
The Affair to przede wszystkim był serial Noaha
Dlaczego to Noah jest osobą, którą widzimy jako ostatnią w osi czasu z przyszłości? Twórczyni potwierdza nasze przypuszczenia: to zawsze był przede wszystkim jego serial, jego historia.
— Pod wieloma względami to był zawsze serial Noaha. On był pierwszą postacią, którą zobaczyliśmy, i zawsze miał być ostatnią postacią, którą widzimy. I musiał najwięcej się nauczyć. Wydawało się, że to on powinien tam być na końcu — mówi Treem.
Twórczyni tłumaczy w wywiadzie, czemu Noah poczuł potrzebę, by pomóc Joanie w finale: bo kiedyś nie był w stanie pomóc Alison. Wyrwał ją z małżeństwa z Cole'em, ale koniec końców nie był w stanie jej kochać tak jak Cole. Joanie jest w podobnej sytuacji co Alison wtedy: popełniła błąd i myśli, że nie może już wrócić do domu. Noah, który ma takie a nie inne doświadczenia życiowe, jest w stanie jej powiedzieć, że owszem, może wrócić. A Joanie go słucha i jej historia też dostaje happy end.
Czemu Ben nie został ukarany w finale The Affair?
Prawdę o śmierci Alison po tym finale zna już nie tylko Joanie, ale też Noah. Ale jeśli liczyliście na to, że zobaczymy Bena za kratkami, to takiego planu nie było nigdy.
— To po prostu nie jest nasz serial. To nie przypowieść moralna o pociąganiu ludzi do sprawiedliwości. Nikt tutaj nie płaci za swoje zbrodnie. Ludzie w tym serialu często płacą za przestępstwa, których nie popełnili, ale nie, ten serial tak nie działa. Myślę, że pomysł stojący za interakcją Joanie i Bena był taki, że to, iż on nie został pociągnięty do odpowiedzialności, a ona znalazła w tym stanie rozczarowania i paniki, zmusza ją do konfrontacji z kryzysem w jej własnym życiu — mówi Treem.
Joanie w tym stanie trafiła do Noaha i to on pomaga jej zrozumieć, kim była jej matka i skąd wzięły się jej problemy, a następnie przerwać koszmarny cykl. Gdyby Ben trafił do więzienia, to byłby zupełnie inny serial.
Twórczyni potwierdza również, że chciała, żeby w tym finale było sporo lekkości. Jednym z pomysłów, które bawiły scenarzystów, były nagrobki Helen i jej matki, Margaret. Obie zmarły w tym samym roku, przy czym Margaret "praktycznie żyła wiecznie", tj. doczekała setki.
Optymistyczna i bardzo znacząca była także ostatnia scena, czyli Noah tańczący na klifie.
— Pokazałam to innemu scenarzyście z serialu i on powiedział: "Tak, tak! Bo życie jest tańcem!". Myślę, że to pokazuje, że Noah osiągnął spokój. Przeszedł przez wojnę i teraz jego życie dobiega końca. Jest sam, ale osiągnął spokój i właśnie to pozwala mu tańczyć na klifie jak szaleńcowi, samemu, do muzyki, która gra w jego głowie — opowiada Sarah Treem.