Serialowa alternatywa: "A Confession", czyli przykre zderzenie kryminału z rzeczywistością
Mateusz Piesowicz
12 października 2019, 17:33
"A Confession" (Fot. ITV)
Brytyjskie true crime z Martinem Freemanem w roli głównej – czy dalsza rekomendacja jest w ogóle potrzebna? Pewnie nie, ale na tym zalety "A Confession" wcale się nie kończą.
Brytyjskie true crime z Martinem Freemanem w roli głównej – czy dalsza rekomendacja jest w ogóle potrzebna? Pewnie nie, ale na tym zalety "A Confession" wcale się nie kończą.
Nie wiem, jak Brytyjczycy to robią. Kryminały kręcą przecież wszyscy jak świat długi i szeroki, ale ostatecznie większość z nich można wrzucić do jednego worka, bo stosunkowo rzadko zdarza się tytuł, który czymś by się naprawdę wyróżniał. Tak się jednak składa, że gdy już na taki trafimy, to z dużym prawdopodobieństwem będzie to właśnie produkcja rodem z Wysp. Najnowszy przykład – "A Confession" od telewizji ITV.
A Confession to nietypowy brytyjski kryminał
Sześcioodcinkowy serial opowiada prawdziwą historię 22-letniej Sian O'Callaghan ze Swindon, która nie wróciwszy do domu pewnej marcowej nocy w 2011 roku, wkrótce potem znalazła się w centrum ogólnonarodowej debaty. Szczegółów sprawy zdradzał oczywiście nie będę, ale nie będzie wielkim spoilerem, jeśli napiszę, że zaginięcie Sian jest tutaj tylko punktem wyjścia. W gruncie rzeczy "A Confession" jest bowiem tym ciekawsze, im bardziej oddala się od zwykłej sprawy kryminalnej.
Od czegoś trzeba jednak zacząć, więc początkowo wszystko idzie standardowo. Poznajemy zrozpaczonych bliskich zaginionej kobiety, w tym jej matkę Elaine (Siobhan Finneran), oraz kierujących poszukiwaniami śledczych. Pojawiają się pierwsi podejrzani, ślepe uliczki i ledwie widzialne tropy. Ot bezpieczna norma, ale z poczuciem, że kryje się za nią coś więcej, o czym świadczy, że w tle oglądamy inną rodzinę, na pozór nijak niezwiązaną ze sprawą. Nietrudno się jednak domyślić, że historia Karen (Imelda Staunton), także czekającej na powrót dawno niewidzianej córki Becky do domu, jakoś się z tym wszystkim łączy.
Jak konkretnie, dowiemy się mniej więcej w połowie sezonu, wcześniej podążając tropem Sian wraz z kierującym śledztwem detektywem Stephenem Fulcherem (Martin Freeman). Z jednej strony doświadczonym policjantem z chłodnym profesjonalizmem dowodzącym zespołem ludzi, ale z drugiej mężczyzną, który nie potrafi do końca oddzielić pracy od emocji. Nie traci zatem nadziei, że znajdzie Sian żywą i robi wszystko, by tak się stało, nawet jeśli miałoby to oznaczać lekkie nagięcie procedur. W końcu są sprawy ważne i ważniejsze, prawda?
A Confession opowiada prawdziwą historię
Tak się wydaje, przynajmniej dopóki serial trzyma się w miarę ściśle gatunkowych prawideł. Gorzej, gdy zakradnie się do nich rzeczywistość, a ta pojawia się w "A Confession" z zaskoczenia, bezceremonialnie burząc widzowskie przyzwyczajenia. Zamiast oczywistego rozwiązania sprawy dostajemy więc nieoczekiwany zwrot akcji i nie, nie jest to nic w stylu oklepanych twistów znanych z setek podobnych produkcji. Te wszak nie stawiają całej historii na głowie, by nagle porzucić kryminał na rzecz trochę absurdalnego, ale bardziej przerażającego dramatu obyczajowego z detektywem i dwoma matkami w rolach głównych.
Zagłębiać się w jego szczegóły bez zdradzania kluczowych informacji nie sposób, muszę więc trzymać się ogólników. Te jednak wystarczą, byście zrozumieli, że "A Confession" w znacznie mniejszym stopniu skupia się na zbrodni niż na jej następstwach. I to w bardzo szerokim rozumieniu tego słowa, bo poza podglądaniem zmagających się z różnymi rodzajami koszmaru rodzin Sian i Becky, trafiamy w sam środek zataczającej coraz szersze kręgi proceduralnej burzy. Sytuacji która zaczyna się niepozornie, by wkrótce przybrać iście kafkowski wymiar, sprawiając, że dotychczasowe polowanie na sprawcę i cała żmudna policyjna robota przestały mieć jakikolwiek sens.
A przynajmniej takie odnosiłem wrażenie, obserwując wypaczający poczucie sprawiedliwości formalistyczny chaos, w jakim utonął kierujący się zdrowym rozsądkiem Fulcher. "Przecież to niedorzeczne" – myślałem nie raz w trakcie seansu, potem jednak uświadamiając sobie, że cała ta sytuacja miała miejsce w rzeczywistości. Nic więc z moich wyrobionych przez lata oglądania kryminałów przewidywań. Ta historia okazała się na swój sposób bardziej przerażająca niż którykolwiek z nich.
A Confession – Martin Freeman w roli detektywa
Doskonale zdawał sobie z tego faktu sprawę twórca "A Confession", Jeff Pope (scenarzysta m.in. filmu "Tajemnica Filomeny"), kładąc nacisk właśnie na te części historii, które odróżniają ją od całej reszty produkcji z gatunku true crime. Efekt nie tylko śledzi się w napięciu aż do finałowych rozstrzygnięć, ale przede wszystkim zmusza on do zadawania sobie pytań, na które odpowiedzi są w teorii oczywiste. Jak się szybko okazuje – tylko w teorii, bo praktyka wygląda nieco inaczej.
Serial ITV potrafi natomiast tę praktykę przedstawić w bardzo atrakcyjny sposób, obudowując na pierwszy rzut oka niezbyt pasjonującą historię prawdziwymi emocjami. Rozsądnie nie zasypuje się nas formalnymi szczegółami, większy nacisk kładąc na ludzi, których reguły w ten czy inny sposób dotykają, jak stanowiące fabularną oś Elaine i Karen. Kobiety różne od siebie i różnie podchodzące do tragicznej sytuacji, z czasem ustawiające się nawet po dwóch stronach barykady, choć w gruncie rzeczy powinien je połączyć podobny ból. Ale że najprostsze rozwiązania czasem nie znajdują zastosowania w rzeczywistości, to i tu nie wszystko musi być czarno-białe.
"A Confession" podkreśla to na każdym kroku, jak ognia unikając najbardziej oczywistych ścieżek i w każdym bohaterze odnajdując coś ponad gatunkową kliszę. Dzięki temu pozwala się do nich w naturalny sposób zbliżyć, dobrze zrozumieć kierujące nimi uczucia i autentycznie przeżywać ich emocje. Bardzo wiarygodne także za sprawą aktorów, bo ci spisują się bez wyjątku znakomicie. Czy to Martin Freeman, zachowujący spokój, nawet gdy widać, że w środku się w nim gotuje, czy Imelda Staunton i Siobhan Finneran, potrafiące wnieść coś niezwykłego do "zwykłych" ról. Wszyscy razem sprawiają, że można tę historię nie tylko poznać, zastanawiając się, jak w ogóle mogło do tego dojść, ale też naprawdę przeżyć, stawiając się w miejscu każdego bohatera.
To zaś w kryminałach coraz większa rzadkość, nawet jeśli są oparte na autentycznych zdarzeniach, co czyni ten serial jeszcze większym ewenementem. Twórcy mogli przecież po prostu przenieść na ekran historię Stephena Fulchera, czyniąc go nieugiętym detektywem walczącym z systemem. Wybrali przygnębiającą obserwację na temat rzeczywistości i naprawdę dobrze na tym wyszli.