Życzę Siddiqowi westernowego końca — Avi Nash z "The Walking Dead" opowiada o 10. sezonie i nie tylko
Mateusz Piesowicz
6 października 2019, 19:02
"The Walking Dead" (Fot. AMC)
"The Walking Dead" wraca lada moment z 10. sezonem, który postawi przed bohaterami nowe wzywania. Co czeka jego bohatera, opowiedział nam Avi Nash — serialowy Siddiq.
"The Walking Dead" wraca lada moment z 10. sezonem, który postawi przed bohaterami nowe wzywania. Co czeka jego bohatera, opowiedział nam Avi Nash — serialowy Siddiq.
Niemal dziewięć lat po premierze, "The Walking Dead" za chwilę zagości na ekranach z 10. sezonem (premiera 7 października w FOX-ie). Sporo się od tego czasu zmieniło, bohaterów, którzy przetrwali od początku, jest już ledwie garstka, ale ich miejsce ciągle zajmują nowi, sprawiając, że serial o życiu w świecie po apokalipsie wciąż ma się nieźle.
A ostatnimi czasy wręcz lepiej niż nieźle, bo po dużych zmianach, jakie zaszły w poprzednim sezonie, "The Walking Dead" w pewnym sensie otworzyło nowy etap swojej historii. Jednym z jego istotnych elementów jest Siddiq, czyli bohater stojący przed szeregiem wyzwań – począwszy od walki z Szeptaczami, a skończywszy na byciu ojcem. Jak się na to wszystko zapatruje wcielający się w niego Avi Nash?
Avi Nash z The Walking Dead o 10. sezonie
Na początek gratuluję coraz dłuższego stażu w "The Walking Dead" – to będzie już twój trzeci sezon. Muszę jednak zapytać, czy czujesz, że twoja posada jest bezpieczna, bo patrząc po ostatnich serialowych zgonach, niczego nie można wykluczyć.
Jeśli chodzi o mnie, to czuję się świetnie. Słuchaj, wysłali mnie do Lizbony [podczas naszej rozmowy Avi Nash przebywał na Comic-Conie w Portugalii – M.P.], a nigdy by tego nie zrobili, gdyby nie wierzyli w mój długi i pomyślny serialowy żywot! Ale na poważnie, to oczywiście w "The Walking Dead" nie da się niczego zagwarantować. Nikt z nas nie wie, kiedy nadejdzie jego czas, więc scenariusze zawsze czyta się z lekkim strachem i ekscytacją. Jestem jednak dobrej myśli.
To chyba odwrotnie niż twój bohater, bo Siddiq nie wyglądał ostatnio najlepiej. Czy zobaczenie na własne oczy, do czego zdolna jest Alpha, mocno na niego wpłynęło?
Tak, myślę, że to przeżycie zasadniczo go zmieniło. Po tym jak doświadczył tak niewiarygodnego okrucieństwa i jako jedyny przeżył, jest absolutnie zdruzgotany. Dręczy go poczucie winy, cierpi na zespół stresu pourazowego i ataki paniki, a do tego zaczyna kwestionować swój dotychczasowy kompas moralny. Siddiq z poprzednich sezonów był człowiekiem, który zawsze przekonywał Ricka, by wybierał litość ponad gniewem, ale po wszystkim, co przeszedł, po wygłoszeniu tej poruszającej mowy pod koniec 9. sezonu, nie jestem pewien, czy sam w to jeszcze wierzy. I czy bardziej nie chciałby po prostu ujrzeć głowy Alphy na palu.
Dobrze, że wspomniałeś tę przemowę Siddiqa. Czy to był twój najbardziej emocjonalny moment w serialu?
Do tamtego punktu w historii – zdecydowanie tak. Ta scena bez wątpienia stanowiła dla mnie największe wyzwanie zarówno pod względem aktorskim, jak i emocjonalnym. Sądzę jednak, że w tym sezonie udało mi się ją przebić i to niejeden raz. Miałem naprawdę duże szczęście do scenariusza, nie mogę narzekać na brak świetnych scen i mam nadzieję, że sami się o tym przekonacie.
Nie można zapominać o kolejnej zmianie w życiu twojego bohatera. W końcu zostanie ojcem!
Cóż, trzech mężczyzn, dziecko i Rosita – to brzmi jak naprawdę skomplikowana sytuacja, nawet bez apokalipsy zombie w tle. A w kontekście "The Walking Dead" ojcostwo oznacza dla Siddiqa ogromną presję i jeszcze większy strach, bo teraz nie obawia się już tylko o siebie, lecz o bezpieczeństwo swojego dziecka. Z drugiej strony sądzę, że odnajduje też dużo nadziei w tym, że udało mu się sprowadzić na ten świat nowe życie. Otoczy to dziecko prawdziwą miłością. Nie sam oczywiście, tylko razem z Rositą. I Gabrielem. I Eugene'em. To taka mieszanka emocjonalna.
Wygląda na to, że Siddiq to dziś już zupełnie inny człowiek, niż gdy go poznaliśmy. Myślisz, że można go już uznać za jednego z liderów społeczności?
Absolutnie tak. Minęło osiem lat, odkąd Carl po raz pierwszy przedstawił go szerszej publiczności, przeszedł w tym czasie różne rodzaje koszmaru, a jednak wciąż trwał w swoich przekonaniach. W tym sezonie będzie walczył o utrzymanie się przy zdrowych zmysłach, o pozostanie osobą, którą zawsze był i o ponowne odnalezienie swojego życiowego celu. Myślę, że przywództwo, nie tylko w Alexandrii, ale względem wszystkich społeczności, na pewno jest już częścią jego osobowości i spokojnie może zostać liderem.
To może się przydać, zwłaszcza że "The Walking Dead" traci coraz więcej mocnych charakterów. Co sądzisz o tym nowym kierunku, w jakim zmierza serial?
Wiesz, w poprzednim sezonie straciliśmy Ricka i Maggie, a ten mimo wszystko był bardzo dobrze oceniany przez krytyków. Myślę, że to najlepszy dowód na to, że jeśli mamy do opowiedzenia dobrą historię, to widzowie z nami zostaną. Jestem przekonany, że w 10. sezonie będzie podobnie, bo scenarzyści wykonali naprawdę dobrą robotę.
A widzisz siebie jako takiego długoterminowego członka obsady? Powiedzmy że na kolejne dziesięć sezonów, bo i takie pomysły się już pojawiały.
Dziesięć kolejnych sezonów? Mój Boże, po takim czasie chyba sami zostaniemy ekranowymi żywymi trupami! Ja widzę siebie w serialu tak długo, jak tylko będą mnie chcieli. Jestem bardzo wdzięczny za to, że jestem jego częścią i zadowolony z pracy, którą już wykonałem i która jeszcze przede mną. A ile to dokładnie potrwa? To już nie ode mnie zależy.
No to wyobraźmy sobie, że ten smutny moment jednak nadchodzi i Siddiq musi zginąć. Jakiej śmierci sobie życzysz?
Hmm, wychowałem się na westernach, więc może takiej w stylu samotnego jeźdźca odjeżdżającego ku zachodowi słońca? Najlepiej będącego już w podeszłym wieku, powoli osuwającego się z siodła na ziemię. Tak, to byłoby niezłe, oznaczyłoby, że udało mi się przetrwać.