"The Slap" (1×01): Burza emocji po australijsku
Marta Wawrzyn
12 kwietnia 2012, 19:53
W Polsce debiutuje dziś australijski serial "The Slap", który zeszłej jesieni był wielkim wydarzeniem w tym dalekim kraju. I trzeba przyznać, że jest to rzeczywiście interesująca produkcja, która śmiało może równać się z najlepszymi serialami brytyjskimi czy amerykańskimi.
W Polsce debiutuje dziś australijski serial "The Slap", który zeszłej jesieni był wielkim wydarzeniem w tym dalekim kraju. I trzeba przyznać, że jest to rzeczywiście interesująca produkcja, która śmiało może równać się z najlepszymi serialami brytyjskimi czy amerykańskimi.
Australijski serial "The Slap" opowiada historię z pozoru banalną. Na przyjęciu urodzinowym Hectora (Jonathan LaPaglia) kuzynowi jubilata (w tej roli Alex Dimitriades) puszczają nerwy i wymierza on nie tyle klapsa, którym promuje się ten serial w Polsce, co po prostu siarczysty policzek nieznośnemu dziecku znajomych. A potem zaczyna się szaleństwo.
Tego szaleństwa jeszcze zbyt wiele nie widziałam, bo czasu mi wystarczyło na razie na 1,5 odcinka "The Slap", muszę jednak przyznać, że to, co do tej pory zobaczyłam, sprawiło na mnie jak najbardziej pozytywne wrażenie.
"The Slap" zaczyna się niespiesznie. Głos z offu (kiedy ostatnio słyszeliście w serialu narratora, komentującego stany wewnętrzne bohaterów?) oznajmia, że dziś 40. urodziny Hectora, a on cały czas myślał tylko o Connie (Sophie Lowe). Dla niej postanowił się zmienić, zacząć o siebie dbać, ćwiczyć. Hector wstaje, faktycznie wykonuje kilka prostych ćwiczeń fizycznych, zagląda do pokoju dzieci, idzie do kuchni, całuje na powitanie kobietę. Ale ta kobieta to nie Connie, to tylko żona (Sophie Okonedo), od rana zajęta przygotowywaniem jego imprezy urodzinowej.
Pierwszy odcinek "The Slap" toczy się w jazzowym tempie, w rytm ukochanej muzyki Hectora. Początkowo powoli i cichutko, potem rozkręca się, przybierając najróżniejsze, czasem dość dziwne brzmienia. Dowiadujemy się, kim jest Connie, poznajemy kolejnych gości Hectora, w tym parę z 5-letnim synem o imieniu Hugo (Julian Mineo). Dzieciak jest niewiarygodnie nieznośny – gryzie, kopie, niszczy rzeczy nie należące do niego, a jedyne, co go uspokaja, to cycuś mamusi (w roli mamusi karmiącej 5-letnie dziecię cycusiem Melissa George).
Ktoś w końcu nie wytrzymuje i dochodzi do sytuacji, którą mamy w tytule serialu. Nie jest to żaden nieszkodliwy klaps, jak sugeruje nam w promocji Sundance Channel, jest to porządny policzek, wymierzony z całej siły. Policzek stanie się przyczynkiem do wielkiej wojny, w jaką zamieni się "The Slap". Będziemy ją oglądać z perspektywy ośmiu osób, o których opowiedzą kolejne odcinki.
Nie ma tu żadnej niesamowitej akcji, nie ma wielkich wzlotów ani upadków. Są zwykli ludzie i ich zwykłe, ludzkie emocje. Tajemnica, zdrada, zawiść, wtykanie nosa w nieswoje sprawy, banalna wściekłość. W bohaterach tego serialu aż się kotłuje. "The Slap" kompozycją przypomina sztukę teatralną, a jednak ogląda się go jak najlepszy thriller. Ci z Was, którzy widzieli "Rzeź" Polańskiego, wiedzą, o czym mówię. Oczywiście, "The Slap" to zupełnie odmienna, wielowątkowa, inaczej opowiedziana historia niż "Rzeź". Z pewnością jednak nie mniej zachwycająca. Odzywający się kilka razy na odcinek narrator sprawia, że widz czuje się jakby czytał rozdział dobrej książki.
Nie dziwię się, że Australijczycy zwariowali na punkcie tego serialu i nie tylko obsypali go nagrodami, ale też przenieśli na deski teatru (sam serial jest zresztą adaptacją książki Christosa Tsiolkasa, którą można też kupić w naszym kraju). To dobrze, że takie produkcje jak "The Slap" pojawiają się w Polsce. Australijski serial jest prawdziwą perełką w morzu sitcomów i procedurali, które zalewają nasz kraj (o dziełach naszej rodzimej sztuki serialowej nie chcę już nawet wspominać). Polecam.
"The Slap" debiutuje dzisiaj (12 kwietnia) o godz. 22:00 w Sundance Channel.
http://youtu.be/_WP8I0T9xnk