"Evil" sprawdza, czy demony naprawdę istnieją – recenzja serialowego horroru twórców "Żony idealnej"
Mateusz Piesowicz
28 września 2019, 18:02
"Evil" (Fot. CBS)
Robert i Michelle Kingowie porzucili na chwilę chicagowskich prawników, żeby zająć się czymś znacznie mniej prozaicznym. Efekt? Po premierowym odcinku całkiem niezły. Drobne spoilery.
Robert i Michelle Kingowie porzucili na chwilę chicagowskich prawników, żeby zająć się czymś znacznie mniej prozaicznym. Efekt? Po premierowym odcinku całkiem niezły. Drobne spoilery.
Nie jest to pierwszy raz, gdy duet twórców odpowiedzialnych za "Żonę idealną" i jej spin-off robi sobie przerwę od prawniczej tematyki. Co ciekawe, nie jest też pierwszy, gdy państwo Kingowie uciekają w mocno nietypowe rejony, bo może pamiętacie, że trzy lata temu zafundowali waszyngtońskim politykom inwazję kosmicznych robaczków. Tym razem jest wprawdzie mniej odlotowo, ale za to wiele wskazuje na to, że będzie znacznie lepiej.
Evil – serialowy horror od twórców Żony idealnej
Tak przynajmniej sądzę po pilotowym odcinku "Evil", czyli serialu, po którym nie bardzo było wiadomo, czego się spodziewać. Bo sami przyznacie, że połączenie Roberta i Michelle Kingów z horrorem nie budzi automatycznych skojarzeń, a raczej milion pytań. Choćby takie, czy ten serial to aby na pewno jest robiony na poważnie?
Mogę was już zapewnić, że jak najbardziej tak i absolutnie nikt tu nie zamierza stroić sobie żartów. Co oczywiście wcale nie oznacza, że mamy do czynienia z czystą fantazją. "Evil" to bowiem kolejna swoista reinkarnacja "Z Archiwum X", w której na pierwszy plan wybija się konflikt nauki i wiary. Z tym tylko zastrzeżeniem, że zamiast kosmitów zajmujemy się bardziej "przyziemnymi" sprawami, czyli demonicznymi opętaniami lub cudami. Ot wszystkim, co interesuje Kościół katolicki.
Z jego ramienia działa bowiem David Acosta (Mike Colter, "Luke Cage"), kandydat na księdza, a póki co śledczy zajmujący się weryfikowaniem prawdziwości różnego rodzaju zjawisk nadprzyrodzonych, w czym pomaga mu odpowiedzialny za techniczne aspekty, twardo stąpający po ziemi Ben Shakir (Aasif Mandvi, "Seria niefortunnych zdarzeń"). Podczas jednej ze spraw, dotyczącej możliwości opętania mordercy przez demona, ich ścieżki krzyżują się z główną bohaterką, doktor Kristen Bouchard (Katja Herbers, "Westworld"), psycholożką sądową, która akurat zerwała współpracę z prokuraturą. Nie mamy tu zatem typowego duetu sceptyczki i wierzącego, ale różne podejścia całej trójki okazują się do siebie nieźle pasować.
Evil — czy warto oglądać nowy serial CBS?
Widzom zapewniając z kolei szybko upływającą godzinę, podczas której nie brakuje oczywiście znanych skądinąd schematów, ale podanych w zajmujący i daleki od wtórnego sposób. Mamy więc w pierwszym odcinku swego rodzaju "demona tygodnia" w postaci odrażającego mordercy, mamy śledztwo z kilkoma zwrotami akcji i mamy jego rozwiązanie, ale pomiędzy nimi znajdzie się dość atrakcji, by ustawić "Evil" półkę wyżej od typowych procedurali.
A to bez wątpienia zasługa twórczego podejścia państwa Kingów, którzy jak zwykle w najmniejszym stopniu są zainteresowani ogrywaniem ciągle tych samych klisz. Opowiadając historię, w której na próbę wystawiają zdrowy rozsądek Kristen i podsuwają nam sugestie, że naprawdę dzieje się coś nienaturalnego, wplatają w nią a to trochę czystej makabry, a to bardzo specyficznego humoru (poczekajcie tylko, aż poznacie George'a), a to nawet nietypowego dramatu rodzinnego. Bo po co obdarzać bohaterkę standardową rodzinką, skoro można z niej zrobić byłą himalaistkę i samotną matkę tysiąca córek (no dobra, czterech, ale wyjątkowo głośnych i ruchliwych), której mąż nie ma czasu, by siedzieć w domu, bo akurat śmiga po Mount Evereście?
Nie brzmi to do końca poważnie, ale o dziwo zupełnie nie przeszkadza w odbiorze serialu, który świetnie balansuje na cienkiej granicy pomiędzy absurdem a stuprocentową powagą. Z jednej strony mamy więc niezbyt odkrywcze starcie nauki i wiary, tutaj w odsłonie szaleństwo kontra opętanie, a z drugiej fabułę potrafiącą tchnąć sporo życia w na pierwszy rzut oka kompletnie odlotowe motywy. Efektem jest produkcja paradoksalnie lekka i przyjemna w odbiorze, pomimo poruszanych przez nią tematów i momentami naprawdę skutecznego (oraz całkiem obrazowego) straszenia.
Evil to groteska, ale z potencjałem na więcej
Fundamenty, na jakich opiera się "Evil", wyglądają zatem na tyle solidnie i zachęcająco, że tylko czekać, co dokładnie twórcy zamierzają na nich wybudować. A znając państwa Kingów, spodziewam się podążania wzorem ich prawniczych seriali – czyli co tydzień nowa sprawa, ale też nigdy ta sprawa nie będzie przysłaniać rozwoju postaci i większej fabuły. Zarysy tej zresztą już mamy, bo w premierowym odcinku poznaliśmy kogoś na kształt serialowego czarnego charakteru w osobie Lelanda Townsenda (Michael Emerson w znanym i lubianym niejednoznacznie złowrogim wydaniu), psychologa i psychopaty w jednym. Można więc zakładać, że nasi bohaterowie spotkają go jeszcze nieraz.
Dodajmy do tego prywatne problemy Kristen i błyskawicznie wytworzone napięcie pomiędzy nią a Davidem, a otrzymamy zestaw, do którego i tak chętnie byśmy wrócili, z demonami czy bez. Jasne, "Evil" na razie jest mocno wygładzone i ciągle jeszcze pozbawione jakiegoś wyrazistego rysu, ale to kwestia, o którą w ogóle bym się nie martwił, "Żona idealna" i "Sprawa idealna" też potrzebowały chwili, by mocniej stanąć na nogach i nabrać własnego charakteru. Bardziej obawiałbym się o to, ile pociągnie serialowy motyw, bo tropienie opętanych nie wygląda na coś z potencjałem na kilka sezonów.
Przynajmniej w standardowym wykonaniu, którego mam jednak nadzieję, uświadczymy tu jak najmniej. Bo już teraz, żonglując wprawdzie efekciarskimi sztuczkami (odmawianie "Ojcze nasz" wywołujące wiadomą reakcję, przechodzenie na łacinę w odpowiednich momentach), "Evil" pokazuje, że może mieć do powiedzenia coś więcej. Choćby w temacie przenikających się kwestii religii i moralności które, o ile w ciekawy sposób ujęte, mogą napędzać serial przez długi czas.
A jest przecież jeszcze tytułowe zło, jego pochodzenie, fascynacja nim czy też już zasygnalizowane zmiany, jakie przechodzi w nowoczesnym świecie. Cóż, prawniczym serialom bez wątpienia łatwiej sięgać do problemów współczesności, ale kto powiedział, że nadprzyrodzone dramaty mają być w tym względzie gorsze? Zobaczymy, co się z tego urodzi w dłuższej perspektywie, jednak póki co próżno szukać wśród jesiennych nowości sieciowych telewizji ciekawszej propozycji.