"Ciemny kryształ: Czas buntu" to fantasy na nasze czasy – recenzja serialu Netfliksa
Kamila Czaja
1 września 2019, 18:08
"Ciemny kryształ: Czas buntu" (Fot. Netflix)
"Ciemny kryształ: Czas buntu" to doskonały wizualnie, wciągający fabularnie prequel i mądra opowieść nie tylko dla fanów filmu z 1982 roku, miłośników lalek czy fantastyki.
"Ciemny kryształ: Czas buntu" to doskonały wizualnie, wciągający fabularnie prequel i mądra opowieść nie tylko dla fanów filmu z 1982 roku, miłośników lalek czy fantastyki.
Miniony piątek przyniósł nam skumulowaną dawkę seriali fantasy pełnych rozmachu, znanych twarzy (bądź przynajmniej głosów) oraz treści, które nietrudno dopasować do wyzwań dzisiejszego świata. Marta pisała o "Carnival Row" od Amazona, ja natomiast spędziłam długie, ale zdecydowanie niezmarnowane godziny z netfliksowymi… lalkami.
"Ciemny kryształ: Czas buntu" to wyreżyserowany przez Louisa Leterriera prequel, również udostępnionego na Netfliksie, filmu Jima Hensona i Franka Oza "Ciemny kryształ" z 1982 roku. Rodzi to co najmniej dwie kwestie: czy trzeba być fanem tamtej produkcji, by sięgnąć po nową odsłonę, a jeśli nie zna się filmu, to od czego zacząć.
Czas buntu to świetny prequel Ciemnego kryształu
Na pierwsze pytanie odpowiem bez trudu: nie, nie trzeba należeć do oddanych miłośników przygód Gelflinga Jena, by wciągnąć się w serial. Sama nie pamiętałam "Ciemnego kryształu" z dzieciństwa, więc bez sentymentu puściłam sobie tę opowieść parę dni temu. I… całkiem w porządku, ale to tyle. Film, na tamte czasy imponujący technicznie, w paru miejscach mnie zachwycił wyobraźnią, ale w całkiem wielu momentach zirytował niezrealizowanym potencjałem. Taki wspaniały świat, a taka prosta fabułka. "Czas buntu" ma natomiast wszelkie zalety poprzednika, nie mając jego wad.
Trudniej z drugim pytaniem. Jeżeli ktoś chce oglądać głównie z nastawieniem na fabułę i woli nie wiedzieć, co zdarzy się później, w czasach znanych z filmu, śmiało może zacząć od serialu. Jeżeli ktoś film już zna, to i tak nie ma wyboru, ale warto też wziąć pod uwagę świadome rozpoczęcie od niego. Po pierwsze, skok wizualny jest ogromny na korzyść serialu, więc w drugą stronę może zaboleć. Po drugie, oglądanie "Czasu buntu" ze świadomością późniejszych wydarzeń może i osłabia kilka zaskoczeń, które przeżyłby widz filmu nieznający, ale nadaje seansowi serialu pewnej głębi.
Trzecia ważna sprawa wstępna: nie wiem, kto dał tej produkcji ograniczenie wiekowe powyżej lat siedmiu, ale nie puściłabym "Czasu buntu" nikomu poniżej lat, powiedzmy, dziesięciu. Już przy filmie zastanawiałam się, jak straumatyzowane mogą być maluchy karmione niektórymi scenami. A serial jest znacznie bardziej brutalny, aż do poziomu skojarzeń z "Obcym". Przy całej baśniowości i słuszności przesłania okazuje się też naprawdę złożony pod względem budowy świata przedstawionego oraz fabuły.
Ciemny kryształ: Czas buntu – magia wizualna i fabularna
Przepięknie! Tyle można by powiedzieć, gdyby trzeba było ograniczyć się do jednego słowa. Mimo wspomagania CGI większość serialu zrealizowano metodami znanymi z dorobku Hensona. Lalki, techniczne triki, powalająca dbałość o każdy detal… Netflix udostępnił film "Zew kryształu, czyli jak powstał 'Ciemny kryształ: Czas buntu'", ale i bez znajomości szczegółów widz nieraz podczas seansu odkryje, że niektóre kadry po prostu zapierają dech. Wiele, wiele kadrów.
A teraz o samej fabule. Krótko, bo w ogólnym zarysie jest prosta, a gdyby chcieć wejść w szczegóły, można by relacjonować ją do jutra. Podstawową mitologię i historię tego świata na początku zresztą streszczono głosem Sigourney Weaver (choć to nie jej obecność kojarzyła mi się z "Obcym"). Planetą Thra rządzą Skeksi. Siedem klanów Gelflingów plus parę innych uroczych ras to ich lennicy. Teraz troje Gelflingów z różnych klanów, w wyniku odmiennych motywacji i życiowych przejść, podjąć się musi uświadomienia swoim braciom i sistrom, że Lordowie Kryształu nie są łaskawymi władcami, jakich udają.
Dzielna trójka to: Rein (głos: Taron Egerton, lalkarz: Neil Sterenberg), żołnierz już w pilotowym odcinku ciężko doświadczony przez los, mający trudną relację z ojcem będącym równocześnie jego dowódcą, Brea (Anya Taylor-Joy/Alice Dinnean), przesiadująca w bibliotece księżniczka, jedna z córek naczelnej władczyni Gelflingów, podważająca społeczne reguły, i Deet (Nathalie Emmanuel/Beccy Henderson), kochająca wszelkie stworzenia przedstawicielka Gelflingów żyjących pod ziemią. Rein, Brea i Deet wyruszają z różnych miejsc i środowisk, ale mają wspólny cel – uratowanie Thry przed Skeksami.
Brzmi dość znajomo, bo to schemat trochę jak z Tolkiena, trochę jak z "Gwiezdnych wojen", a intrygi Skeksów kojarzyć mogą się nawet z "Grą o tron". Jednak klasyczne motywy, spory fantastyczny kanon przetworzono tu bardzo mądrze. "Ciemny kryształ: Czas buntu", nawet jeśli przywodzi na myśl podobne historie, przekonuje i w planie makro, i w planie mikro.
Świetne makro i mikro w serialu Netfliksa
Ten pierwszy to zagrożenie dla świata i wielka polityka, w której do głosu dochodzą międzyrasowe i międzyklanowe animozje. Podobnie jak film z 1982 roku, ale w znacznie bardziej zniuansowany sposób, serial jest wizją tyranii i metod, jakie dyktatorzy stosują, by przy władzy pozostać. Warto dodać, że w przypadku Skeksów motywacja zła jest dodatkowo skomplikowana, wzmocniona ich obsesyjnym lękiem przed starością i śmiercią. Twórcy "Czasu buntu" trafnie pokazują manipulacje dworskie, uprzedzenia wobec inności, konsekwencje podziałów. Łatwo odnieść te motywy do współczesnych problemów, zarówno nietolerancji, jak i wyrazistego wątku ekologicznego, ale nie jest to zrobione nachalnie, zostało dobrze zuniwersalizowane.
Skala mikro obejmuje konstrukcję postaci i ich dylematy. Konflikty rodzinne, wyzwania dorosłości, żałoba, której nie ma czasu przepracować, ucieczka przed prawdą, pokonywanie lęków i dojrzewanie do buntu – poszczególni bohaterowie, nie tylko ci z pierwszego planu, zostali świetnie psychologicznie napisani. Nie da się wymienić wszystkich, ale wystarczy spojrzeć na matkę całej planety, Aughrę (Donna Kimball/Kevin Clash). Mogłaby być zaledwie komicznym przerywnikiem albo napędem akcji. Faktycznie, bywa przezabawna, często też steruje poczynaniami reszty. Ale i ona na swoim koncie wielki grzech zaniechania, co dodaje jej kolejną warstwę. "Czas buntu" zaludniony jest przez wielowymiarowe postaci wchodzące ze sobą w złożone relacje.
To serial, o którym warto dyskutować. Nie tylko z, odpowiednio dojrzałymi, dziećmi. Są tu pytanie o przeznaczenie i poświęcenie (dla odmiany powiało Sapkowskim), jest studium deprawującej władzy, są archetypowe konflikty. Ale to wszystko bez naiwnych, częstych w opowieściach "dla każdego" podziałów na nieskalane dobro i niezmierzone zło. Wiemy, komu kibicować, ale znamy motywacje, dylematy, lęki obu stron. Lubimy pozytywnych bohaterów i widzimy, że rzeczywistość, w której żyją, wymaga heroizmu, ale dostajemy okazję wysłuchania tych, którzy – czasem w dobrej wierze – idą z tyranami na kompromis.
Ciemny kryształ: Czas buntu, czyli powaga i humor
Mogłabym tak długo, bo jak na pozornie prostą baśń o Gelflingach próbujących ratować świat i o Skeksach ten świat niszczących "Ciemny kryształ: Czas buntu" oferuje naprawdę skomplikowaną wizję polityki, społeczeństwa, więzi międzyludzkich i reakcji na moralne wyzwania. A przy tym mnóstwo się dzieje, nie wiadomo, co czeka za rogiem. Są bijatyki, a też długie dyskusje o filozofii władzy, o roli szacunku i troski, o sile zjednoczenia. A przy tym pojawia się zaskakująco dużo humoru, im dalej, tym więcej: dowcipne dialogi, dystans bohaterów do sytuacji, a nawet groteska w przedstawieniu zdegenerowanego dworu Skeksów.
Dużo jak na jeden serial z lalkami? Tak, ale poza pojedynczymi momentami, kiedy widz może porzuć się nieco przytłoczony albo uznać, że skądś już zna tę historię, jest tu dużo świeżości, nie tylko wizualnej. A w celu uniknięcia znużenia zalecam oglądanie na raty. Sama z obowiązku zafundowałam sobie maraton, ale warto raczej rozkoszować się perfekcją techniczną i fabularnymi pomysłami w mniejszych dawkach.
"Czy Gelfling jest niewolnikiem, jeśli nie wie, że jest niewolnikiem?" – zakpi jeden z tyranów. "Tak nie można!" – zakrzyknie w innym miejscu Brea, na co usłyszy od sióstr: "Takie jest prawo" i "Tak musi być". "Czas buntu" to z jednej strony fenomenalne wizualnie, nowoczesne fantasy na nasze czasy pełne wyzwań makro i mikro, wzywające do odwagi w podważaniu status quo. Ale przecież i uniwersalna, pięknie czerpiąca z kanonu opowieść na każde czasy.