"Mentalista" (4×19): Wyskakując z pudełka
Andrzej Mandel
30 marca 2012, 22:03
"Pink Champagne on Ice" zdecydowanie nie zachwycił. Ale miał kilka przyjemnych momentów.
"Pink Champagne on Ice" zdecydowanie nie zachwycił. Ale miał kilka przyjemnych momentów.
Od marcowego powrotu "Mentalisty" jakoś żaden odcinek nie przykuł mojej specjalnej uwagi. Wszystkie były na przyzwoitym poziomie, do jakiego przyzwyczaił nas już ten serial, a jedyne, co wydawało mi się warte uwagi, to rozwój romansu Cho i Summer. Z "Pink Champagne on Ice" jest podobnie, tyle że zdecydowanie nudna była zagadka kryminalna.
Początek był nawet obiecujący – trup znaleziony na środku drogi i żadnych wskazówek oprócz tej, że nie podróżował swoim autem sam. Potem zrobiło się nawet bardziej obiecująco, bo pojawił się dawny znajomy Patricka, iluzjonista z najwyraźniej złamaną karierą. I od tego momentu zrobiło się nudno.
Nie wiadomo bowiem, całkowicie nie wiadomo, jak Patrick domyślił się, że to jego dawny kolega może mieć związek ze sprawą. W większości odcinków jednak wchodził w interakcję z osobami, które później podejrzewał zanim pojawiły się podejrzenia. A tym razem to było wręcz deus ex machina.
Negatywnych odczuć nie zmienił nawet fakt, że wątek ten jest całkiem zgrabnie poprowadzony i przyjemnie było patrzeć, jak Patrick bawi się w Danny'ego Oceana. Po prostu wszystko to było, dla mnie, wzięte z powietrza. W związku z czym, pierwszy raz odkąd oglądam "Mentalistę", denerwował mnie uśmiech Patricka. Szczególnie w momencie, w który wtajemniczał Lisbon i resztę współpracowników w swój plan.
Jest jasny punkt w tym wszystkim, a mianowicie Cho (Tim Kang) wreszcie przejawiający ludzkie uczucia (zauważyliście, że w jednym z ostatnich odcinków się uśmiechnął?!). Ale to niewiele zmienia, co najwyżej przydaje kolorytu. Choć nie powiem, że był to jedyny miły moment.
Czas chyba najwyższy na to, by zacząć zbliżać się do Red Johna, a nie oddalać. Lepiej bowiem skończyć serial, zanim zacznie męczyć w każdym odcinku.