"Na cały głos", czyli medialna propaganda od kuchni — recenzja serialu z Russellem Crowe'em
Marta Wawrzyn
30 czerwca 2019, 20:01
"Na cały głos" (Fot. Showtime)
Russell Crowe zmieniony nie do poznania, wątki #MeToo i szokujące kulisy medialno-politycznej machiny propagandowej Fox News. Oto w skrócie "Na cały głos" — nowy serial Showtime.
Russell Crowe zmieniony nie do poznania, wątki #MeToo i szokujące kulisy medialno-politycznej machiny propagandowej Fox News. Oto w skrócie "Na cały głos" — nowy serial Showtime.
Krzykliwe nagłówki, pomijanie niektórych faktów, formułowanie newsów tak, żeby spełniały założoną rolę, czy wreszcie insynuacje podawane w formie "niewinnych" pytań to zmora współczesnych mediów. Nie tylko tabloidów czy instytucji mniej lub bardziej oficjalnie służących rządowi. To w zasadzie norma wszędzie, z internetem na czele. Podobnie jak normą są telewizje newsowe przez całą dobę zajmujące się nie tyle informowaniem, co kreowaniem pewnej wizji świata.
A jednym z ludzi, którym ten styl dostarczania wiadomości zawdzięczamy, jest Roger Ailes, założyciel konserwatywnej stacji Fox News, która uczyniła swoją misją wspieranie "zwykłych Amerykanów" i tradycyjnych wartości, na czele z patriotyzmem, religią i rodziną. Miniserial "Na cały głos", który stworzył m.in. Tom McCarthy ("Spotlight"), opowiada jego historię od 1995 roku, kiedy to został zwolniony z NBC i zaczął pracę nad nowym projektem, aż do śmierci w 2017 roku.
Na cały głos, czyli manipulacje Fox News od kuchni
Produkcja, będąca adaptacją książki "The Loudest Voice in the Room" Gabriela Shermana, w siedmiu odcinkach (widziałam do tej pory trzy) opowiada o kamieniach milowych z historii Fox News i zarazem z życia jednego z najbardziej kontrowersyjnych medialnych bossów w Stanach Zjednoczonych. Nie spodziewajcie się tu eksperymentów, nietypowych chwytów formalnych czy choćby grama subtelności — to prosta w formie, oparta na oczywistych środkach opowieść o sztuce medialnej manipulacji, która prowadzi widza jak po sznurku, głośno i wyraźnie sugerując, co powinien o tym wszystkim myśleć.
Pierwszy odcinek skupia się na zakładaniu Fox News, czyli tworzeniu czegoś z niczego, drugi pokazuje, jak stacja zareagowała na atak z 11 września i wojnę w Iraku, a trzeci to kampania prezydencka z 2008 roku i próby dyskredytowania na wszelkie sposoby Baracka HUSSEINA Obamy. W kolejnych odcinkach, których jeszcze nie miałam okazji zobaczyć, odstępy czasowe staną się mniejsze, a miejsce wzlotów zaczną częściej zajmować upadki. Na czele z tym najważniejszym, czyli oskarżeniami wobec Ailesa o molestowanie seksualne.
Ten wątek przewija się od początku w formie obleśnych spojrzeń, wulgarnych żartów i seksistowskich komentarzy, które odrażający medialny magnat rzuca w kierunku właściwie każdej kobiety. "Na cały głos" pokazuje, przez co przechodziły prezenterki i inne pracownice Fox News, stające przed dylematem typu: zrobić loda szefowi i dostać pracę czy odpuścić sobie karierę w telewizji? To nie jest wymysł scenarzystów, to rzeczywistość, która zaczęła wychodzić na światło dzienne jeszcze przed epoką #MeToo.
Znakomity Russell Crowe w serialu Na cały głos
Ale ciemna strona Ailesa w serialu Showtime nie sprowadza się do pokazywania, co robił z kobietami w pokojach hotelowych. Russell Crowe, zmieniony fizycznie do tego stopnia, że rozpoznacie do najprędzej po głosie, gra wizjonera, szaleńca, cynika, paranoika, tyrana i despotę; człowieka genialnego i groteskowego naraz. Każdy odcinek to seria wybuchów wściekłości, zmieniają się tylko ci, którym się obrywa — a obrywa się wszystkim o każdej porze dnia i nocy, od pracowników niższego szczebla, przez ludzi, którzy mieli być niezbędni do stworzenia nowej stacji, aż po Ruperta Murdocha (Simon McBurney). Mobbing, szpiegowanie pracowników i zachowania godne szefa mafii są na porządku dziennym.
Serialowy Ailes wrzeszczy, miota się, wygłasza płomienne mowy i dosłownie pluje, nie tylko jadem. A Crowe gra to wszystko jak z nut, zapewniając sobie nominację do Emmy już po pierwszym odcinku. To jedna z tych ról, które są stworzone po to, żeby je nagradzali, tak jak ta Patricii Arquette z "Ucieczki z Dannemory" czy Amy Adams z "Ostrych przedmiotów". Rola głośna, nie dająca się przegapić, robiąca wrażenie już samą transformacją fizyczną.
"Na cały głos" oferuje wiele odpowiedzi na pytania, które moglibyście mieć na temat powstania takiej machiny propagandowej jak Fox News. Czyni to dość pospiesznie i bez zagłębiania się w szczegóły, bo materiału do ogarnięcia jest naprawdę dużo, a i musi wystarczyć czasu na retoryczne popisy Crowe'a. To, czego nie oferuje, to porządna psychologia postaci. Nie dowiecie się, co ukształtowało Ailesa (poza tym, że ojciec go nauczył nikomu nie ufać) ani jakie dokładnie motywacje stały za jego działaniami. Dowiecie się za to, że lubił dobrze zjeść, był absurdalnie podejrzliwy i zawsze zdobywał to, czego chciał — tym czy innym sposobem.
Po trzech odcinkach wiem o nim wszystko i zarazem nic — to bardziej jednowymiarowy łotr, który pędzi do przodu, taranując wszystko po drodze, niż pełnoprawny bohater serialowy. I nie sądzę, żeby pozostałe cztery odcinki wiele w tym względzie zmieniły. To nie jest serial, którego interesuje zagłębianie się w Ailesa jako człowieka. To opowieść o medialnym magnacie, który zbudował imperium i dał sobie przyzwolenie na absolutnie wszystko. O ekstremiście, paranoiku i przestępcy seksualnym, mieszkającym w pałacu i dowodzącym swego rodzaju armią.
Na cały głos — okropny Roger Ailes w centrum uwagi
"Telewizja ma dawać ludziom to, czego chcą, nawet jeśli nie wiedzą, że tego chcą" — to wyznanie cynizmu pada na początku pilota, wyznaczając kierunek działań Ailesa. Jest też: "Ludzie nie chcą być poinformowani. Ludzie chcą czuć się poinformowani". Albo: "Nie obchodzi mnie, co wypada, a co nie. Chcę zbudować stację, którą ludzie będą oglądać". Serial jest pełen podobnych one-linerów, a Crowe wygłasza je z potężną energią, pracując na swoją Emmy i upewniając widzów w przekonaniu, że Fox News to szkodliwe połączenie medialnej machiny wojennej z fabryką trolli.
"Na cały głos" to od początku do końca Russell Crowe Show. W mniejszych rolach pojawiają się m.in. Naomi Watts jako prezenterka Gretchen Carlson, Seth MacFarlane jako PR-owiec/fixer Brian Lewis, Sienna Miller jako Beth Ailes, żona Rogera, Annabelle Wallis jako Laurie Luhn, Josh Charles jako Casey Close czy też Aleksa Palladino jako wierna asystentka Judy. Przez ekran przewijają się także różne osobistości związane z Fox News, na przykład widzimy, jak rodzi się gwiazda Seana Hannity'ego (Patch Darragh). Choć charakteryzacje robią wrażenie, trudno — poza tą jedną, jedyną — znaleźć kreację, która wybijałaby się ponad średnią.
I właściwie to samo można powiedzieć o całym serialu. "Na cały głos" to produkcja, która jest tylko i aż solidna, przynajmniej dopóki oceniamy wartość artystyczną. Treść wzbudzi kontrowersje — pewnie nie takie jak film Patryka Vegi o polskiej polityce, ale jednak — bo sposób, w jaki sportretowano Rogera Ailesa, trudno uznać za najbardziej obiektywny na świecie. Tudzież elegancki. To opowieść o narodzinach machiny propagandowej, której istnienia amerykańscy liberałowie nie mogą ścierpieć, i zarazem daleki od chlubnego portret jej założyciela.
Nie da się tego oglądać w oderwaniu od współczesnej polityki, podobnie jak w oderwaniu od współczesnej polityki nie zostało to stworzone (pod koniec trzeciego odcinka pada słynne "We can make America great again" i to nie jest przypadek). "Na cały głos" to obraz konserwatywnej Ameryki namalowany przez liberałów. Produkcja tendencyjna, łopatologiczna i pod wieloma względami po prostu średnia, ale trudna do pominięcia ze względu na robiącą wrażenie rolę Russella Crowe'a.