Bitwa o Winterfell miała wyglądać zupełnie inaczej. Mogliśmy zobaczyć starcie smoka z całą armią wilkorów
Magdalena Miler
21 czerwca 2019, 18:03
"Gra o tron" (Fot. HBO)
Nie tylko widzowie mają problem z finałowym sezonem "Gry o tron". Miguel Sapochnik przyznaje, że początkowa wizja bitwy o Winterell zawierała m.in. starcie armii wilkorów ze smokiem.
Nie tylko widzowie mają problem z finałowym sezonem "Gry o tron". Miguel Sapochnik przyznaje, że początkowa wizja bitwy o Winterell zawierała m.in. starcie armii wilkorów ze smokiem.
Miguel Sapochnik, reżyser odpowiedzialny w "Grze o tron" za najbardziej widowiskowe sekwencje walk, w rozmowie z IndieWire opowiedział, jak mogłaby wyglądać bitwa o Winterfell, gdyby D.B. Weiss i David Benioff nie wprowadzili zmian w pierwotnym scenariuszu, a także pozwolili mu na nieco większą samodzielność.
Gra o tron — jak mogła wyglądać bitwa o Winterfell?
Reżyser miał swoją wizję wielkiego starcia żywych z martwymi. Chciał, żeby bitwa była bardziej widowiskowa i żeby już na początku padł w boju ktoś z ważnych bohaterów. Wszystko po to, by widzowie od pierwszej chwili mieli świadomość, że to bezlitosne starcie i zginąć może w nim każdy. Na pierwszy ogień miał iść Jorah.
— Chciałem zabić wszystkich. Chciałem zabić Joraha zaraz podczas szarży na koniach na początku odcinka. Chciałem zabić absolutnie wszystkich. Chciałem być na tyle bezwzględny, żebyście po pierwszych 10 minutach odcinka stwierdzili, że każdy może zginąć. Ale David i Dan tego nie chcieli — mówi reżyser.
Pierwsza wersja scenariusza zakładała także stworzenie armii wilkorów, w której do Ducha być może dołączyłaby zaginiona Nymeria. Zwierzęta miałyby zaatakować Viseriona, smoka Nocnego Króla. Ostatecznie zostało to wycięte na etapie przerabiania scenariusza i dokonywania wyborów, co jest ważniejsze, a bez czego można się obyć.
— To miała być znacznie większa sekwencja, niż nakręciliśmy. Tam miało dziać się wiele rzeczy, które spodobałyby się ludziom. Ataki wilkorów i inne szaleństwa. Ale w pewnym momencie dociera do ciebie, że atak 50 wilkorów na smoka z armii umarłych nie zrobi dobrego filmu — dodaje Sapochnik.
Nie chodzi jedynie o to, czy wilkory podniosłyby jakość bitwy o Winterfell. Specjaliści od efektów graficznych mieli o wiele więcej pracy przy ich tworzeniu, niż przy robieniu smoków. Do tego dochodzi jeszcze fakt, że wilki, które potrzebne były do stworzenia bestii, nie należały do najłatwiejszych we współpracy.
Gra o tron — co wycięto z bitwy o Winterfell?
I na tym nie koniec zmian, bo zrezygnowano także z sekwencji walki z Nocnym Królem. Początkowo w scenariuszu były sceny, w których przywódca armii umarłych używał swojej lodowej włóczni.
— Była rozszerzona sekwencja bitewna, gdzie był walczący Nocny Król. Bardzo długa. Było mnóstwo rzeczy, które miały się wydarzyć. Ale kiedy dotarliśmy tam, nie mówię o kręceniu, tylko o przygotowaniach, trzeba było zacząć ustalać priorytety, co jest ważne — wyjaśnia reżyser.
Jak dodaje usprawiedliwiająco, pod koniec 80-minutowej bitwy nie ma znaczenia, czy Nocny Król wykonał kilka zarąbistych ruchów włócznią. Znaczenie ma to, że dostał swój moment z Theonem i Branem, bo ta scena niosła ze sobą emocje, a ciągłe sceny walki mają prawo widzów nudzić.
Miguel Sapochnik tłumaczy także, że ostateczne decyzje należały zawsze do Benioffa i Weissa, bo to był ich serial. Reżyserzy zmieniali się i mieli jedynie przekładać wizję showrunnerów na obrazy — dokładnie tak jak w każdym innym serialu.