Romans, jakich niewiele. "Gentleman Jack" – recenzja finału 1. sezonu
Kamila Czaja
13 czerwca 2019, 18:04
"Gentleman Jack" (Fot. BBC)
1. sezon opowieści o Anne Lister zakończył się udanym finałem przypominającym, że "Gentleman Jack" najlepiej sprawdza się wtedy, gdy skupia się na konwencji romansowej.
1. sezon opowieści o Anne Lister zakończył się udanym finałem przypominającym, że "Gentleman Jack" najlepiej sprawdza się wtedy, gdy skupia się na konwencji romansowej.
"Gentleman Jack" nie okazał się serialem aż tak rewelacyjnym, jak spodziewałam się na początku. Opowieść stworzoną przez Sally Wainwright docenialiśmy w hitach tylko przez pierwsze dwa tygodnie, w pilocie widząc potencjał, a drugi odcinek oceniając nawet wyżej. Potem serial nie do końca ten potencjał realizował, co jednak nie przeszkadzało w oglądaniu losów Anne Lister (Suranne Jones) z dużą przyjemnością, to bowiem naprawdę niezła i ładnie nakręcona rozrywka.
Podstawowe zastrzeżenia dotyczą niezdecydowania twórczyni "Gentleman Jack", o czym właściwie chce opowiadać. Gdyby serial był konsekwentnie historią romansu Anne z Ann Walker (Sophie Rundle), to pewnie zachwycalibyśmy się cały czas. Wainwright nadmiernie kusiło jednak poszerzenie tematów z biografii Lister o kwestie biznesowe i losy ludzi z otoczenia głównej bohaterki.
Gentleman Jack – dominacja Anne Lister
Kopalniane wątki służyły zapewne pokazaniu zmagań Anne z męskim światem, ale chociaż pojawiło się tu sporo dobrze zagranych postaci, to naprawdę trudno ekscytować się kolejnymi powtórzeniami negocjacji dotyczących szybów. A już zupełnie niepotrzebny, potraktowany schematycznie, rozcieńczający ciekawą główną opowieść był wątek Thomasa (Tom Lewis). Jeśli już koniecznie chciano pokazać w serialu zmagania ludzi biednych, to nieco absurdalny wątek kryminalny ze świniami oraz ekspresowe małżeństwo z córką przemiłego pana Washingtona nie wydaje się najlepszą metodą.
"Gentleman Jack" sprawdzał się natomiast świetnie wtedy, gdy na ekranie była Anne Lister – najlepiej z Ann Walker, ewentualnie chociaż z jakąś swoją dawniejszą partnerką. Suranne Jones wczuła się w tę postać fantastycznie, zawłaszczając przestrzeń w każdej scenie, w której dostała coś ciekawego do zagrania. Nietrudno przy takim wydaniu Anne zrozumieć, czemu ta niekonwencjonalna kobieta tak fascynowała otoczenie.
Wainwright, inspirując się pamiętnikami Lister, napisała postać wielowymiarową. Twardą, ale nie do końca. W pewnych kwestiach postępową, w innych zaskakująco konserwatywną. Pragmatyczkę, która łatwo się zakochuje. Oddaną bratanicę przeuroczej ciotki, ale często chłodną siostrę i niepokorną córkę. Oglądanie, jak taka bohaterka zmaga się z trudnościami na drodze do szczęścia u boku delikatnej Ann to prawdziwa telewizyjna frajda.
Gentleman Jack, czyli konwencja przełamana
Dlatego przy całym wypominaniu wielkich nadziei, których "Gentleman Jack" nie spełnił, finał 1. sezonu należy pochwalić. Owszem, tu też mieliśmy sporo zbędnych scen, nie wykorzystano zupełnie możliwości, jakie dawał wątek kopenhaski (za mało Sofie Gråbøl!), tracono czas na nudne wątki poboczne. Ale jednak dostaliśmy udany ostatni akt miłosnych konkurów. Konwencjonalny, żywcem wzięty z powieści Jane Austen i ich ekranizacji – a przecież tak inny, skoro chodziło o dwie kobiety.
Siła serialu Wainwright tkwi bowiem przede wszystkim w tym, że mnożąc przeszkody na drodze do związku bohaterek twórcy łączą oklepane motywy (ukrycie listu, nieuczciwy szwagier próbujący wydać Ann za zadłużonego krewnego, oddalenie geograficzne, plotki w towarzystwie) z przejmującą, niedotyczącą postaci z kart Austen groźbą, że ktoś dowie się o zakazanym romansie – zakazanym zupełnie inaczej niż wtedy, gdy chodzi o zwykły mezalians.
Oglądamy więc piękne kadry z cierpiącą młodą dziewczyną oraz przygody przebojowej drugiej strony, która próbuje przyjemnościami zagłuszyć złamane serce. Tyle że tą drugą stroną też jest kobieta, przez co serial równocześnie korzysta z gatunkowych konwencji i absolutnie wywraca je do góry nogami. To napięcie warto docenić. Podobnie jak umiejętność zaangażowania widza w poruszający romans. Jasne, można ponarzekać, że w sezonie nie najlepiej rozłożono akcenty, bo po rozdzieleniu bohaterek serial dużo stracił. Ale finał jakoś te braki unieważnia, widz cieszy się po prostu, że Anne i Ann wreszcie są razem.
Dodatkowy argument na korzyść nierozdzielania tych postaci jest taki, że Ann Walker staje się interesująca dopiero wtedy, kiedy ma obok Anne Lister lub kiedy wreszcie decyduje się zawalczyć, by tak właśnie było. W finale świetnie wypadły sceny, gdy początkowo naiwna, bezwolna dziewczyna wzięła odpowiedzialność za własne życie i tym razem to ona była przekonana o słuszności zaryzykowania wszystkiego.
Gentleman Jack – romans niejednego sezonu
Jako klasyczny nieklasyczny romans jest "Gentleman Jack" czymś fantastycznym. Przekomarzania Anne i Ann pod koniec, niczym z typowej romantycznej komedii, dają widzom jakąś bardzo potrzebną wiarę. Ten romans pokazuje, że w świecie pełnym ludzi próbujących narzucić innym swoją wolę znalazło się miejsce na miłość, która nie oznacza poddaństwa jednej strony, lecz staje się drogą do wolności, poczucia własnej siły i sprawienia, że obie osoby stają się lepsze, gdy są razem.
Oczywiście pojawiają się w serialu banalne melodramatyczne chwyty, ale są i sceny naprawdę poruszające, takie, jakich nie zobaczymy nigdzie indziej. A wszystko z nutą charakterystycznego dla Wainwright humoru (chociaż może "Happy Valley" nie byłoby tu dobrym przykładem). To nie był idealny finał, ale był idealny w tym, co najważniejsze – w pięknym domknięciu pierwszego etapu miłosnej historii.
Anne Lister porzuciła noszoną od lat czerń, Ann Walker odkryła siłę swojego charakteru. Serial mógłby się tak zakończyć i nie byłoby powodu do narzekań. Ale jeśli mielibyśmy dostać więcej tak uroczych scen jak w finałowym odcinku 1. sezonu "Gentleman Jack", to należy się tylko cieszyć, że powstanie 2. seria.