Wszyscy jesteśmy ludźmi — Zahn McClarnon z "Syna" opowiada o pracy nad serialem
Mateusz Piesowicz
8 maja 2019, 12:02
Czy trudno nauczyć się języka Komanczów? Czym "Syn" różni się od innych westernów? O tym i nie tylko przed premierą 2. sezonu w AMC rozmawialiśmy z Zahnem McClarnonem – serialowym Toshawayem.
Czy trudno nauczyć się języka Komanczów? Czym "Syn" różni się od innych westernów? O tym i nie tylko przed premierą 2. sezonu w AMC rozmawialiśmy z Zahnem McClarnonem – serialowym Toshawayem.
Zahn McClarnon to bardzo charakterystyczny aktor, którego z dużym prawdopodobieństwem skądś kojarzycie. Jak nie z "Fargo", gdzie wcielił się w Hanzee'ego Denta, to pewnie z "Westworld" lub "Longmire". Ostatnio zaś można go oglądać w serialu "Syn" telewizji AMC, ekranizacji powieści Philippa Meyera, opowiadającej historię teksańskiego rodu McCulloughów. Wciela się tam w indiańskiego wodza Toshawaya, który miał wielki wpływ na ukształtowanie głównego bohatera – Eli'a McCullogha (Pierce Brosnan).
W drugim i zarazem finałowym sezonie serialu, który startuje w AMC Polska w czwartek 9 maja o godz. 22:00, zobaczymy, jak Eli stanie w obliczu wojny domowej pod swoim własnym dachem. Co będzie musiał poświęcić, by zapewnić przetrwanie rodzinnego imperium? Czy nauki pobrane za młodu u Komanczów okażą się przydatne? O tym przekonamy się już wkrótce, a teraz zachęcamy do przeczytania rozmowy z Zahnem McClarnonem.
Rola Toshawaya wygląda na bardzo wymagającą. Ile czasu zajęły ci przygotowania do niej?
Zahn McClarnon: Do żadnej innej roli w karierze nie przygotowywałem się równie długo jak do tej. Głównie ze względu na konieczność nauki języka, ale nie tylko. Musiałem sporo się dowiedzieć o Komanczach, bo choć mam indiańskie korzenie [matka McClarnona pochodziła z plemienia Lakota – M.P.], Komancze byli bardzo niezależną grupą, inną od pozostałych plemion. Nie skupiali się tak mocno na religii i sprawach metafizycznych, było wśród nich wielu indywidualistów. Przez to trudniej było zrozumieć ich jako społeczeństwo czy przyświecające im cele polityczne.
Do tego doszedł język.
Tak, zdecydowanie najtrudniejszy, z jakim miałem do czynienia. Ale pamiętajcie, że mówienie o nauce języka jest tu bardzo umowne. Ja uczyłem się po prostu słów, całego języka nigdy bym nie zdążył. Zapamiętywałem więc słowo po słowie, z czasem rozumiejąc z nich coraz więcej i mogąc wiarygodnie przedstawić je na ekranie.
A czy podczas pracy przy 2. sezonie do twoich przygotowań pojawiły się jakieś nowe elementy?
Nie sądzę, to była raczej kontynuacja już zaczętej pracy. Oczywiście do nauki doszły nowe linie dialogowe, więc tak jak poprzednio musiałem przysiąść nad nimi, mozolnie ucząc się wszystkiego sylaba po sylabie. W życiu Toshawaya pojawia się za to sporo nowego, ale to już musicie sami zobaczyć.
Skoro wywołałeś temat, to powiedz, czego możemy się spodziewać po Toshawayu w tym sezonie?
Przede wszystkim oczekujcie jeszcze większego zagrożenia wiszącego nad egzystencją Toshawaya i całego plemienia Komanczów. Ich niepodległość zamierała wraz z posiadanymi przez nich ziemiami w Teksasie, a do tego dochodziły wewnętrzne walki o władzę między członkami rodziny. Zobaczycie, jak zmieniały się czasy i jak mierzył się z tym Toshaway. Mogę powiedzieć, że będzie musiał przełknąć własną dumę, gdy uświadomi sobie, że stopniowo traci pozycję silnego przywódcy.
A co z jego relacją z Eli'em? Dla chłopaka Toshaway jest już jak przyszywany ojciec, ale czy na drugą stronę ten związek też ma tak mocny wpływ?
Bez dwóch zdań. Toshaway sporo się nauczył od Eli'a, bo w końcu na tym polega rozwój – wszyscy mamy nadzieję, że drugi człowiek, jego relacja z nami, w jakiś sposób nas ubogaca. I sądzę, że to właśnie ten przypadek.
Nie chce mi się jednak wierzyć, że Toshaway pochwaliłby wszystkie czyny dorosłego Eli'a. Myślisz, że byłby z niego dumny?
Tak, wierzę, że czułby dumę, widząc niektóre z jego osiągnięć. Ale tak ogólnie… to sądzę, że Toshaway wziąłby go znowu pod swoje skrzydła i dał porządną lekcję.
Toshaway potrafi być łagodny i pełen współczucia, ale gdy trzeba, nie zawaha się podjąć drastycznych kroków. Jak udaje ci się utrzymywać równowagę pomiędzy dwiema stronami jego osobowości?
Klucz leży w człowieczeństwie. Wiesz, aktor też człowiek, zatem przygotowując się do roli, odkrywasz, że jej duża część jest już w tobie. Twoje doświadczenia i normalne przeżywanie codzienności to rzeczy, które pomagają w przygotowaniu, bo są szczere. A uważam, że wszystko, co robi Toshaway, również jest szczere. Może moje przeżycia nie są tak intensywne, jak w jego przypadku, ale potrafię ich użyć w procesie budowy postaci. Bo na jakimś poziomie wszyscy jesteśmy ludźmi.
Jak porównałbyś "Syna" do innych westernów i produkcji historycznych, w jakich występowałeś? Są jakieś różnice?
Myślę, że największa różnica tkwi w podejściu do Indian. Tutaj ich rola nie sprowadza się do stereotypowej. Nie tworzą zbitej, jednorodnej masy, lecz są znacznie bardziej złożeni i lepiej sportretowani, niż w podobnych produkcjach. Do tego jest to autentyczne przedstawienie, bo scenarzyści poświęcili im dużo czasu jak na dziesięcioodcinkowy serial.
Mówisz o autentyczności i "Syn" z pewnością wypada pod tym względem wiarygodnie. Ale czy nie miałeś obaw, jak może zostać odebrana choćby brutalna przemoc, której w serialu nie brakuje?
Oczywiście, że tak. Martwiła mnie jednak nie tyle przemoc, bo jej teraz w telewizji pełno, co stereotypowe przekonania o Indianach jako brutalnych dzikusach. Ale jak je przezywciężyć, skoro to przecież fakt, że Komancze byli bardzo zaciekłymi i gwałtownymi ludźmi? Oczywiście musieli walczyć o przetrwanie, mierząc się z napływającymi Europejczykami i zmieniającymi się warunkami życia. Jak to jednak pokazać, nie utwierdzając ludzi w stereotypowym myśleniu?
No właśnie, jak?
Wszystko tkwi w odpowiednio napisanym scenariuszu. Musi on pokazywać różnice w ludzkich charakterach, kryjące się w nich dobro, ich relacje, itd. Dzięki temu, wiedząc jeszcze, że wszyscy chcieli po prostu przetrwać, można dostrzec, że nie tylko Komancze byli wówczas brutalni, ale każdy dookoła nich. Meksykanie, Apacze, oczywiście Europejczycy, którzy prawdopodobnie byli najgorsi ze wszystkich. Takie były czasy i choć zawsze martwi mnie, jak ludzie postrzegają rodowitych Amerykanów, myślę, że AMC i twórcy "Syna" podeszli do sprawy we właściwy sposób.
Sądzisz, że wasz serial może się w jakiś sposób przyczynić do zmiany tego postrzegania?
Wierzę, że widzowie, szczególnie biali, będą w stanie dostrzec i zrozumieć, dlaczego Komancze zostali tu przedstawieni tak, a nie inaczej. To ważne, by wiedzieć, że ich przemoc wzięła się z chęci przetrwania. Pojąć, że byli ludem, którego istnienie i kulturę próbowano wymazać czy zamknąć w rezerwatach. Mam nadzieję, że ludzie po prostu wezmą pod uwagę szerokie spektrum problemów, z jakimi rodowici Amerykanie zmagali się w przeszłości, i z jakimi zmagają się do tej pory.
Na koniec powiedz, w czym będziemy mogli cię oglądać, gdy "Syn" dobiegnie końca?
Aktualnie pracuję nad thrillerem "The Silencing", w którym gram z Nikolajem Coster-Waldauem z "Gry o tron". Wkrótce pojawi się też będący kontynuacją "Lśnienia" Stephena Kinga film "Doktor Sen" w reżyserii Mike'a Flanagana. Tam występuję wspólnie z Ewanem McGregorem i Rebeką Ferguson.